Szczęście starejego mieszkania komunalnego
Siedząc przy kuchennym stole, Sofija sączyła herbatę z tymiankiem, czekając na męża z pracy. Gdy usłyszała dźwięk klucza w zamku, wstała i zatrzymała się w progu. Do mieszkania weszła milcząca, poważna postać jej mąż, Igor.
Cześć odezwała się pierwsza. Znowu się spóźniłeś, kolację jadłam już dawno, tylko czekam na ciebie
Cześć odpowiedział krótko. Mogłaś nie czekać, nie jestem głodny. Zresztą, nie zostanę długo. Spakuję swoje rzeczy i wyjdę. Nie zdjął butów, przeszedł do pokoju, otworzył szafę i wyciągnął walizkę.
Sofija stała jak sparaliżowana. Patrzyła, jak wrzuca do walizki pierwsze lepsze ubrania, nie rozumiejąc, co się dzieje.
Igor, wytłumacz mi, co się stało?
Naprawdę nie rozumiesz? Odchodzę od ciebie powiedział stanowczo, unikając jej wzroku.
Dokąd?
Do innej kobiety.
Pewnie młodszej, chociaż jesteś jeszcze młody, czterdzieści lat to nie wiek odparła z goryczą, powoli dochodząc do siebie. Nie pokażę mu łez powiedziała sobie w duchu, a na głosie dodała: I od dawna to trwa?
Prawie rok odpowiedział spokojnie, widząc jej zdumienie. To twój problem, iż nic nie zauważyłaś. Nie domyśliłaś się, bo dobrze się maskowałeś.
Odchodzisz na zawsze, czy? zapytała niepewnie.
Sofij, naprawdę nic nie rozumiesz? Słuchaj uważnie odchodzę do innej. niedługo urodzimy dziecko. Nie udało nam się, a Kasia urodzi mi syna. Daję ci miesiąc, żebyś wyprowadziła się z mojego mieszkania. Dokąd i jak to już twoja sprawa. My z Kasią i synem tutaj zamieszkamy, póki co ona wynajmuje mieszkanie.
Igor wyszedł. Sofija została sama, ściany zdawały się ją przygniatać, w mieszkaniu panowała cisza. Włączyła telewizor niech chociaż kogoś słyszy. Z Igorem żyli dwanaście lat. Potrzebowała tygodnia, by dojść do siebie, ale poradziła sobie.
Po rodzicach, którzy odeszli przedwcześnie, odziedziczyła dom na wsi. Ale nie chciała tam mieszkać sama.
Nie dam rady myślała. Z dale