Szczęście, nie ma co…
– Kinga, pozwól, iż wszystko wyjaśnię! – na progu stał zdyszany Krzysztof.
-Czego pan ode mnie chce? Niech pan idzie tłumaczyć się swoim przełożonym!
-Nie zrozumiałaś. Przepraszam… Pani nie zrozumiała. Proszę, zamknij wszystkie drzwi i zadzwoń na policję. Po prostu uwierz!
Kinga spojrzała zdezorientowana na uciekającego Krzysztofa. Co to miało znaczyć? Dlaczego zwykły serwisant zachowuje się tak dziwnie?
Nagle usłyszała hałas piętro niżej. Głośne głosy, dźwięk tłuczonego szkła i krzyk Krzysztofa.
– Kinga, uciekaj!
Dziewczyna gwałtownie zatrzasnęła drzwi. Nie rozumiała, co się dzieje, ale posłuchała Krzysztofa. Przekręciła oba rygle i włożyła klucz od swojej strony. Potem drżącymi palcami wybrała 112.
Ktoś zapukał do drzwi, a Kinga wzdrygnęła się. Przyciskając telefon do piersi, zaczęła się modlić, żeby to się skończyło.
-Ślicznotko, jesteś tam? Słyszymy cię. Otwórz grzecznie, nie skrzywdzimy cię, obiecujemy – dobiegł nieprzyjemny męski głos za drzwiami.
Kinga milczała, ledwo oddychając. Głosy ucichły, ale pojawiły się dziwne dźwięki. Ktoś próbował otworzyć drzwi od drugiej strony.
-Ta głupia klucz włożyła. Słyszysz? Nie utrudniaj sobie życia! Otwieraj, no!
-Wynoście się! Wezwałam policję! – wykrzyknęła Kinga, ale natychmiast zakryła usta dłońmi.
-A to była twoja wielka pomyłka, laleczko – odpowiedział ten sam głos. – Chodźcie, chłopaki. Jeszcze wrócimy, jasne?
Nieznajomi zaczęli zbiegać po schodach. Hałasy cichły, aż w końcu zapanowała cisza. Kinga osunęła się po ścianie, wciąż ściskając telefon.
Znowu zapukano do drzwi, a Kinga prawie krzyknęła. Ale ulga przyszła natychmiast, gdy zza drzwi padło:
-Policja, proszę otworzyć!
Kinga siedziała przy kuchennym stole i opowiadała swoją historię. Posterunkowy spokojnie notował zeznania. Dziewczynę wciąż trzęsło.
-Kim jest Krzysztof i gdzie się państwo poznali? – zapytał drugi funkcjonariusz. Kinga nie znała się na stopniach, ale po jego tonie i sposobie wydawania poleceń było jasne, iż to starszy w patrolu.
-Pół roku temu kupiłam nową pralkę. W zeszłym miesiącu zaczęła przeciekać. Skierowano mnie do serwisu, a tam przydzielono mi Krzysztofa.
-Widziała go pani wcześniej?
-Nie, oczywiście iż nie. Pierwszy raz, gdy przyjechał do mnie.
-Czyli wpuściła pani obcego faceta do domu?
-O czym pan mówi? To przecież oficjalny serwis. To ich pracownik. Nie wpuszczam byle kogo! – Kinga spojrzała na nich z wyrzutem.
I słusznie. Nie było powodu, by nie ufać Krzysztofowi. Przyszedł punktualnie, w firmowym ubraniu. Miał przy sobie dużą walizkę z narzędziami. Dokładnie obejrzał pralkę, robił notatki, a potem wypisał protokół. Kinga podpisała się na firmowym blankiecie.
Nie było powodów, by go podejrzewać.
-No i po sprawie. Będzie jak nowa! – powiedział, podając jej małą karteczkę.
-Co to?
-Mój numer telefonu.
-A to nie jest niezgodne z polityką firmy? – zdziwiła się Kinga, niepewnie biorąc kartkę.
-Niech pani nie myśli źle. Po prostu czasem jedna usterka prowadzi do drugiej. Przez serwis formalności ciągną się tygodniami, a jeżeli pani zadzwoni, przyjadę od razu, gdy będę wolny.
Kinga odetchnęła z ulgą. Miał rację – zanim serwis wyznaczył termin, minął tydzień.
Ale po kilku dniach pralka znów zaczęła przeciekać. Kinga znów musiała wezwać Krzysztofa.
-Przyjadę i sprawdzę. Oczywiście, za darmo – powiedział.
-Nie rozumiem, co się z nią dzieje.
-Niech się pani nie martwi. Na tę markę jest dużo skarg, wierz mi.
Gdy skończył, wytrzeAle kiedy później tej nocy usłyszała pukanie do drzwi, zrozumiała, iż pewne ostrzeżenia przychodzą za późno.