Szczęście w nieoczekiwanym momencie

newskey24.com 3 dni temu

„Szczęście, mówią”

– Ewa, pozwól mi wszystko wyjaśnić! – Na progu stał zdyszany Krzysztof.
– Czego pan ode mnie chce? Niech się pan tłumaczy przed swoim szefem!
– Nie zrozumiałaś. Przepraszam… Nie zrozumiała pani. Proszę, zamknij wszystkie drzwi i dzwoń na policję. Po prostu uwierz!

Ewa spojrzała na uciekającego Krzysztofa z niedowierzaniem. Co to wszystko miało znaczyć? Dlaczego zwykły serwisant zachowuje się tak dziwnie?

Nagle usłyszała hałas piętro niżej. Krzyki, dźwięk tłuczonego szkła i rozpaczliwy głos Krzysztofa.

– Ewa, uciekaj!

Dziewczyna gwałtownie zatrzasnęła drzwi. Nie rozumiała nic, ale zrobiła, co kazał Krzysztof. Przekręciła oba rygle, włożyła klucz od wewnątrz. Potem drżącymi palcami wybrała 997.

W drzwiach rozległo się pukanie, a Ewa wzdrygnęła się. Przycisnęła telefon do piersi, modląc się, żeby to już się skończyło.

– Piękna, jesteś tam? Słyszymy cię. Otwórz grzecznie, nie skrzywdzimy cię, obiecujemy – rozległ się nieprzyjemny męski głos za drzwiami.

Ewa milczała, niemal wstrzymując oddech. Głosy ucichły, ale pojawiły się dziwne odgłosy. Ktoś próbował otworzyć drzwi od drugiej strony.

– Ta durna klucz wetknęła. Słyszysz? Nie utrudniaj sobie życia! Otwieraj, no!
– Idźcie stąd! Wezwałam policję! – krzyknęła Ewa, ale natychmiast zakryła usta dłońmi.
– To był twój błąd, laleczko – odezwał się ten sam nieprzyjemny głos. – Chodźcie, chłopaki. Wrócimy, zrozumiałaś?

Nieznajomi zaczęli zbiegać po schodach. Odgłosy cichły, aż w końcu zapadła całkowita cisza. Ewa osunęła się po ścianie, wciąż ściskając telefon.

Znowu pukanie. Dziewczyna ledwo stłumiła krzyk. Ale ulgę przyniosły słowa:

– Otwierać, policja!

Ewa siedziała przy kuchennym stole, opowiadając swoją historię. Funkcjonariusz spisywał zeznania, podczas gdy dłoń dziewczyny wciąż drżała.

– Proszę powiedzieć, kim jest Krzysztof i jak się poznaliście? – zapytał drugi policjant. Nie znała się na stopniach, ale po jego tonie było jasne, iż to przełożony.
– Pół roku temu kupiłam nową pralkę. W zeszłym miesiącu zaczęła przeciekać. Skierowano mnie do serwisu, a tam przydzielono Krzysztofa.
– Widziała go pani wcześniej?
– Nie, oczywiście iż nie. Pierwszy raz, gdy przyjechał do mnie.
– Więc wpuściła pani do domu obcego mężczyznę?
– O czym pan mówi? To przecież autoryzowany serwis. To ich pracownik. Nie wpuszczam byle kogo! – Ewa spojrzała na policjantów z wyraźną urazą.

I słusznie – nie było powodu, by nie ufać serwisantowi. Krzysztof pojawił się punktualnie. Wysoki, zadbany mężczyzna w firmowym uniformie, z walizką pełną narzędzi. Skrupulatnie sprawdził pralkę, robił notatki, a potem wypełnił raport na firmowym blankiecie. Ewa podpisała się pod dokumentem – wszystko wyglądało profesjonalnie.

Nie było powodów, by go podejrzewać.

– Gotowe. Będzie działać jak nowa! – uśmiechnął się, podając jej małą karteczkę.
– Co to?
– Mój numer telefonu.
– Czy to nie łamie zasad pańskiej firmy? – zdziwiła się Ewa, niepewnie biorąc kartkę.
– Niech pani nie myśli źle. Po prostu, czasem jedna usterka ciągnie drugą. Przez serwis zgłoszenia idą wolno, a jak pani zadzwoni bezpośrednio, przyjadę od razu, gdy będę wolny.

Ewa odetchnęła z ulgą. To miało sens – zanim serwis przydzielił go po raz pierwszy, minął tydzień.

Ale po kilku dniach pralka znów zaczęła przeciekać. Dziewczyna nie miała wyboru – znów zadzwoniła do Krzysztofa.

– Przyjadę i sprawdzę. Oczywiście za darmo – zapewnił.
– Nie rozumiem, co jest nie tak z tą pralką.
– Niech się pani nie martwi. Na tę markę wielu narzeka, niech mi pani wierzy.

Gdy skończył, wytrząsnął dłonie i uśmiechnął się.

– To wszystko. Mam nadzieję, iż już nie będę potrzebny – powiedział szczerze.
– Ja też. Dziękuję bardzo!

Ewa, zmęczona awariami, wreszcie odetchnęła. Nie kontaktowała się z Krzysztofem – nie było powodu. On też nie okazywał niczego niepokojącego. Gdy już zapomniała o zalaniach, pralka znowu się zepsuła. Tylko tym razem numer Krzysztofa był niedostępny.

Zebrała wodę z podłogi i rozpłakała się. „Głupie żelastwo!” – krzyknęła, zatrzaskując drzwiczki.

Nie pozostało nic innego, jak wezwać serwis. Dziewczyna na infolinii zdziwiła się, iż problem nie został rozwiązany.

– Krzysztof zgłosił, iż usterka jest naprawiona. Mówi pani, iż przyjeżdżał ponownie? Ale nie widzę zgłoszenia…
– Nie rozumie pani. Powiedział, iż z tym modelem są ciągłe problemy i iż lepiej kontaktować się z nim bezpośrednio.

Coś było nie tak. Serwis wysłał nowego technika, ale miał przyjść dopiero następnego dnia. Operatorka zapewniła, iż Krzysztof nie odbiera, ale „na pewno wyjaśnią sprawę”. Tego samego dnia do drzwi zapukał… sam Krzysztof, błagając, by zamknęła drzwi i wezwała pomoc.

– To wszystko – westchnęła Ewa. – Nic więcej nie wiem.
– Czy podczas napraw rozmawiała pani z Krzysztofem?
– Nie. O czym miałabym mówić z serwisantem? Czasem pytałam, czy czegoś potrzebuje.
– Mówiła pani, iż miał swoje narzędzia? – uśmiechnął się funkcjonariusz.
– Przecież nie noszą kawałka szmaty w kieszeni – odparowała Ewa. – Miała pani kiedyś zepsutą pralkę? Jak odkręca się zawód, woda leci we wszystkie strony…

Policjanci zamilkli, wymieniając spojrzenia. Ewa, wyczuwając ich niewiarę, nie wytrzymała.

– Co się dzieje? Proszę mi wytłumaczyć. Ci faceci obiecali wrócić… Kim oni w ogóle są?
– Na razie nie mamy pewności. Ale podejrzewamy, iż Krzysztof jest powW tamtym momencie Ewa zrozumiała, iż czasem największym zagrożeniem nie są obcy za drzwiami, ale ci, którym te drzwi z ufnością otwieramy.

Idź do oryginalnego materiału