Szczęście przychodzi, gdy się w nie wierzy i czeka
W ósmej klasie, zaraz po szkolnym balu noworocznym, Elżbieta uciekła z Romkiem. Chcieli pobyć sami, a nagle zaczął padać ogromnymi płatami śniegu, tak gęsto, jakby ktoś niewidzialny rozdarł poduszkę wypchaną łabędzim puchem… a śnieg wciąż sypał i sypał.
Romek wziął dłonie Eli i przycisnął je do swoich ust. Były zimne, a on ogrzewał je swoim oddechem. Przyjaźnili się od dzieciństwa, ale teraz ich relacja weszła na nowy poziom. Dorastali i oboje czuli, iż dzieciństwo minęło, choć nie wiedzieli dokładnie, gdzie się podziało. Mieli jednak siebie i wierzyli, iż to już na zawsze.
— Boże, jak dawno to było — myślała Elżbieta. — Gdzie teraz jest Romek?
W wieku trzydziestu dwóch lat wciąż nie wyszła za mąż. Tak się potoczyło, a adekwatnie to jej matka, Zofia, zmieniła jej los. Gdyby nie ona, życie córki potoczyłoby się inaczej.
Elżbieta dorastała jak zwyczajna dziewczynka. Bawiła się, biegała, skakała z wiernymi przyjaciółmi — Romkiem i Anką. Romek od pierwszej klasy nosił za nią tornister, pomagał z matematyką, bronił przed psami i chłopakami. Sam mieszkał w domu, gdzie ojciec pił, często wyrzucał żonę z synem, więc nocowali w domu Elżbiety.
Zofia pytała matkę Romka:
— Władziu, dlaczego to znosisz? Rozwiedź się z nim, to nie jest życie…
— Żyję dla syna — odpowiadała.
— Czy tak można żyć, gdy Romek widzi to na co dzień? Czego się nauczy od ojca? — ale Władysława tylko wzruszała ramionami.
Po takich rozmowach matka czasem mówiła córce:
— Elu, po co ty się z nim zadajesz?
— Mamo, Romek to najprawdziwszy przyjaciel, odważny i dobry — broniła go Elżbieta.
— Poczekaj, aż dorośniesz. Będzie takim samym pijakiem i awanturnikiem jak ojciec. Innych chłopaków nie ma?
Ale Ela nie słuchała i biegła do Romka. Był jej najwierniejszym przyjacielem. Razem pływali na głęboką wodę — choć ona nie była najlepszą pływaczką, on zawsze był obok. Stawali na stromych urwiskach, a raz choćby o mało nie spadli.
Z czasem ich przyjaźń tylko się umacniała. Sąsiadka Anka też często się z nimi bawiła, więc trzymali się we trójkę. Gdy podrośli, Ance zaczął się podobać Michał z równoległej klasy, więc trochę się odsunęła, ale rozumieli ją.
W ósmej klasie, po Nowym Roku, Ela niefortunnie upadła i złamała nogę. Złamanie było tak poważne, iż trafiła do szpitala na długo.
Zofia płakała:
— Córko, jak to możliwe? Zostaniesz kaleką na zawsze!
Elżbieta postanowiła wyzdrowieć. Przysięgła sobie, iż gwałtownie wstanie i zdejmie gips. choćby lekarz powiedział matce, iż ma bardzo zdeterminowaną córkę. niedługo zrobiła pierwszy krok, potem kolejny — najpierw na kulach, później z laską.
Odwiedzali ją koledzy z klasy, a choćby wychowawczyni. Romek przychodził codziennie, przynosił pierogi z kapustą, malinowy dżem i książki, które uwielbiała czytać.
Gdy wróciła do domu, wciąż utykała, a noga czasem bolała. Lekarz poradził Zofii zmianę klimatu, więc wyjechały.
— Córko, jedziemy na południe, do mojej siostry Marii. Tamtejszy klimat pomoże ci wrócić do zdrowia.
— Mamo, nie chcę! Tam nie mam przyjaciół, a tutaj mam wszystko! — ale Zofia nie słuchała.
Pojechały do nadmorskiej wioski, gdzie mieszkała siostra Zofii.
Pożegnanie z przyjaciółmi było ciężkie. Romek był zrozpaczony, podobnie jak Ela.
— Cokolwiek się stanie, Elu, nie zapomnij mnie. Ja ciebie na pewno nie zapomnę. Będziemy pisać — Romek przytulił ją i mocno pocałował w usta. To był ich pierwszy prawdziwy pocałunek.
Na nowym miejscu zamieszkały u krewnych. Elżbieta od razu napisała listy do Romka i Anki, ale nie dotarły. I ona też nie dostała odpowiedzi — nie znali jej adresu. Matka postarała się, by córka zapomniała o Romku. Ela myślała, iż przyjaciele ją porzucili.
W nowej szkole przyjęli ją niechętnie. Utykała, a młodzież, choć już nie dzieci, wyśmiewała się z niej, nazywając ją „Kulawą”.
Nie miała przyjaciół. Ciągle czytała, wspominała Romka i była na niego zła — ledwie wyjechała, a on już nie chciał pisać. Kilka razy jeszcze próbowała, ale bezskutecznie.
Po maturze poszła na studia. Gdy miała sesję, Zofia wyjechała w rodzinne strony. Może specjalnie wybrała ten czas, by córka nie pojechała z nią.
Elżbieta nie mogła doczekać się powrotu matki.
— Zapomnij o tym zdrajcy Romku — powiedziała od razu. — On już jest żonaty i ma dziecko. Zawsze mi się nie podobał…
Ela była załamana. Rzuciła się w naukę, skończyła studia i zaczęła uczyć angielskiego. Wciąż chodziła z laską, wstydziła się i nie dopuszczała do siebie mężczyzn.
— Nikt mnie nie pokocha z taką wadą — przekonywała siebie, choć była piękna. — Wokół są zdrowe kobiety, a ja…
Wieczorami siedziała w domu, tęskniąc za Romkiem.
— Nie mogę go wyrzucić z serca — cierpiała. — Może on też o mnie myśli? Śni mi się, iż lata”Ale teraz, gdy stali znów razem pod tą samą brzozą, wiedziała, iż szczęście w końcu ją odnalazło — bo wierzyła i czekała.”