Szczęście po latach

twojacena.pl 1 miesiąc temu

Marian długo błąkał się po obcym, wielkim mieście, aż w końcu dotarł na dworzec. Nogi bolały go ze zmęczenia, a humor miał pod psem. Jechał tu z taką radością, nie spodziewał się, iż będzie musiał wracać w ten sposób. Niczego nie zawinił, a uciekał, jak kot, który nabroił.

Zauważył wolne miejsce w poczekalni i usiadł, żeby odpocząć. „Odkrztuszę się trochę, a potem pójdę sprawdzić bilety. Te kilka minut już nic nie zmieni. Dobrze, iż nie kupiłem biletu powrotnego wcześniej. Planowałem zostać tydzień… No trudno.”

Gdy poczuł, iż nogi już nieco odpoczęły, zarzucił na ramię ciężką sportową torbę i ruszył do kasy. Stał w kolejce, obserwując dworcowy tłum i zastanawiając się, co zrobi, jeżeli nie będzie pociągu. Ale kasjerka wydała mu bilet. Tyle iż musiał czekać ponad trzy godziny. Nic nie szkodzi. Najważniejsze, iż ma bilet, wraca do domu.

Marian schował do kieszeni kurtki bilet i dowód, rozejrzał się – jego miejsce już ktoś zajął. Wyszedł przed dworzec, w stronę peronów. Przy ścianie budynku też stały ławki. Na jednym z peronów czekał już pociąg pośpieszny gotowy do odjazdu. Tablica przy peronie szóstym pokazywała czas odjazdu i cel podróży. Wszyscy pasażerowie już weszli do środka, bo ławki stały puste.

Uparty zapach dziegciu i kurzu mieszał się z dymem papierosów, odorem alkoholu i potem brudnych ciał. choćby świeże powietrze nie pomagało. Przez dworzec w ciągu dnia przewijają się tysiące ludzi, w tym bezdomni i pijani.

Marian usiadł na ławce, skąd dobrze było widać wszystkie tablice i perony, i przygotował się na czekanie. W myślach odtwarzał rozmowę z wnukiem Bożeny, za późno wymyślając adekwatne słowa i argumenty, a wtedy zupełnie stracił głowę…

„Wolne?” – obok rozległ się młody męski głos.

Marian podniósł wzrok i zobaczył przed sobą mężczyznę w eleganckim garniturze, z małą walizką na kółkach.

„Wolne, proszę siadać” – powiedział, przesuwając się trochę na bok, choć miejsca było dość. Zauważył, iż na innych ławkach też siedzą ludzie.

Mężczyzna zajął miejsce na drugim końcu ławki, poluzował krawat, po czym postawił walizkę obok siebie.

„W delegację pan jedzie?” – zapytał Marian, któremu bardzo chciało się porozmawiać, usłyszeć ludzki głos.

„Nie, wracam z delegacji do domu” – odpowiedział niechętnie i spojrzał na Mariana.

„Ja też wracam” – westchnął Marian.

„Też z delegacji?” – mężczyzna spytał sceptycznie.

„Nie. W gościnę przyjechałem. Myślałem, iż zostanę na tydzień, ale nie wyszło.” Marian opuścił głowę.

„Wyrzucili pana?” – zapytał ze współczuciem.

„Można tak powiedzieć. Siedzę tu, czekam na pociąg do Gdańska. A pan?”

„Nam się nie poszczęściło, długo będziemy czekać. Ja też muszę wracać wcześniej. Musiałem zmienić bilet.”

„A w którym wagonie pan jedzie?” – Marian z ciekawością spojrzał na niego.

„W jedenastym.”

„To pojedziemy razem. A przedział nie piąty przypadkiem?”

„Piaty.” – Mężczyzna sięgnął po bilet, sprawdził, skinął głową i schował go z powrotem. Poklepał się po kolanach.

„Co za zbieg okoliczności. Dopiero co pan kupił bilet?” – przyjrzał się Marianowi uważniej. W końcu mieli jechać razem całą drogę.

„Tak.”

„Ja miałem jechać dopiero za dwa dni, ale żona zadzwoniła – córka zachorowała. Powiedziała, iż boi się choćby głośno wymówić diagnozy, płacze. Musiałem przerwać delegację i wracać.”

„Samolotem byłoby szybciej” – zauważył Marian.

„Przyznam się, boję się latać. Pociągiem spokojniej.”

W tej chwili w kieszeni marynarki mężczyzny zadzwonił telefon. Wyciągnął go i odebrał. Marian odwrócił głowę, dając do zrozumienia, iż nie podsłuchuje.

„Cześć. Tak, na dworcu, już mam bilet… Ja też miałem nadzieję… Też za wami tęsknię. Nie płacz, spróbuję jakoś się wyrwać… – Długo słuchał, patrząc przed siebie. – Dobrze, na pewno zadzwonię, jeżeli coś się zmieni. No to pa, całuję.” – Odłożył telefon.

Jego nastrój wyraźnie się pogorszył. Siedział zamyślony. Marian też milczał.

„Tylko nie udawaj, iż nie rozumiesz” – nagle przerwał ciszę. „Nie oceniaj, stary. Nic nie wiesz” – przeszedł na „ty”.

„Ja wcale nie oceniam. To nie moja sprawa” – odparł Marian.

„Właśnie tak trzeba. Za córkę bym się porwał. A żona… Zakochałem się jak chłopak. Tobie też się tak zdarzało?” – spojrzał na Mariana, czekając na odpowiedź.

„Zdarzało, jak to w życiu. Ale żonie nie zdradzałem. Jak się człowiek ożeni, to musi brać odpowiedzialność za rodzinę. A gdyby ona poszła w tango? Jak wtedy żyć?” – Marian spojrzał mu prosto w oczy. „Więc ta delegacja to przykrywka?”

„Łapiesz. Raz na pół roku przyjeżdżam tutaj, odpoczywam duszą.” – Jego wzrok zaszklil się. „I wtedy mogę dalej żyć.”

„A córka w jakim jest wieku?” – Marian postanowił dopytać.

„Dwanaście. A ty dokąd jedziesz? U dzieci byłeś? Syn pokazał ci drzwi?” – zapytał z odrobiną złośliwości.

„Syn mieszka w Warszawie z rodziną. Ciągle mnie zaprasza. Po co ja im? Mają swoje życie. Nie chcę przeszkadzać.”

„Słusznie” – skinął głową współpasażer.

„Żona zmarła trzy lata temu. Ożeniłem się na złość, żeby zapomnieć o tamtej miłości. A jak umarła, to chciałem za nią pójść, tak mi się samemu nudziło. Może ją kochałem, tylko nie wiedziałem. Miłość bywa różna. Ale nic, żyję. Jak się bólu nie rozdrapuje, to mniej dokucza” – Marian podzielił się swoim odkryciem.

„Do rodziny przyjechałeś?” – mężczyzna spojrzał na niego uważniej.

Tak już jest z ludźmi. Kiedy nam źle, cudze problemy pomagają oderwać się od własnych. I własny ból wydaje się mniejszy.

„Nie, ale do najbliższej osoby na świecie” – odpowiedział Marian.

„Opowiedz. Siedzimy tu trzy godziny. Jestem Tomek.” – Wyciągnął rękę.

„Marian.”

Uścisnęli sobie dłonie”Po chwili wahania Marian uśmiechnął się szeroko i mocno ścisnął dłoń Bożeny, wiedząc, iż ich wspólna podróż dopiero się zaczyna.”

Idź do oryginalnego materiału