*”Szczęście”*, pomyślała Weronika.
– *”Weronika, pozwól mi wszystko wyjaśnić!”* – na progu stał zdyszany Wojtek.
– *”Czego ode mnie chcecie? Idźcie się tłumaczyć ze swoim szefem!”*
– *”Nie zrozumiałaś. Przepraszam… Proszę, zamknij wszystkie drzwi i dzwoń na policję. Uwierz mi!”*
Weronika osłupiała patrzyła na uciekającego Wojtka. Co to wszystko miało znaczyć? Dlaczego zwykły serwisant zachowywał się tak dziwnie?
Nagle usłyszała hałas piętro niżej. Krzyki, dźwięk tłuczonego szkła i rozpaczliwy głos Wojtka.
– *”Weronika, uciekaj!”*
Dziewczyna gwałtownie zatrzasnęła drzwi. Nic nie rozumiała, ale zrobiła, co kazał Wojtek. Przekręciła oba zamki, klucz wbiła w zamek od swojej strony. Drżącymi palcami wykręciła 997.
Ktoś zastukał do drzwi. Weronika wzdrygnęła się, przyciskając telefon do piersi. Modliła się w duchu, żeby to już się skończyło.
– *”Ślicznotko, jesteś tam? Słyszymy cię. Otwórz grzecznie, nie zrobimy ci krzywdy, obiecujemy.”* – zza drzwi dobiegł ohydny, chrapliwy głos.
Weronika milczała, wstrzymując oddech. Głosy ucichły, ale pojawiły się dziwne odgłosy. Ktoś próbował otworzyć drzwi od zewnątrz.
– *”Ta głupia klucz wetknęła! Słyszysz? Nie komplikuj sobie życia! Otwieraj!”*
– *”Wynoście się! Wezwałam policję!”* – krzyknęła Weronika, ale natychmiast zakryła usta dłońmi.
– *”To był błąd, kotku.”* – warknął ten sam głos. *”Chodźcie, chłopaki. Wrócimy, jasne?”*
Nieznajomi zaczęli zbiegać po schodach. Ich kroki cichły, aż w końcu zapadła martwa cisza. W uszach Weroniki dzwoniło, osunęła się po ścianie, wciąż ściskając telefon.
Znowu stukanie. Dziewczyna ledwo stłumiła krzyk, ale ulgę przyniosły słowa:
– *”Otwierać, policja!”*
—
Weronika siedziała przy kuchennym stole, opowiadając swoją historię. Funkcjonariusz notował zeznania, podczas gdy dziewczynę wciąż trzęsło.
– *”Kim jest Wojtek? Gdzie się państwo poznali?”* – zapytał drugi policjant, starszy rangą.
– *”Pół roku temu kupiłam nową pralkę. W zeszłym miesiącu zaczęła przeciekać. Sklep skierował mnie do serwisu. Przysłali Wojtka.”*
– *”Widziała go pani wcześniej?”*
– *”Nie! Pierwszy raz, gdy przyjechał.”*
– *”Wpuściła pani do domu obcego mężczyznę?”*
– *”O czym pan mówi? To był pracownik autoryzowanego serwisu! Nie wzięłam pierwszego lepszego z ulicy!”* – rzuciła obrażonym spojrzeniem.
I słusznie. Nie miała powodu mu nie ufać. Wojtek przyszedł punktualnie, ubrany w firmową bluzę, z wielką walizką narzędzi. Dokładnie sprawdził pralkę, zrobił notatki, wypełnił formularz. Weronika podpisała. Nic nie wzbudzało podejrzeń.
– *”Gotowe. Będzie działać jak nowa!”* – powiedział, podając jej karteczkę.
– *”Co to?”*
– *”Mój numer. W razie problemów – proszę dzwonić. Przez serwis trwa to dłużej.”*
– *”A firma na to pozwala?”* – zdziwiła się.
– *”To dla pani wygody. Tę markę często trzeba poprawiać.”*
Kilka dni później pralka znów zalala łazienkę. Wojtek przyjechał bezpłatnie.
– *”Gotowe. Mam nadzieję, iż już nie będę potrzebny.”* – rzekł szczerze.
– *”Ja też. Dziękuję!”*
Potem kontakt się urwał. Gdy znów się zepsuła, telefon Wojtka nie odpowiadał. Serwis wysłał kogoś innego… dopiero następnego dnia.
Tego wieczora do drzwi zapukał Wojtek. I błagał, by uciekała.
—
– *”Czy rozmawiała pani z nim podczas naprawy?”* – dopytywał policjant.
– *”Nie. Po co?”*
– *”Miał swoje narzędzia?”* – uśmiechnął się młodszy funkcjonariusz.
– *”Czy noszą ścierki w kieszeniach?!”* – oburzyła się. *”Jak odkręcają zawór, woda leci we wszystkie strony…”*
Policjanci zamienili się spojrzeniami. Weronika złapała ich ton.
– *”Co się dzieje?! Ci ludzie mówili, iż wrócą! Kim oni są?”*
– *”Podejrzewamy, iż Wojtek jest powiązany z serią włamań. 'Zwiadowcy’ zatrudniają się w serwisach, by ocenić mieszkania.”* – starszy wskazał na łazienkę. *”Ile szczoteczek? Jaki styl życia? Wszystko widać.”*
Weronika zdrętwiała. Ci ludzie chcieli ją okraść!
– *”Podpisz pani tu i tu. Będziemy w kontakcie.”*
– *”Zostawicie mnie samą?! Oni wrócą!”* – złapała funkcjonariusza za rękę.
– *”Mamy to pod kontrolą.”* – zmęczony uśmiech.
Gdy wyszli, zatrzasnęła drzwi na wszystkie zamki. Wieczorem przyszli przyjaciele – Kamil i para, Ola z Markiem. Grali w planszówki, by ją rozluźnić.
Wtedy zadzwonił nieznany numer.
– *”Starszy aspirant Nowak. Złapaliśmy Wojtka. Działał w grupie – oznaczał mieszkania. Gdyby nie ostrzegł pani…”* – urwał. *”Proszę być w kontakcie. Proces będzie długi.”*
Telefon się rozłączył. Weronice zrobiło się zimno.
– *”To choćby romantyczne…”* – zamyśliła się Ola.
Ale dla Weroniki nie było w tym nic pięknego. Nauczyła się, iż uśmiech i uprzejmość nie zawsze znaczą dobre intencje.
Tylko jedno pytanie zostanie bez odpowiedzi: jeżeli Wojtek działał tylko dla zysku – dlaczego wrócił, by ją ostrzec?