Szczęście nadchodzi tam, gdzie w nie wierzymy i czekamy

newsempire24.com 1 tydzień temu

Szczęście przychodzi, gdy się w nie wierzy i czeka

W ósmej klasie, podczas szkolnej zabawy sylwestrowej, Elżbieta uciekła z Romkiem. Mieli ochotę pobyć sami, gdy nagle zaczął padać gęsty śnieg – taki, jakby ktoś rozdarł pierzynę wypełnioną puchowymi piórami, a te fruwały w powietrzu bez końca.

Romek wziął dłonie Eli i przycisnął je do swoich ust. Były zimne, więc ogrzewał je własnym oddechem. Przyjaźnili się od dziecka, ale teraz ich relacja nabrała nowego wymiaru. Obydwoje czuli, iż dzieciństwo minęło, choć nie wiedzieli dokładnie, gdzie się podziało. Byli jednak razem i mieli nadzieję, iż to już na zawsze.

– Boże, jak dawno to było – myślała Elżbieta. – I gdzie teraz jest Romek?

Miała trzydzieści dwa lata, a wciąż nie wyszła za mąż. Tak się jakoś złożyło, choć tak naprawdę to jej matka, Zofia, zmieniła bieg jej życia. Gdyby nie ona, wszystko potoczyłoby się inaczej.

Elżbieta dorastała jak zwyczajna dziewczynka – biegała, skakała, bawiła się z wiernymi przyjaciółmi, Romkiem i Anką. Romek od pierwszej klasy nosił za nią tornister, pomagał z matematyką, bronił przed psami i chłopakami. Sam pochodził z rodziny, w której ojciec pił, często wyrzucał żonę z synem z domu, więc nocowali wtedy u Elżbiety.

Zofia zawsze pytała matkę Romka:

– Weroniko, dlaczego to znosisz? Rozwiedź się z nim, to nie jest życie…

– Żyję dla syna – odpowiadała.

– Czy można tak żyć, gdy Romek widzi tylko taki przykład? Czego się nauczy od ojca? – Weronika tylko wzruszała ramionami.

Czasem po takich rozmowach matka mówiła córce:

– Ela, po co ty się z Romkiem zadajesz?

– Mamo, Romek to najlepszy przyjaciel, dzielny i dobry! – broniła go Elżbieta.

– Jak dorośniesz, zobaczysz. Będzie takim samym pijakiem i awanturnikiem jak jego ojciec. Innych chłopaków nie ma?

Ela nie słuchała i uciekała do Romka. Był jej najwierniejszym kompanem – gdzie tylko nie byli! Hartowali charakter, pływali na głębinę (choć Ela pływała niepewnie, zawsze ją asekurował), stawali na stromych urwiskach, raz choćby o mało nie spadli.

Z czasem ich przyjaźń tylko rosła. Sąsiadka, Anka, też często się z nimi włóczyła, więc trzymali się we trójkę. Później jednak Anka zaczęła sympatyzować z Michałem z równoległej klasy, więc odrobinę się odsunęła – ale oni to rozumieli.

W ósmej klasie, po Nowym Roku, Ela niefortunnie upadła i złamała nogę. Złamanie było tak poważne, iż trafiła do szpitala na długo.

Zofia płakała:

– Córeczko, jak to możliwe? Zostaniesz kulawa na zawsze…

Elżbieta jednak postanowiła wyzdrowieć. choćby lekarz powiedział matce, iż ma bardzo zdeterminowaną córkę i iż sobie poradzi. niedługo postawiła pierwszy krok, potem kolejne – najpierw na kulach, potem z laską.

Odwiedzali ją koledzy z klasy, choćby wychowawczyni. A co dopiero Romek i Anka! Romek przychodził codziennie, przynosząc pierogi z kapustą, malinowy dżem i książki, które uwielbiała czytać.

Gdy wróciła do domu, wciąż utykała, a noga czasem bolała. Lekarz zasugerował zmianę klimatu, więc Zofia zdecydowała:

– Córko, wyjeżdżamy na południe, do mojej siostry Marii. Klimat morski pomoże ci dojść do siebie.

– Mamo, nie chcę! Tam nie mam przyjaciół, a tutaj… – ale Zofia nie słuchała.

Przenieśli się do nadmorskiej wioski, gdzie mieszkała ciotka.

Pożegnanie z przyjaciółmi było trudne. Romek był załamany, Ela też.

– Cokolwiek się stanie, Ela, nie zapomnij o mnie. Ja na pewno nie zapomnę. Będziemy pisać – Romek przytulił ją mocno i pocałował w usta. To był ich pierwszy prawdziwy pocałunek.

Na nowym miejscu zamieszkali u krewnych. Elżbieta od razu wysłała listy do Romka i Anki, ale żaden nie dotarł. Oczywiście, ona też nie dostała odpowiedzi – nie znali jej adresu. Matka dobrze się postarała. Cieszyła się, iż uciekła przed Romkiem, a Ela myślała, iż przyjaciele ją zdradzili.

W nowej szkole nie przyjęli jej z otwartymi ramionami. Dziewczyna utykała, a dzieci – choć już nie takie małe, bo w dziewiątej klasie – bywają okrutne. Przezywali ją „Kulawa”.

Elżbieta nie miała przyjaciół. Ciągle czytała, często myślała o Romku, była na niego zła – ledwie wyjechała, a on już nie chciał pisać. Wysłała jeszcze parę listów, ale bez skutku.

Po szkole poszła na studia. Gdy miała sesję, Zofia wyjechała w rodzinne strony – niby pilny interes, ale może celowo wybrała ten termin, by córka nie mogła jechać z nią.

Ela nie mogła doczekać się powrotu matki, by dowiedzieć się wszystkiego.

– Zapomnij o tym zdrajcy, córko – powiedziała od razu. – Jest żonaty, ma dziecko. Nigdy mi się nie podobał…

Elżbieta była załamana. Rzuciła się w naukę, skończyła studia i zaczęła uczyć angielskiego. Wciąż chodziła z laską, wstydziła się i trzymała mężczyzn na dystans.

– Kto by mnie pokochał z taką wadą? – przekonywała siebie, choć była urodziwa. – Wokół tyle zdrowych kobiet, a ja…

Wieczorami często myślała o Romku.

– Nie mogę wyrzucić go z serca – cierpiała. – Może on też o mnie myśli? Śni mi się czasem, iż razem, trzymając się za ręce, lecimy nad urwiskiem…

Minęło parę lat. Większość koleżanek wyszła za mąż, ona choćby była na kilku ślubach. U Eli w oczach zgasł blask, w sercu pustka. Mimo to mężczyźni wciąż się nią interesowali, ale ona uparcie nie chciała związków. Może po prostu nie wierzyła.

Zofia i Elżbieta mieszkały w starym domu, który wymagał remontu. Nie było męskiej ręki, więc Ela dała ogłoszenie. Odpowiedział trzydziestokilkuletni mężczyzna – Szymon.

Od razu widać było, iż ma złote rączki. Zofia gwałtownie zauważyła, iż okazuje Eli zainteresowanie, mimo jej ułomności, ale córka nie reagowała.

– Córko, Szymon jest zdolny, przystojny, tobą się interesElżbieta i Romek żyli długo i szczęśliwie, ucząc swoje dzieci, iż prawdziwa miłość przetrwa każdą burzę, jeżeli tylko się w nią wierzy.

Idź do oryginalnego materiału