Znów zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. W całym Krakowie panował gwar, centra handlowe tętniły życiem – wszędzie ciepło, jasno i tłoczno. Ludzie krzątali się po sklepach, starając się zdążyć z zakupem prezentów. Z głośników rozbrzmiewała ta sama świąteczna piosenka, którą wszyscy słyszeli już milion razy.
A Alicji wcale nie było wesoło. Ten rok był dla niej i jej matki, Weroniki, wyjątkowo trudny. Uczyły się żyć bez ojca. Alicja już dawno wyprowadziła się od rodziców – była dorosłą, zamężną kobietą i miała dziesięcioletniego syna, Kacpra.
Ojciec
Rok temu, tuż przed świętami, odszedł jej tata. Alicja czuła się tak źle, iż choćby nie od razu zrozumiała, jak bardzo cierpi matka.
Marek Nowak był troskliwym, dobrym i kochającym mężem oraz ojcem. Jako wykładowca ekonomii na uniwersytecie zawsze ciepło odnosił się do studentów. Mówił:
– Oni wszyscy są jak moje dzieci. Nigdy na nich nie krzyczę ani się nie złośnię. A oni odpłacają mi tym samym. Przez tyle lat nauczania nigdy nie miałem konfliktu ze studentami. Bywały pytania, ale analizowaliśmy je razem – i oni byli zadowoleni, i ja.
– Tak, tato, wszyscy mówią o tobie z szacunkiem – przytakiwała córka.
Marek uwielbiał oglądać stare filmy, śmiał się szczerze i głośno. Lubił spacerować z córką, gdy była mała. Często całą rodziną chodzili do kina, na spacery po parku, a na wakacje zawsze jeździli we trójkę.
Alicja widziała, jak bardzo ojciec kochał matkę, dlatego też szukała męża podobnego do niego. Udało jej się – była szczęśliwa w małżeństwie. Po ślubie zamieszkali w mieszkaniu, które podarowali im rodzice obojga.
Wszystko było dobrze. Ale trzy lata temu u Marka wykryto nagłą chorobę nowotworową. Weronika i Alicja były w szoku, on zaś je uspokajał:
– Nie martwcie się, dziewczyny. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie – żartował, choć w jego oczach malował się smutek.
Rok temu go zabrakło.
Nie dam rady bez niego
– Na zawsze zostanie mi w pamięci dźwięk zamarzniętej ziemi uderzającej o trumnę, szloch mamy i smutne brzęczenie talerzy na stypie – myślała czasem Alicja.
Teraz żyła w ciągłym strachu o matkę. Gdy wróciły do pustego mieszkania po pogrzebie, Weronika nie rozbierając się, podeszła do fotela, w którym zawsze siedział jej mąż, i opadła w nim bez sił. Milczała, wpatrzona w jeden punkt. Alicja też nie wiedziała, co powiedzieć – była złamana żałobą.
– Nie dam rady – usłyszała słowa matki.
Przyklękła przed nią, wzięła jej zimne dłonie w swoje.
– Czego nie dasz rady, mamo?
Weronika spojrzała na nią jakby zaskoczona, jakby nie rozumiejąc pytania, i cicho wyszeptała:
– Żyć bez niego. Nie dam rady.
Dopiero wtedy Alicja zrozumiała, iż choć jej jest ciężko, matce pozostało gorzej.
Czekała, aż ból minie
Od tamtej chwili minął rok. Weronika i Alicja uczyły się żyć bez Marka. Córka powoli oswajała się z brakiem głosu ojca w słuchawce. Wcześniej, gdy odwiedzała rodziców, zawsze widziała jego siwą głowę w ulubionym fotelu przed telewizorem. Teraz tego już nie było. Pozostał tylko ból. Czekała, aż ten rozdzierający żal w końcu zelżeje, ale dołączył do niego strach o matkę.
– Boże, tylko niech mama da sobie radę – myślała Alicja, budząc się w nocy. Ta myśl nawiedzała ją w różnych momentach.
Wtedy sięgała po telefon i dzwoniła do matki – nie w nocy, ale rankiem, w dzień, wieczorem. Bała się o nią do granic obłędu.
– Alicjo, nie dręcz się tak – uspokajał ją często mąż, Andrzej. – Spójrz na siebie, masz przygaszone oczy, jesteś wychudzona, nerwowa. Z mamą wszystko będzie dobrze. Jeszcze za mało czasu minęło, ale uwierz mi – wszystko się ułoży.
– Chyba masz rację, Andrzeju. Ale za każdym razem, gdy patrzę na mamę, ogarnia mnie lęk. Zmieniła się nie do poznania, jest taka cicha. O czym ona cały czas myśli? Trzeba ją zaprosić do nas.
Alicja zadzwoniła. Matka odebrała cichym głosem.
– Tak, córeczko…
– Mamo, przyjedź do nas. Dzisiaj sobota, możemy z Kacprem pójść do parku albo gdzieś indziej. Nie siedź sama.
– Nie, córciu, dziękuję. Nie mam ochoty wychodzić z domu, a już tym bardziej jechać. Zresztą nie jestem sama – w myślach jestem zawsze z tatą.
– Właśnie w myślach! Mamo, chcę cię od nich oderwać. Przyjedź – namawiała Alicja, ale matka odmówiła.
Odłożyła telefon, patrząc na Andrzeja.
– Jak mam ją stąd wyciągnąć? Gdy do niej przychodzę, też nie chce wychodzić, twierdzi, iż lepiej pogadać w domu.
– Cierpliwości, Alicjo. Czas musi minąć.
Opłakiwanie
Dziś mijał dokładnie rok od śmierci Marka. Za dwa dni Nowy Rok. Życie toczyło się dalej. Alicja z rana zadzwoniła do matki, ale ta nie odebrała. Spróbowała jeszcze raz – i jeszcze. Dzwoniło, ale Weronika nie podnosiła słuchawki. Alicja spanikowała. Matka zawsze odbierała.
Wybiegła z domu, chwytając kluczyki. Wbiegła do klatki schodowej z walącym sercem – lada moment wyskoczy jej z piersi.
– Boże, proszę, tylko niech nic się nie stało – szeptała, otwierając drzwi.
Znowu i znowu czytała list
Gdy weszła do mieszkania, od razu poczuła, iż coś jest nie tak. Cisza i porządek. Na kuchennym stole list: “Kochana córeczko, wiesz, jak bardzo cię kocham. Nie chcę ci sprawiać bólu. Cokolwiek się stanie, pamiętaj, iż jesteś dla mnie najważniejsza.”
Alicja złapała się za stół i osunęła na krzesło. Nogi stały się jak z waty, w głowie wirowały myśli, nie mogła się na żadnej skupić. W oczach robiło się ciemno. Czytała i czytała ten list, choć litery skakały przed oczami.
– Zawsze wiedziałam: czego się boisz, to się dzieje – przemknęło jej przez myśl.
Spojrzała na filiżankę na stole – herbata jeszcze nie wyschła.
– Mama wyszła niedawno. Może jeszcze nic się nie stało – dotarło do niej. PorwaSzybko odzyskując siły, chwyciła klucze, wybiegła z mieszkania i ruszyła w stronę cmentarza, gdzie wśród śnieżnej zawieruszki dostrzegła zarys sylwetki matki, stojącej samotnie przy grobie ojca – i wtedy zrozumiała, iż choćby najciemniejsze chwile można przetrwać, jeżeli trzyma się razem.