**Dziennik, 15 maja 2024**
Od miesięcy nasza córka leżała w śpiączce, a każdy lekarz, który oglądał jej wyniki, mówił to samo: nie ma nadziei. Gdy ja, Piotr, i Ola w końcu znaleźliśmy w sobie odwagę, by się pożegnać, staliśmy przy jej łóżku jak ludzie na skraju przepaści, trzymając się za ręce. Wtedy do sali wtargnął ogromny biały pies, wskoczył przy łóżku i zaczął lizać dłoń dziewczyny. Monitory, które od miesięcy milczały, nagle ożyły, wypełniając pokój dźwiękami. Linie na ekranie zaczęły skakać. Nasza córka otworzyła oczy. Gdy później odzyskała mowę, jej słowa o ostatnich chwilach siostry przyprawiły nas o dreszcz.
Rodzina Kowalskich długo czekała na dzieci. Lata wypełnione nadzieją, testami, klinikami, a potem ciszą. Ola jeździła choćby do świętych miejsc, niosąc modlitwy jak kamienie w kieszeniach, a ja szedłem z nią, trzymając ją za rękę. Byliśmy silni razem, ale dom wciąż brzmiał pustką.
W końcu wybraliśmy inną drogę. jeżeli życie nie da nam dziecka, przygarniemy takie, które nas potrzebuje. Postanowiliśmy adoptować nie jedno, ale dwoje mieliśmy dość miłości. Umówiliśmy się w domu dziecka w sąsiednim województwie. Tego ranka w kuchni pachniało pieczenią, a Ola pakowała kanapki na drogę. Nagle złapały ją mdłości. Zamiast jechać, poszliśmy do lokalnej przychodni bardziej z ostrożności niż nadziei.
W małym gabinecie pielęgniarka uśmiechnęła się i poszła po lekarza. Wynik był prosty i szokujący: Ola była w ciąży już w szesnastym tygodniu. Eksplodowałem radością, ściskając wszystkich wokół, choćby doniczkę z kwiatkiem. Od tamtej chwili wszystko kręciło się wokół dziecka, które mieliśmy mieć.
Ola znosiła ciążę ciężko. Długie tygodnie leżała, licząc kopniaki pod żebrami. W końcu usłyszeliśmy pierwsze krzyki dwie dziewczynki, różowe i zdrowe. Nazwaliśmy je po babciach: Kasia i Ania.
Dziewczyny były podobne, ale różne jak dzień i noc. Kasia żywiołowa, pływała jak ryba, śmiała się głośno. Ania cicha, kochała książki, zwierzęta i gotowanie. Razem były jak dwie dłonie tej samej osoby.
Gdy skończyły osiemnaście lat, Kasia poznała Adama na zawodach pływackich. niedługo planowali ślub. Ania została w domu, zajmując się kotami i swoim psem Burzą, białym owczarkiem kaukaskim, którego przyniosłem trzy lata wcześniej. Ważył ponad 60 kg, ale miał serce kota.
Pewnej soboty dom wypełnił się gwarem rodzice Adama dzwonili, by omówić weselne menu. Nie zrobisz tego bez naszej kucharki! śmiała się Kasia, potrząsając kluczykami. Adam odpalił samochód. Gdy Ania wyszła, Burza zmieniła się nagle.
Rzuciła się między auto a podjazd, drapiąc oponę i wyjąc tak przejmująco, iż aż mnie ciarki przeszły. Burza, dość! krzyknąłem. Kasia śmiała się, iż pies nie chce puścić Ani. Ale coś w jego panicznym szczeku dotknęło i ją wsiadła jednak, by nie psuć siostrze dnia. Przez tylne okno pomachała psu. Burza patrzyła, a potem wydała jeden przeciągły skowyt. Przysiągłbym, iż widziałem łzę w jej oku.
Adam jechał ostrożnie. Słońce świeciło, droga była sucha, a dziewczyny śpiewały. Na zakręcie pojawiła się ciężarówka z drewnem. Kierowca zasnął na sekundę przyczepa przemknęła jak nóż przez środek drogi. Nie uderzyła w samochód. Zmiotła go.
Ratownicy wydobyli dwa ciała. Trzecia osoba wciąż oddychała. Karetka zawiozła Anię do szpitala. Lekarze walczyli godzinami. Nie obudziła się.
Zamiast wesela pogrzeb. Staliśmy nad grobem Kasi jak skamieniali. Gdy pierwsza ziemia spadła na trumnę, Ola próbowała wskoczyć za nią. Musiałem ją przytrzymać. Rodzice Adama trzęśli się, a jego matka dostała udaru tej samej nocy.
Została nam Ania ale tylko jej ciało. Dom stał się zimny choćby latem.
Tylko jeden człowiek nie poddał się. Dr Jakub Nowak, neurolog, zaproponował eksperymentalną operację. Jest szansa mała, droga, ale jest mówił. Sprzedałem, co mogłem. Operacja się nie udała.
Gdy zdecydowaliśmy się odłączyć Anię od maszyn, otworzyłem bramę dla Burzy. Niech nie umiera sama powiedziałem Oldze.
Jakub w ostatniej chwili postanowił sprzedać mieszkanie, by spróbować jeszcze raz. Gdy wbiegł na salę, zastał nas przy łóżku. Ola całowała Anię w czoło, a ja płakałem w ciszy. Nie zabraliśmy Burzy szepnąłem. Psów tu nie wpuszczają odparła Ola.
Chyba jednak zmarszczyłem brwi. Słyszysz? Szczekanie.
Ola spojrzała na mnie przerażona, iż oszalałem. Wtedy usłyszała je też najciszej, potem głośniej, biegnące korytarzem.
Drzwi otwarły się z hukiem. Biała błyskawica Burza. Minęła pielęgniarki i skoczyła do łóżka, liżąc dłoń Ani. Monitor zabeepał. Linia drgnęła. Ania otworzyła oczy.
Burza Słyszałam cię. Dobra dziewczynka.
Ania wracała do zdrowia szybko. Pierwsze słowa o wypadku były jednak trudne: To nie był przypadek. Kasia krzyknęła, zanim nas uderzyli. Widziała kierowcę. Powiedziała: *To* urwała. Pokój zamilkł.
Pół roku później w ogrodzie Jakub wziął Anię za ręce. Pokazałaś mi, jak mierzyć czas powiedział. Oświadczył się. Ania odpowiedziała tak, zanim skończył. Burza szczekała, próbując wejść między nich.
Ludzie mówią, iż to cud, iż szczekanie psu przywróciło Anię do życia. Nie przeczę ale wiem, iż to też mies






![Co grają w Multikinie w Krakowie 11 listopada?[REPERTUAR]](https://cowkrakowie.pl/wp-content/uploads/2025/11/multikino.jpg)





