Szczeknięcie przerwało ciszę—obudziła się ze śpiączki i wymówiła jedno imię, które zmieniło historię 'wypadku’ jej bliźniaczki.

twojacena.pl 2 tygodni temu

No i słuchaj, to była taka historia, iż aż ciarki przechodzą. Ich córka leżała w śpiączce od miesięcy, a każdy lekarz, który spojrzał na jej wyniki, powtarzał to samo: nie ma nadziei. Kiedy Piotr i Oliwia w końcu znaleźli w sobie odwagę, żeby się pożegnać, stali przy łóżku szpitalnym, trzymając się za ręce, jakby stali na krawędzi przepaści. Wtedy przez drzwi wpadł ogromny biały pies, wskoczył przy łóżku i zaczął lizać dziewczynę po dłoni. Monitory, które dotąd milczały, nagle ożyły, wypełniając salę dźwiękami. Linie na ekranie zaczęły skakać. Ich córka otworzyła oczy. Później, gdy już mogła mówić, słowa, które wypowiedziała o ostatnich chwilach swojej siostry bliźniaczki, sprawiły, iż rodzicom zrobiło się zimno ze strachu.
Rodzina Nowaków długo czekała na dzieci. Przez lata Piotr i Oliwia wypełniali dom planami, a potem ciszą. Próbowali wszystkiego, co oferowała nauka klinika za kliniką, test za testem, pełne nadziei rozmowy, staranne diety, powolne powroty do samochodu, gdy odpowiedź brzmiała nie tym razem. Oliwia jeździła choćby do świętych miejsc, nosząc modlitwy jak kamienie w kieszeniach, a Piotr towarzyszył jej, trzymając ją za rękę. Byli silni razem, ale dom wciąż wydawał się pusty.
W końcu wybrali inną drogę. Skoro życie nie dało im dziecka, oni otworzą ramiona dla dzieci, które ich potrzebowały. Postanowili adoptować nie jedno, ale dwoje, bo mieli miejsce w sercach i, jak czuli, w życiu. Skontaktowali się z domem dziecka w sąsiednim województwie i umówili na wizytę. W kuchni unosił się zapach pieczonej karkówki w dniu, kiedy mieli jechać. Oliwia przygotowała kanapki na drogę. Nagle poczuła mdłości i pobiegła do łazienki, pochylając się nad umywalką, aż atak minął. Wyjazd został odwołany. Zamiast tego poszli do lokalnej przychodni, bardziej z ostrożności niż nadziei.
W małym gabinecie z cienkim papierowym prześcieradłem pielęgniarka uśmiechnęła się i powiedziała, iż zawoła lekarza. Zrobiono badania. Wynik był prosty i szokujący. Oliwia była w ciąży już w szesnastym tygodniu. Piotr eksplodował radością. Przytulił lekarza, pielęgniarkę, i pewnie przytuliłby też doniczkę z kwiatkiem, gdyby lekarz go nie powstrzymał. Od tego dnia wszystko, co robili Nowakowie, kręciło się wokół dziecka, którego jak im mówiono nigdy nie będą mieli.
Piotr wziął swoją nową rolę na poważnie. Przynosił do domu warzywa, których nazw Oliwia nigdy nie słyszała, i czytał na głos artykuły o witaminach, jakby wygłaszał przemówienie. Oliwia, która przez lata uczyła w szkole, pozwalała mu mówić i się uśmiechała. Kilka tygodni później kolejna niespodzianka: dwa tętna. Bliźniaczki.
Ciąża była dla Oliwii ciężka. Spędziła długie tygodnie na leżeniu, licząc dni na kalendarzu i delikatne kopniaki pod żebrami. W końcu w sali porodowej rozległ się pierwszy płacz dwie dziewczynki, różowe i idealne. Nazwały je po babciach: Katarzyna i Anna. Wszyscy mówili na nie Kasia i Ania.
Lata mijały gwałtownie i radośnie. Bliźniaczki były podobne z wyglądu, ale różniły się charakterem. Kasia to był wulkan energii. Biegała wszędzie, pływała, jakby urodziła się w wodzie, i z łatwością zdobywała przyjaciół. Przyciągała uwagę i śmiała się głośno. Ania była spokojna i cierpliwa. Lubiła ciche poranki, spacery po ogrodzie i towarzystwo zwierząt. Czytała książki kucharskie dla przyjemności i potrafiła z kilku prostych składników zrobić danie, od którego cały dom pachniał jak dom. Razem siostry były jak dwie dłonie jednej osoby. Rzadko się rozstawały, a gdy już to robiły, pilnowały się nawzajem.
Gdy dziewczyny skończyły osiemnaście lat, czas zaczął płynąć szybciej. Kasia, utalentowana pływaczka, jeździła na zawody po całym kraju. Na dużych zawodach w Krakowie poznała Adama, miłego chłopaka, który traktował ją, jakby była jedyną osobą w pokoju. Wiadomości zamieniły się w wizyty, wizyty w plany. niedługo złożyli papiery na ślub. Przed nimi było wesele, a potem Kasia miała przeprowadzić się z Adamem do innego miasta. Myśl o tym była radosna, ale i trochę smutna dla rodziny, którą zostawiała.
Ania pozostała sobą. Jej świat to dom, książki, przepisy i zwierzęta, które potrzebowały pomocy. Ratowała kocięta i delikatnymi rękami opatrywała skrzydła ptaków. Największym ratunkiem okazał się dla niej Błysk alabaj, którego Piotr przyprowadził do domu trzy lata wcześniej. Mała kuleczka białego futra wyrosła na stotrzydziestokilogramową górę mięśni z głębokim spojrzeniem i łagodnym sercem. Błysk chodził za Anią wszędzie i spał przed jej drzwiami jak strażnik, który nigdy nie prosił o zapłatę.
Pewnego ciepłego sobotniego popołudnia dom wypełnił się rozmowami. Rodzice Adama czekali na wideorozmowę, żeby omówić wesele. Trzeba było ustalić menu, a Kasia nalegała, by zapytać o zdanie Ani ich domowej mistrzyni kuchni. Nie można planować uczty bez naszej szefowej kuchni powiedziała, pobrzękując kluczykami. Adam odpalił samochód. Ania wyszła na zewnątrz. Wtedy Błysk się zmienił.
Ogromny pies rzucił się między samochód a podjazd, szczekając jak burza. Drapał przednie koło łapami i wył, a ten dźwięk sprawił, iż Piotrowi przeszły ciarki po plecach. Błysk! krzyknął, wybiegając z smyczą. Dość! Kasia zaśmiała się, mówiąc, iż Ania go rozpieszcza i iż po prostu nie chce jej puścić. Ania się nie śmiała. Coś w panice poga dotknęło tego samego miejsca w jej piersi. To było jak strach bez powodu. Mimo to wsiadła na tylne siedzenie, bo nie chciała psuć siostrze tego ważnego dnia. Obróciła się i przez okno uniosła dłoń. Błysk wpatrywał się w nią, po czym wydał jeden długi, pełen bólu skowyt. Piotr przysiągłby, iż widział łzę spływającą po futrze psa.
Adam jechał ostrożnie. Słońce świeciło, droga była sucha, a siostry wypełniały

Idź do oryginalnego materiału