Sytuacje kryzysowe się zdarzają… Jak się na nie przygotować?

gazetabaltycka.pl 3 dni temu

Współczesna „Obrona cywila”, a raczej jej brak… – rozmowa z Kafirem i Kaczorem – autorami popularnych poradników dla zwykłych obywateli.

Szanowni Panowie, naszych Czytelników prawdopodobnie najbardziej interesowałyby sensacyjne wątki dotyczące waszej przeszłości – zwłaszcza w przypadku „Kafira”, który służył jako oficer WSI i SKW. W dniu dzisiejszym zdecydowaliśmy się jednak na rozmowę dotyczącą realnych problemów, które mogą dotknąć wszystkich obywateli naszego kraju. Katastrofalna powódź na południu Polski obnażyła gigantyczne zaniedbania oraz fatalny stan, a w zasadzie brak sprawnie działającej obrony cywilnej. Korzystając z waszego doświadczenia chcielibyśmy poruszyć dzisiaj temat możliwości przygotowania się przeciętnego mieszkańca Polski do przetrwania kataklizmów naturalnych, jak i też ewentualnych działań wojennych.

Dziękujemy za tak postawione pytanie, gdyż w tej chwili większość mediów skupia się raczej na wytykaniu błędów organizacyjnych i szukaniu winnych zaniedbań, a nie na wyciąganiu konkretnych wniosków, które mogły by w przyszłości zapobiec stratom lub przynajmniej znacznie je zminimalizować. Jest to szczególnie ważne w kontekście braku odpowiedniej edukacji i choćby najbardziej elementarnego przygotowania ludności do działania w sytuacjach zagrożenia. Musimy w tym miejscu wyraźnie zaznaczyć, iż choćby dobrze przygotowane i sprawnie działające państwo w obliczu masowych katastrof lub wojny, nie będzie w stanie dotrzeć wszędzie z należytą pomocą, lub okaże tą pomoc ze znacznym opóźnieniem. W takiej sytuacji – a zwłaszcza w naszej, gdzie państwo jest albo nieobecne, albo delikatnie mówiąc słabo zorganizowane – każdy dorosły obywatel powinien umieć samodzielnie zadbać o własne bezpieczeństwo.

Nie brzmi to zbyt optymistycznie… Na co panowie – jako autorzy popularnego poradnika „Cywil na wojnie” – radzili by zwrócić uwagę w pierwszej kolejności?

Po pierwsze musimy sobie uświadomić, iż sytuacje kryzysowe się zdarzają i iż w przeciągu naszego życia na pewno kiedyś się z nimi spotkamy. Dotyczy to zarówno zagrożeń naturalnych, jak i też wojny. Proszę uwierzyć, iż choćby 23 lutego 2022 r. mało kto na Ukrainie wierzył, iż wojna może być realna… Nie lekceważmy więc ostrzeżeń o nadciągającym zagrożeniu. Po drugie powinniśmy być przygotowani na tyle, żeby choćby w przypadku nagłego ataku lub kataklizmu, posiadać zapasy wody, podstawowych leków i żywności minimum na trzy dni (72 godziny). Pozwoli nam to przetrwać najbardziej krytyczny okres i znacznie zwiększy nasze szanse na doczekanie się pomocy z zewnątrz.

A co z sytuacją w której trzeba się pilnie ewakuować?

Tutaj jedynym skutecznym rozwiązaniem jest tak wyśmiewany w mediach „plecak ewakuacyjny”. Niezbyt fortunna wypowiedź obecnego Ministra Obrony Narodowej o tym, iż posiada taki plecak została zinterpretowana w ten sposób, iż w razie „W” szykuje się on do ucieczki… Szkoda, iż nie było należytego sprostowania, gdyż w naszej ocenie wyrządzono w ten sposób sporą szkodę samej idei plecaka ratunkowego. Doświadczenia, zarówno te z wojny toczonej za naszą wschodnią granicą, jak i też z różnorakich klęsk żywiołowych, jednoznacznie pokazują, iż jest to jedyne skuteczne rozwiązanie. Wyobraźmy sobie sytuację, w której w twoją kamienicę trafiła wroga rakieta – przeżyłeś, ale budynek został mocno uszkodzony i zaczął się palić. Na opuszczenie swojego mieszkania masz minuty, jeżeli nie sekundy. W takiej sytuacji, gdy trzeba ratować życie, nie ma czasu w grzebanie po szafach i paniczne wyszukiwanie niezbędnych rzeczy. Po prostu chwyta się to co jest pod ręką i się ucieka – i to bynajmniej nie za granicę czy na drugi koniec kraju, ale zwykle na drugą stronę ulicy. Identyczna sytuacja dotyczy również powodzi – przerwało wał lub tamę i poziom wody dramatycznie się podnosi… Wówczas też nie mamy czasu w przemyślane pakowanie…

Co zatem powinno znaleźć się we wzorcowym plecaku ewakuacyjnym?

Zacznijmy od tego, iż plecak ewakuacyjny nie powinien być duży. Max 30 litrów. Z większym będzie ciężko się poruszać. Kategorycznie unikamy walizek lub dużych toreb podróżnych.

Kompletowanie plecaka powinniśmy rozpocząć od najważniejszych dokumentów potwierdzające naszą tożsamość. Warto też umieścić w nim dokumenty urzędowe, które mogą być niezbędne do załatwiania formalności urzędowych (akty urodzenia dzieci, ważne dokumenty notarialne, dokumentacja medyczna (w przypadku poważniejszego leczenia). Dokumenty papierowe obowiązkowo należy zabezpieczyć przed zmoknięciem. W przypadku dokumentów, których nie możemy zabrać, należy wykonać ich kopie, choćby w postaci zdjęcia telefonem komórkowym. Obowiązkowym wyposażeniem plecaka powinien być telefon komórkowy wraz z ładowarką oraz w miarę pojemnym powerbankiem. jeżeli chodzi o ubrania, to zabieramy zawsze minimalną ich ilość: bielizna – jedna kompletna zmiana, dwie pary grubych skarpetek, koszulka, polar, ciepła czapka (nawet latem), coś do spania – może być dres sportowy, tenisówki lub inne lekkie buty. płaszcz przeciwdeszczowy.

W plecaku powinny również znaleźć się podstawowe środki higieniczne: papier toaletowy i chusteczki higieniczne, szczoteczka do zębów, zwykłe mydło, nożyczki do paznokci, maszynka do golenia, a w przypadku kobiet podpaski. Nie wolno również zapominać o apteczce – często wystarczy do oddzielnej kieszeni plecaka zapakować zapas leków, wśród których powinny znaleźć się te, które przyjmuje się na stałe oraz leki przeciwbólowe/przeciwgorączkowe, środek coś na dolegliwości trawienne, zestaw plastrów i przynajmniej jeden większy opatrunek.

Uzupełnieniem naszego plecaka ewakuacyjnego powinny być drobne przedmioty ułatwiające życie codzienne – składany scyzoryk lub nóż kuchenny, niezbędnik lub przynajmniej łyżka, metalowy kubeczek. Warto także zaopatrzyć się w latarkę na baterie (większość telefonów ma wbudowaną latarkę, ale lepiej posiadać ją oddzielnie).

No i na sam pakujemy wodę i żywność. Wodę zabieramy w mniejszych butelkach – lepiej mieć dwie-trzy mniejsze butelki, niż jedną dużą. Z żywności zabieramy tylko rzeczy lekkie, kaloryczne i nie psujące się, takie jak czekolada, batony energetyczne, suchary, kabanosy lub kawałek suchej kiełbasy. o ile brakuje nam miejsca i stajemy przed wyborem, czy zabrać butelkę wody, czy konserwę, to zdecydowanie wybieramy wodę, gdyż jest ona znacznie ważniejsza dla naszego przetrwania.

A w jaki sposób można się przygotować na przetrwanie sytuacji kryzysowej we własnym domu?

Zacznijmy od tego, iż bardzo często to właśnie nasz własny dom będzie najbezpieczniejszym miejscem, w którym mamy szanse przetrwać. Jednym z największych problemów zawsze jest długotrwały brak energii elektrycznej. W takiej sytuacji musimy też być przygotowani na dosłowne odcięcie od świata – przy braku zasilania prędzej czy później padnie również internet i łączność komórkowa. W takiej sytuacji jedynym wyjściem pozostają stare sprawdzone metody w postaci latarek, świeczek oraz klasyczne „dziadkowe” radia na baterie, dzięki którym będziemy mogli – przynajmniej w teorii – nasłuchiwać nadchodzących informacji.

Sprawa latarek wydaje się dość prosta, ale w swojej książce poświęciliście awaryjnemu oświetleniu dość spory rozdział…

Zgadza się. W każdym domu obowiązkowo powinna znajdować się latarka (a najlepiej kilka) wraz z zapasem baterii. Popularne w tej chwili latarki akumulatorowe (ładowane przez port USB) nie mają większego sensu, gdyż w przypadku długich przerw w dostawie prądu po prostu nie będzie ich gdzie załadować. Wybierając latarkę na potrzeby domowe należy postarać się, aby była ona wyposażona w magnes, za pomocą którego możemy ją łatwo przymocować np. do lodówki. Warto również zaopatrzyć się w niewielką latarkę kieszonkową, którą zawsze będziemy nosić ze sobą, np. podpiętą do kluczy od domu. Przyda się nam ona w przypadku braku światła na klatkach schodowych, w przejściach podziemnych lub też do oznaczenia swojej osoby podczas poruszania się po nieoświetlonych ulicach. Oczywiście można sobie przyświecać telefonem, ale wchodzenie z wartym kilka tys. zł telefonem w zaciemnioną bramę na terenach, na których grasują szabrownicy i zwykli rabusie nie jest zbyt mądrym pomysłem.

W jaki sposób można zabezpieczyć sobie dostęp do prądu?

W przypadku braku prądu największym problemem dla większości współczesnych ludzi będzie brak możliwości załadowania swojego telefonu komórkowego. Aby móc zasilać swoje drobne urządzenia elektroniczne należy zawczasu zakupić solidny Powerbank – zaleca się, aby miał przynajmniej 50 000 mAh pojemności – wówczas powinien wystarczyć na kilka ładowań telefonu. W przypadku gdy trzeba zasilić np. swojego laptopa lub inny sprzęt potrzebujący prądu zmiennego o napięciu 230 V wówczas warto zastanowić się nad zakupem większego urządzenia zasilającego, które jest połączeniem pojemnego akumulatora z przetwornicą napięcia. Oczywiście pod tego typu urządzenie nie można podłączać mocnych odbiorników.

A agregaty?

Agregat tylko z pozoru wydaje się prostym i skutecznym rozwiązaniem. Po pierwsze jest drogi i wymaga zapasu paliwa, po drugie nie wszędzie można go używać. Nie ustawimy go przecież w bloku na balkonie, czy wewnątrz pomieszczenia, zwłaszcza iż wytwarza on trujące spaliny. Na potrzeby przeciętnego „mieszczucha” doskonałym źródłem prądu jest samochód – poprzez gniazdko zapalniczki, które daje stabilny prąd o napięciu 12 V, możemy ładować drobne urządzenia elektroniczne. W tym celu należy zaopatrzyć się w samochodowe ładowarki do telefonów komórkowych – gwarantujemy, iż będzie się z nich korzystać również w czasach pokojowych. Na wypadek „W” warto również zaopatrzyć się w samochodową przetwornicę napięcia, dzięki której 12 V z zapalniczki uzyska się prąd zmienny o napięciu 230 V. Oczywiście moc tego urządzenia nie będzie wystarczająca do podłączenia czajnika lub suszarki, ale w pełni wystarczy np. do podładowania laptopa. W tym miejscu musimy jednak pamiętać, iż podczas ładowania silnik musi pracować – w przeciwnym razie bardzo gwałtownie rozładujemy samochodowy akumulator. No i oczywiście nigdy nie uruchamiamy silnika samochodu w garażu lub na parkingu podziemnym – grozi to śmiertelnym zatruciem spalinami!

W przypadku dłuższego odcięcia od świata oprócz latarek i powerbanków powinniśmy mieć również podstawowe zapasy wody i żywności.

Aby być przygotowanym do przetrwania kryzysu powinniśmy posiadać zapasy wody i żywności umożliwiające nam przetrwanie minimum 72 godzin (3 doby) bez potrzeby opuszczania domu. Najważniejsza zawsze będzie woda. W normalnych pokojowych czasach powinniśmy posiadać minimum zgrzewkę butelkowanej wody mineralnej, ewentualnie większą, kilkulitrową butlę – taki zapas może przydać się choćby na wypadek banalnej awarii wodociągu. W razie informacji o zbliżającym się zagrożeniu zapas wody obowiązkowo należy zwiększyć. Absolutne minimum wynosi 3 litry na dorosłego człowieka na dobę. (bez uwzględniania wody do celów sanitarnych) Obowiązkowo należy zaopatrzyć się w naczynia do przenoszenia i przechowywania wody. W sytuacjach kryzysowych zwykle organizowany jest dowóz wody beczkowozami. Często działają również prywatne ujęcia lub miejskie studnie oligoceńskie. Wodę należy jednak jakoś donieść do swojego domu. Najlepsze do tego celu będą 5-6 litrowe butelki wyposażone w rączkę do przenoszenia. Ze względów praktycznych lepiej mieć więcej kilkulitrowych butli, niż jedną dużą, np. 30 litrową – znacznie łatwiej je przenosić.

Jeśli chodzi o żywność to powinniśmy mieć zapas podstawowych produktów z naszej codziennej diety, które nadają się do długotrwałego przechowywania. Mamy tu na myśli ryż, kasze i makarony. Najczęstszym błędem jest kupowanie np. całej zgrzewki konserw lub np. gotowych do spożycia dan w słoikach lub puszkach – zwykle leżą one nie ruszane aż do czasu, gdy mija ich termin przydatności do spożycia. Oczywiście warto posiadać kilka konserw, najlepiej zróżnicowanych. (począwszy od zwykłej mielonki, poprzez pasztety, aż po konserwy rybne). Należy pamiętać, aby regularnie sprawdzać terminy przydatności do spożycia i przed ich upływem wymieniać konserwy na nowe, tj. po zjedzeniu zastąpić je podobnymi produktami. Dzięki temu nie będziemy marnować żywności, a nasz stały zapas nie ulegnie zmniejszeniu. Cennym uzupełnieniem zapasów są suchary – mogą to być zarówno wojskowe suchary z kminkiem, które bez większych problemów można nabyć na rynku cywilnym, jak i też zwykłe sucharki lub inne produkty typu macy, wafli ryżowych itp. Uzupełnieniem do sucharów mogą być zwykłe herbatniki. Warto również pamiętać o czekoladzie, która jest jednym z podstawowych produktów „awaryjnych”, gdyż nie tylko łatwo się przechowuje, ale łączy też w sobie niewielką masę i dużą kaloryczność.

Co jeszcze warto posiadać?

Z całą pewnością będzie to zapas gotówki. W czasie kryzysu system bankowy nie będzie działać – nie tylko nie skorzystasz ze swoich kart płatniczych i przelewów on-line, ale również będziesz mieć ogromne kłopoty z wycofaniem swoich depozytów. Jedynym wyjściem jest posiadanie odpowiedniego zapasu gotówki, przy czym przynajmniej część banknotów powinna być w niższych nominałach, dzięki czemu będziemy mogli dokonać drobnych transakcji.

A co z zabezpieczeniem medycznym?

Po pierwsze warto zainwestować w porządny kurs pierwszej pomocy. Musimy mieć świadomość, iż w przypadku wojny lub kataklizmu przyjazd karetki może być po prostu niemożliwy lub bardzo utrudniony. I to właśnie od naszych umiejętności, np. prawidłowego opatrzenia ran, będzie zależało czy ktoś przeżyje. Bardzo dużo zależy również od naszego przygotowania materiałowego – po prostu musimy mieć odpowiedni zapas niezbędnych leków i środków opatrunkowych.

W swojej książce „Cywil na wojnie” radzicie, aby domową apteczkę podzielić na dwie części. Dlaczego?

Wynika to z kwestii praktycznych. Domową apteczkę dzielimy na dwie części – urazową (przeznaczoną do opatrywania ran) oraz „lekową”, w której będziemy przechowywać podstawowe preparaty medyczne.

Apteczka „urazowa” powinna znajdować się oddzielnej torbie lub przystosowanej do przenoszenia skrzyneczce. Przechowywanie środków opatrunkowych np. w szafce w łazience jest błędem. W razie nagłego odcięcia od tego pomieszczenia, lub konieczności szybkiej ewakuacji, nie zdołasz nic ze sobą zabrać! Wyposażenie naszej apteczki powinno zależeć od naszych umiejętności, ale podstawowy skład zawsze jest mniej więcej taki sam: Nożyczki do rozcinania odzieży oraz gumowe rękawiczki, Stazy (opaski uciskowe) umożliwiające zatrzymywanie silnych krwotoków; Opatrunki osobiste – najlepsze będą gotowe opatrunki wojskowe, ale w aptekach można też kupić ich cywilne odpowiedniki w opakowaniu papierowym; Opatrunki z gazy jałowej oraz opaski dziane podtrzymujące, które umożliwią nam odpowiednie przytwierdzenie opatrunku; Bandaż elastyczny -przyda się np. podczas urazów stawów lub kontuzji związanych z nadmiernym wysiłkiem fizycznym; Zestaw plastrów z opatrunkami, które umożliwią nam zabezpieczenie drobnych skaleczeń lub otarć; Środki odkażające typu „Octenisept” oraz żel na oparzenia.

Wraz z apteczką warto przechowywać również latarkę – w sytuacji konieczności udzielenia pomocy przy braku prądu lepiej nie tracić czasu w szukanie źródeł światła.

A jak powinna w takim razie wyglądać apteczka z lekami?

Apteczkę z lekami również warto trzymać w pojemniku, który będziemy w stanie po prostu chwycić pod rękę i wrzucić np. do naszego plecaka ewakuacyjnego. Podstawą powinny być leki, które przyjmuje się na stałe (Ty lub twoi domownicy). W tym miejscu warto podkreślić, iż powinniśmy posiadać co najmniej miesięczny zapas kluczowych leków. W przypadku wojny lub kryzysu mogą wystąpić ogromne problemy ze zdobyciem kolejnych dawek!

W naszej domowej apteczce powinny się znaleźć podstawowe leki na przeziębienia i infekcje wirusowe (paracetamol, ibuprofen, gripex lub inne preparaty w saszetkach – do rozpuszczania w wodzie), leki przeciwbólowe i przeciwskurczowe (ketonal, nospa), leki na dolegliwości trawienne (węgiel medyczny, smecta, loperamid, krople żołądkowe). Wymienione powyżej leki stanowią przysłowiowe minimum. Pamiętajmy o tym., iż domową apteczkę będzie trzeba wyposażyć z uwzględnieniem swoich indywidualnych potrzeb – np o ile w domu są małe dzieci, to powinniśmy zadbać o odpowiednią ilość leków w syropach i czopkach.

W momencie gdy panowie wykładają swoje porady, to wydają się one proste i oczywiste. Niestety praktyka pokazuje, iż w sytuacjach kryzysowych mało kto jest przygotowany choćby w tak podstawowy sposób. Jakie są tego przyczyny?

Naszym skromnym zdaniem odpowiedź jest bardzo prosta – elementarny brak jakiejkolwiek edukacji proobronnej oraz całkowite unicestwienie odziedziczonego po PRLu sytemu Obrony Cywilnej. Likwidacja powszechnej służby wojskowej, czy choćby porządnie prowadzonego w szkołach średnich Przysposobienia Obronnego, sprawiły iż wyrosło nam całe pokolenie ludzi, którzy nie tylko nie potrafią prawidłowo założyć maski przeciwgazowej, ale także są całkowicie nieprzygotowani mentalnie na możliwość wystąpienia zagrożeń – i choćby o ile chcą działać, to nie mają bladego pojęcia jak to robić.

Co zatem możemy powinniśmy zrobić, jako państwo, aby poprawić sytuację?

Odpowiedź z jednej strony jest prosta, z drugiej zaś niezwykle skomplikowana – otóż należy jak najszybciej rozpocząć systemowe przygotowania, które obejmą nie tylko tworzenie na nowo odpowiednich struktur obrony cywilnej (odbudowywać już niestety nie ma czego), ale także szeroko zakrojone działania edukacyjne, które obejmą ogół społeczeństwa. Niestety w naszej polskiej rzeczywistości najczęściej możemy usłyszeć, iż pewnych rzeczy nie da się zrobić… albo iż zajmie to całe lata, jeżeli nie dziesięciolecia. choćby o ile tak jest, to kiedyś do cholery trzeba zacząć, a nie tylko przerzucać się kolejnymi koncepcjami…

Z tego to wiem, to akurat panowie dość aktywnie działają na polu edukacji. Oprócz pisania książek prowadzicie również wykłady, które cieszą się dość dużym zainteresowaniem.

Zgadza się. „Cywil na wojnie” zebrał sporo pozytywnych opinii. Dzisiaj, odpowiadając na pytania pana redaktora, przedstawiliśmy tylko kilka przykładów tego, w jaki sposób można się przygotowywać na potencjalne zagrożenia. Niestety nasza działalność, podobnie jak i innych pasjonatów z organizacji proobronnych, jest jedynie kroplą w morzu potrzeb. Bez systemowego wsparcia państwa choćby najlepsze oferty szkoleniowe i edukacyjne nie będą w stanie „przedrzeć się” do szerszego kręgu odbiorców. Niestety wszystko wskazuje na to, iż sytuacja gwałtownie nie ulegnie diametralnej poprawie, a przeciętny obywatel, chcący zadbać o swoje bezpieczeństwo, będzie skazany na samokształcenie…

Wiem, iż w październiku bieżącego roku Panowie wydajecie nową książkę a w zasadzie drugą część Cywila na Wojnie

Tak, premiera książki o tytule „Alfabet Wojny” jest zapowiedziana na drugą połowę października. Tematem przewodnim tak jak w pierwszej będzie przysłowiowy „Cywil”, który musi bo nie ma innego wyjścia przygotować się do przetrwania zawieruchy wojennej jako żołnierz poboru a w potem okupacji jako konspirant. Poruszamy w niej też niewygodne tematy jak kara śmierci za zdradę Ojczyzny.

Kafir i Kaczor są autorami bazującego na doświadczeniach z wojny na Ukrainie podręcznika obrony cywilnej pt. „Cywil na Wojnie”, Bellona 2023. niedługo ukaże się kolejny ich poradnik przeznaczony dla żołnierzy – „Alfabet wojny – poborowy, żołnierz, konspirator. Jak walczyć, by nie dać się zabić”.

Kafir – były oficer WSI i SKW w tej chwili przedsiębiorca.

Kaczor – doktor historii, podróżnik, dyplomata, od wielu lat mieszka i pracuje za naszą wschodnią granicą.

Idź do oryginalnego materiału