**Dziennik, 15 czerwca**
Dzisiaj Jadwiga Kowalska jechała autobusem, wpatrując się w znajome ulice Warszawy. Codziennie ta sama droga do pracy, te same przystanki, te same twarze współpasażerów. Tylko iż dziś było inaczej. Dziś jechała po raz ostatni.
W torebce leżało wypowiedzenie. Forma standardowa, nic szczególnego. Ale za tymi słowami kryła się historia, przy której Jadwidze do dziś serce się ściska.
Autobus zatrzymał się przed centrum handlowym, gdzie mieściło się biuro firmy jej syna. Tego samego biznesu, który budowała z nim od podstaw, gdy kończył studia.
— Mamo, jesteś pewna? — spytał Krzysztof wczoraj wieczorem, gdy podała mu dokument. — Może jednak się jeszcze zastanowisz?
— Pewna, synku — odpowiedziała krótko. — Tak będzie lepiej.
Teraz, wchodząc po schodach do biura, czuła, jak każdy krok przypomina jej cztery lata pracy, dumy i poświęceń.
Wszystko zaczęło się, gdy Krzysztof przyprowadził do domu Martę. Piękną, inteligentną dziewczynę z dyplomem ekonomii. Jadwiga od razu ją pokochała.
— Poznaj, mamo, moją narzeczoną — przedstawił ją syn, promieniejąc.
Ślub był skromny, ale ciepły. Jadwiga sama gotowała, dekorowała salę, krzątała się jak mrówka.
Po ślubie Marta wprowadziła się do ich dwupokojowego mieszkania. Któregoś dnia Krzysztof zaproponował:
— Mamo, jeżeli Marta dołączy do firmy? Ma doświadczenie, pomoże nam się rozwijać.
— Jasne — zgodziła się Jadwiga. — Im więcej głów, tym lepiej.
Marta gwałtownie wdrożyła się jako menedżerka sprzedaży. Firma rosła, klienci przybywali, zyski też.
Pewnego dnia Marta przyszła do księgowości:
— Jadwigo, może zmodernizujemy system? Przejdziemy na nowe oprogramowanie?
Jadwiga kiwnęła głową. Rozumiała, iż stare metody odchodzą w zapomnienie.
— Pomożemy ci — zapewniła Marta.
Ale dla Jadwigi komputer to była czarna magia. Mimo starań, wciąż popełniała błędy.
— Krzysztofie, musimy porozmawiać — mówiła Marta pewnego wieczoru. — Twoja mama nie daje rady z dokumentacją.
— Przecież pracuje uczciwie.
— Uczciwie, ale nieefektywnie. To przedsiębiorstwo, nie możemy trzymać osób, które spowalniają działanie firmy.
Jadwiga słyszała tę rozmowę. “Nieefektywna pracownica”. Tak nazwała ją kobieta, którą traktowała jak córkę.
Krytyka ze strony urzędów skarbowych nasilała się. Marta podkreślała:
— Znowu błąd w dokumentach. Kolejna kara.
Krzysztof zaczął się chmurzyć. W końcu zaproponował:
— Mamo, może… odpoczniesz od pracy?
— Chcesz, żebym odejść?
— Nie! Tylko… firma wymaga teraz innego podejścia.
Jadwiga skinęła głową.
— Dobrze. Napiszę wypowiedzenie.
Wieczorem Marta była wyjątkowo miła.
— Jadwigo, ugotowałam dla ciebie zupę pomidorową — powiedziała ciepło.
— Dziękuję.
— Słyszałam, iż rezygnujesz z pracy. To mądra decyzja. Może zajmiesz się wnukami? Niedługo planujemy dziecko.
Wnuki. Tylko iż teraz brzmiało to jak kolejna rola do odegrania.
Następnego dnia przekazywała obowiązki młodej księgowej — Oli.
Krzysztof odprowadził ją na przystanek.
— Nie gniewaj się, mamo — szepnął.
— Nie gniewam. Każdy ma swój czas.
W domu zrobiło się dziwnie pusto. Zadzwoniła ciocia Basia.
— Jadziu, przyjedź na wieś. Pogadamy.
Jadwiga spakowała torbę. Może tam znajdzie odpowiedź? A może po prostu nauczy się żyć na nowo.
**Dziś zrozumiałem, iż czasem rodzina nie jest tam, gdzie powinna. Czasem to my stajemy się własnym schronieniem.**