Synowa rozdaje rzeczy robione z miłością przez teściową dla wnuków

polregion.pl 5 dni temu

Szwagierka rozdaje rzeczy, które teściowa z miłością robiła dla wnuków.

— No i co ci nie pasuje w tych skarpetkach? Nie dość, iż ciepłe, to jeszcze starannie zrobione, kolor taki delikatny, przytulny. Jesień zaraz nadejdzie, chłody, idealny czas, żeby je nosić — zapytałam Kasi, trzymając w dłoniach parę wełnianych skarpet, które przed chwilą mi wręczyła.

— No ale wzór taki staroświecki — machnęła ręką Kasi, poprawiając włosy. — Mam syna, a on nie będzie w tym chodził. A teściowa już tak namotała, iż szafy pękają w szęcie.

— No dobra, daj je tutaj — westchnęłam, zabierając skarpety i kładąc je obok swetra, który Kasia podarowała mi na urodziny.

Maria Kowalska, teściowa mojej przyjaciółki, niedawno przeszła na emeryturę. Mieszkała w małym domku w Kielcach i była prawdziwą czarodziejką robótek ręcznych. Jej druty i włóczka tworzyły cuda: czapki, swetry, skarpety — wszystko wychodziło tak piękne, iż aż oczy się śmiały. Ale jej zamiłowanie do oszczędzania czasem płatało jej figle.

Maria Kowalska potrafiła rozplątać starą bluzę, żeby zrobić z niej coś nowego dla wnuków. Takie rzeczy wyglądały nieco nierówno, z supłami i przetarciami, a do tego trudno było nazwać je modnymi. Z kolorem też nie przebierała — brała to, co akurat miała pod ręką. Dlatego Kasia, synowa, albo wyrzucała jej podarunki, albo rozdawała znajomym, choćby ich nie rozpakowując.

Ale dla wnuków Maria Kowalska dawała z siebie wszystko. Wydawała swoje skromne oszczędności na dobrej jakości włóczkę, godzinami siedziała nad robotą, wkładając w każdy oczko miłość i troskę. Te skarpetki, które Kasia mi oddała, były prawdziwym arcydziełem: mięciutkie, ciepłe, z misternym wzorem. Trzymałam je w dłoniach i czułam to ciepło, które babcia chciała przekazać wnukowi.

Pewnego dnia wyjrzałam przez okno i zastygłam: sąsiedzki chłopak biegał w czapce, którą Kasia niedawno próbowała mi wcisnąć. Tak samo było z kamizelką i szalikiem — wszystko, co Maria Kowalska robiła z sercem, Kasia rozdawała, choćby nie przymierzając synowi. Nie rozumiałam, jak można tak postępować. Te rzeczy to nie była tylko odzież — w każdej z nich była cząstka serca starszej pani, która chciała sprawić euforia wnukom.

Skarpetki, które Kasia mi oddała, pasowały jak ulał mojej córce. Założyłam jej je, a ona szczęśliwie tupała po domu, chwaląc się, jakie są miękkie. Chętnie kupiłabym takie w sklepie, ale gdzie takie znaleźć? Zaproponowałam KZapytałam więc Kasię, czy nie lepiej byłoby po prostu powiedzieć teściowej, jakie kolory i wzory lubi jej syn, zamiast marnować tyle serca i trudu.

Idź do oryginalnego materiału