W wieku trzydziestu sześciu lat Michał po raz pierwszy zrozumiał, iż można jednocześnie kochać człowieka i się go wstydzić – i iż to rozdziera człowieka od środka.
Urodziny matki były planowane z wyprzedzeniem. Pani Elżbieta uwielbiała rodzinne zjazdy – stół na dwanaście osób, najlepsza zastawa, tort z różami z kremu. I, co najważniejsze, okazja, by pochwalić się osiągnięciami dzieci przed całą rodziną. Michał był najstarszym synem, jedynym jeszcze nieżonatym, więc jego życie uczuciowe było przedmiotem nieustannego niepokoju matki.
– Przyprowadzisz wreszcie kogoś? – pytała za każdym razem. – Czy tak będziesz chodził sam do końca życia?
Tym razem postanowił. Magda była właśnie tą kobietą, z którą nie wstyd się pokazać. Inteligentna, oczytana, z poczuciem humoru. Fakt, starsza o pięć lat, ale czy to ważne? Spotykali się od pół roku i Michał czuł, iż to coś poważnego.
– Mamo, przyprowadzę Magdę – zapowiedział tydzień przed przyjęciem.
– No nareszcie! – ucieszyła się matka. – A ile ma lat?
– Czterdzieści jeden.
Chwila ciszy.
– Czterdzieści jeden? Michałku, czy ona nie za stara dla ciebie?
– Mamo, wiek nie ma znaczenia.
– No pewnie, pewnie – odparła pospiesznie. – Byleby była porządną osobą.
Ale Michał wyczuł w jej głosie ton: „Zobaczymy, co to za jedna”.
Z Magdą ustalili wcześniej strategię:
– Nie pij za dużo – poprosił. – Mama jest dość tradycyjna. Może źle zareagować.
– Michał, nie przesadzaj. Przecież nie jestem nastolatką.
– Wiem. Ale chciałbym, żeby wszystko poszło gładko.
– Będzie dobrze, obiecuję.
I rzeczywiście – początek wieczoru był idealny. Magda przyszła w eleganckiej sukience, z kwiatami dla solenizantki, uśmiechnięta, serdeczna. Rozmawiała z rodziną, śmiała się z żartów wujka Zbyszka. Michał odetchnął z ulgą – wszystko szło zgodnie z planem.
Przy stole Magda siedziała obok niego. Odrobinę spięta, ale trzymała fason. Kieliszek szampana, potem drugi. Aż wujek zaproponował koniak.
– Magdo, może koniaczek? – zapytał, nalewając bursztynowy płyn.
– Z przyjemnością – uśmiechnęła się Magda i wypiła jednym haustem.
Michał uniósł brwi. Magda zwykle piła powoli i z umiarem. Ale dziś coś było nie tak. Może jednak bardziej się stresowała, niż przyznawała.
– Pani Magda bardzo młodo wygląda – zauważyła ciotka Danusia, poprawiając okulary. – Ile pani ma lat?
– Czterdzieści jeden – odpowiedziała Magda i sama dolała sobie koniaku.
– O, to starsza od Michała – zauważył wujek. – On ma przecież trzydzieści sześć.
– O pięć lat – potwierdziła Magda i znowu wypiła.
Michał zauważył, jak mama wymienia spojrzenia z ciotką Danusią. Atmosfera zgęstniała.
– No ale co z tego – rzuciła Elżbieta z udawaną swobodą – najważniejsze, iż się kochają. A iż kobieta starsza… No cóż, Macron też się ożenił ze swoją nauczycielką!
Zapadła niezręczna cisza. Magda zamarła z kieliszkiem w ręku.
– Mamo – powiedział cicho Michał.
– A co? Przecież nic złego nie powiedziałam! To był pozytywny przykład!
Ale Magda już wstała.
– Przepraszam – szepnęła i wyszła do łazienki.
Wróciła po dziesięciu minutach z czerwonymi oczami i od razu sięgnęła po butelkę.
– Może już wystarczy – szepnął Michał.
– Wszystko w porządku – odparła i nalała sobie wódki. Wypiła. Nalała jeszcze raz.
A potem było tylko gorzej. Magda zaczęła pić szybko, mówiła zbyt głośno, śmiała się nerwowo. Opowiadała historie, które nie pasowały do rodzinnego stołu. Najpierw rodzina udawała, iż nic się nie dzieje. Potem – wymowne spojrzenia. W końcu cisza.
– Magda, chodźmy na powietrze – zaproponował Michał.
– Nie trzeba! – machnęła ręką. – Jestem świetnie! Zaraz tylko powiem wam wszystkim, jak można być szczęśliwą w wieku czterdziestu lat!
Wstała, zachwiała się, oparła o krzesło.
– I wiecie co? – zwróciła się do wszystkich. – Mam gdzieś, iż jestem starsza! Kocham go, a on mnie! I…
Nie skończyła. Oczy się przewróciły, osunęła się na podłogę.
Michał rzucił się, by ją ocucić. Trzeba było wezwać karetkę.
– Z żołądkiem wszystko w porządku – powiedział ratownik. – Po prostu za dużo wypiła. Prześpi się i przejdzie.
Po tym, jak wszyscy wyszli, a Magda spała w gościnnym pokoju, Michał siedział z matką w kuchni.
– Michałku… – zaczęła.
– Nie, mamo.
– Nie chciałam jej obrazić…
– Porównałaś ją do żony Macrona. Przy całej rodzinie. Po co?
– No przecież to prawda…
– Wiesz dobrze, jak to zabrzmiało.
Elżbieta westchnęła:
– Może rzeczywiście byłam zbyt dosadna. Ale czy to powód, żeby się tak upić?
– Ona się załamała.
– A ty nie? – zapytała ostro. – Patrząc, jak twoja kobieta leży pijana na podłodze?
Michał milczał. Bo matka miała rację. Czuł złość – na nią, na Magdę, na siebie.
Rano Magda zapytała:
– Co się stało? Dlaczego tak się czuję?
– Upilas się. Zemdlałaś. Musieliśmy wzywać karetkę.
– To niemożliwe…
– A jednak.
– Pamiętam tylko, iż twoja mama coś mówiła o Macronie…
– I co z tego? Czy to powód, by się zataczać przed rodziną?
Magda zapłakała.
– Michał, przepraszam. Nie chciałam. Po prostu tak mnie to zabolało…
– Masz czterdzieści jeden lat. Jesteś dorosła. Są inne sposoby na radzenie sobie z bólem.
– Daj mi szansę…
– Muszę się zastanowić – powiedział. – Jadę na kilka dni do Krzyśka.
– Nie zostawiaj mnie…
– Muszę zrozumieć, czy mogę żyć z kimś, kto w trudnej chwili traci nad sobą kontrolę.
Wyjechał.
Po tygodniu wrócił. Magda błagała go o wybaczenie.
– Obiecuję… To się więcej nie powtórzy!
– Kocham cię – powiedział cicho. – Ale nie mogę być z kimś, kto musi obiecywać, iż nad sobą zapanuje. To powinno być naturalne.
– Co chcesz powiedzieć?
– Chcę przerwy. Idź do psychologa. Zrozum siebie. Potem porozmawiamy.
Odszedł. Już się nie spotkali.
Pół roku później, Elżbieta zapytała:
– A co z tą twoją Magdą?
– Nic. Rozstaliśmy się.
– Szkoda – powiedziała. – Była sympatyczna. Po prostu… nie wytrzymała.
– Tak – przyznał Michał. – Nie wytrzymała.
I to było w tej historii najbardziej bolesne. Bo Magda naprawdę była dobrą kobietą. Ale czasem jeden moment słabości wystarczy, by zniszczyć wszystko.