„Syn zmienił się w bałaganiarza, a synowa stała się jego odbiciem. Mam dość życia w ich chaosie”

newskey24.com 15 godzin temu

Nie sądziłam, iż kiedyś to powiem głośno, ale… mam dosyć. Mam dość brudnych naczyń, nieumytych podłóg, wiecznego zapachu wczorajszego obiadu i uczucia, iż nie mieszkam we własnym mieszkaniu, tylko w jakimś akademiku z niechlujnymi współlokatorami. A to wszystko przez mojego syna i jego „ukochaną”, która od dwóch miesięcy żyje u nas jak na wakacjach.

Krzysiek ma 20 lat. Studiuje zaocznie, niedawno wrócił z wojska i zaczął pracę. Wydawałoby się – dorosły facet, samodzielny, pomaga z rachunkami, nie obija się. I naprawdę byłam z niego dumna. Aż do jednej rozmowy.

– Mamo – powiedział pewnego dnia – Asi jest ciężko w domu. Rodzice się kłócą, rzucają czym popadnie, nie dają jej się uczyć. Niech u nas trochę pomieszka, aż się u nich uspokoi. Będziemy cicho, nie będziemy sprawiać problemów.

Wtedy pożałowałam tej dziewczyny. Wcześniej bywała u nas – cicha, grzeczna, oczka w dół, ledwo się odzywa. Jak tu odmówić? Zwłaszcza iż Krzyś ma swój pokój, miejsca jest dość. Ale nie miałam pojęcia, jaki „prezent” na mnie czeka.

Pierwsze tygodnie starali się: myli naczynia, sprzątali, zachowywali się spokojnie. choćby ułożyliśmy harmonogram – sobota ich, środa moja. Cieszyłam się: może jednak dojrzeli? Ale po trzech tygodniach wszystko się posypało.

Brudne talerze z zaschniętymi resztkami leżały w zlewie dniami, na podłodze – włosy, opakowania, papiery po batonikach. W łazience – smugi po szamponie, włosy w odpływie, mydlane zacieki. Ich pokój zamienił się w prawdziwą norę: ubrania porozrzucane, okruchy na biurku, łóżko nigdy nieposłane. Asia chodzi po domu z maską na twarzy i telefonem w ręce, jakby była w spa, a nie na chacie.

Próbowałam rozmawiać, prosić, przypominać. W odpowiedzi to samo: „Nie zdążyliśmy, zrobimy później”. A „później” przeciągało się w nieskończoność. W końcu zaczęłam po prostu wręczać im ścierkę i szczotkę – bez słów, bez wyrzutów. Ale i to nie działało. Raz rozlali sos na obrus – nie wytrzeszczyli. Po prostu wyszli. I znów zostałam ze sprzątaniem sama.

Gdy ostatnio zajrzałam do ich pokoju i zobaczyłam ten bajzel, nie wytrzymałam:

– Wam samym nie jest tu obrzydliwie?

A Krzyś, bez mrugnięcia okiem, odpowiada:

– Geniusze panują nad chaosem.

Tylko iż ja w tym chaosie żadnego geniusza nie widzę. Widzę dwóch dorosłych ludzi, którym wygodnie żyć w chlewie i mieć mamę za sprzątaczkę.

Krzyś oczywiście obiecywał, iż będzie pomagał – kupować jedzenie, dokładać się do wydatków. W rzeczywistości płaci tylko za media. Zakupy robi raz na tydzień, ale jedzenie zamawiają prawie codziennie. Sushi, pizza, burgery… mnie też częstują, ale mam to gdzieś – w lodówce i tak pusto. A za te pieniądze można by wyżywić całą rodzinę przez tydzień.

Asia nie pracuje, studiuje dziennie. Dostaje stypendium, ale ani razu nie dołożyła się do jedzenia czy domowych spraw. Wydaje wszystko na siebie. Jak zasugerowałam, żeby trochę przemyśleli wydatki – obraziła się i tylko wzruszyła ramionami.

Wychowywałam syna sama. Jego ojciec odszedł, gdy byłam w ciąży. Rodzice pomagali, ja harowałam na dwa etaty, oszczędzałam, sama go wyprowadziłam na ludzi. Nigdy go nie oskarżałam. I teraz nie chcę. Ale patrzeć, jak on i jego dziewczyna zamieniają moje mieszkanie w melinę – dłużej nie dam rady.

Próbowałam rozmawiać spokojnie. Raz, dwa, trzy… Teraz wiem – to bez sensu. Ich nie zmienisz. Uważają, iż to ja marudzę i czepiam się. Że powinnam być wdzięczna, iż w ogóle pozwalają mi tu mieszkać.

Dwa miesiące – znosiłam. Ale już nie mogę. Myślę powiedzieć wprost: albo zaczniecie sprzątać, albo pakujcie się i wynoście do akademika. Może tam zrozumiecie, co to znaczy szanować czyjąś pracę i przestrzeń.

Bo mam dość bycia ich służącą. Chcę w końcu żyć spokojnie, bez nerwów, stosów brudnych naczyń i cudzych skarpet na kuchennym blacie.

A Ty co byś zrobiła? Iść na wojnę z synem? Czy dalej cierpliwie znosić, przymykając oko na bałagan w domu, który budowałam własnymi rękami?

Idź do oryginalnego materiału