Syn wystawił rodzinne tajemnice na widok publiczny

polregion.pl 3 dni temu

Syn wystawił na ogólną dyskusję.

Mamo, widziałaś, co syn o tobie napisał? głos Agnieszki drżał z oburzenia, telefon o mało nie wyślizgnął się z jej dłoni. Nie, nie o mnie, o tobie! Wojtek! Twój ukochany Wojtuś! Wrzucił to w mediach społecznościowych!

Helena Stanisławówna powoli opadła na kuchenne krzesło, przycisnęła słuchawkę mocniej do ucha. W brzuchu coś się boleśnie ścięło, jak wtedy, gdy lekarze ogłosili diagnozę Janowi. Ale teraz było jeszcze gorzej.

Co on napisał, Agniuś? szepnęła, choć już przeczuwała, iż nie usłyszy nic dobrego.

Tam… tam cała ściana tekstu! O tym, jaka jesteś matką! Że całe życie go kontrolowałaś, nie pozwalałaś żyć! Że przez ciebie nie układa mu się życie osobiste! Mamo, nie mogę tego czytać, ręce mi się trzęsą! A te komentarze… Boże, co ludzie piszą!

Helena zamknęła oczy. Kuchnia wokół niej pociemniała, tylko lodówka wciąż cicho buczała, jak zawsze wieczorem. Na stole stygła niedojedzona kasza gryczana Wojtek nie przyszedł na kolację, choć specjalnie ugotowała, jak lubi, z kotletami mielonymi.

Mamo, słyszysz mnie? zaniepokoiła się Agnieszka.

Słyszę, córeczko. A co tam w komentarzach?

Nie chcę powtarzać. Lepiej sama tego nie czytaj, dobrze? Twoje serce… Zaraz do ciebie przyjadę, dobrze?

Nie trzeba, Aga. Już późno, dzieci trzeba położyć. Ja… ja się jakoś z tym uporam.

Odłożyła słuchawkę i długo siedziała nieruchomo. Za oknem gęstniały październikowe zmierzchy, na podwórku zapaliły się latarnie. Gdzieś płakało dziecko, zatrzasnęły się drzwi klatki schodowej. Zwykłe dźwięki zwykłego wieczoru, tylko w środku wszystko się przewróciło.

Wojtek wrócił około jedenastej, śmierdział piwem i papierosami. Helena spotkała go w przedpokoju, patrzyła, jak ściąga buty, nie patrząc na nią.

Zjesz kolację? zapytała cicho.

Nie chce mi się. Powiesił kurtkę na haczyk, wciąż unikając jej wzroku.

Wojtuś…

Co? odwrócił się gwałtownie, a ona zobaczyła w jego oczach coś obcego. Złość? Wstyd? Tłumaczenie?

Po co to napisałeś?

Syn milczał, tarł nos. Helena nagle zauważyła, jak postarzał w ostatnich miesiącach. Wojtek miał już trzydzieści dwa lata, a ona wciąż widziała w nim swojego chłopca, który wracał ze szkoły i opowiadał o bójkach i dwójach.

Mamo, nie chciałem cię urazić powiedział w końcu. Po prostu… mam teraz trudny okres. Z Olą się rozstaliśmy, w pracy problemy. A psycholożka powiedziała, iż muszę przepracować dziecięce traumy.

Traumy? powtórzyła Helena. Jakie traumy, Wojtek? Co ja ci takiego zrobiłam?

Mamo, no przecież wiesz… Zawsze byłaś zbyt… opiekuńcza. Pamiętasz, jak na studiach dzwoniłaś codziennie, pytałaś, czy jadłem, czy ciepło się ubrałem? Jak poznałaś sąsiadkę z akademika i prosiłaś, żeby na mnie uważała?

Helena oparła się o ścianę. Tak, pamiętała tę sąsiadkę, Kasię. Dobra dziewczyna, z wielodzietnej rodziny. Częstowała ją domowymi pierogami, prosiła, by czasem nakarmiła Wojtka, gdy zapomniał zjeść. Co w tym złego?

A pamiętasz ciągnął Wojtek, wchodząc do pokoju jak przyjeżdżałaś co weekend? Przywoziłaś słoiki z zupą, prałaś mi ubrania? Chłopaki się ze mnie śmiali.

Chciałam pomóc szepnęła. Przecież mam tylko was z Agą. Po tym, jak tata zmarł…

Właśnie! wybuchnął syn. Wylałaś na nas całą swoją niewykorzystaną miłość! A my się dusiliśmy! Aga przynajmniej wyszła za mąż, wyjechała, a ja…

A ty co? Zabraniałam ci czegoś? Przeszkadzałam się ożenić?

Wojtek usiadł na kanapie, wtulił głowę w dłonie.

Mamo, nie rozumiesz. Tak, niczego mi nie zabraniałaś. Ale zawsze byłaś obecna! Zawsze! Moje dziewczyny karmiłaś, otulałaś, a one potem czuły się zbędne. Po co im ja, skoro mam mamę, która wszystko za mnie robi?

Ola też tak uważała?

Ola… westchnął ciężko. Ola powiedziała, iż jestem infantylny. Że w wieku trzydziestu dwóch lat mieszkam z mamą jak nastolatek. Że czas nauczyć się samodzielności.

Helena powoli przeszła do kuchni, włączyła czajnik. Ręce jej drżały, ledwie udało się postawić kubki na stole. Wojtek poszedł za nią, stanął w drzwiach.

Mamo, nie chciałem cię zranić. Słowo. Ale musiałem to z siebie wyrzucić, rozumiesz? A w internecie jakoś łatwiej. Ludzie dzielą się doświadczeniami, radzą…

I co ci poradzili? zapytała, nie odwracając się.

Różne rzeczy. Niektórzy mówią, żeby się wyprowadzić. Inni, żeby wyznaczyć granice. A inni piszą, iż sami mają podobne problemy.

Helena nalała herbatę, dodała cukier. Przypomniała sobie, jak dwadzieścia lat temu stała dokładnie w tym samym miejscu, parząc herbatę dla Jana, gdy robiło mu się słabo po chemioterapii. Jak prosił, by nie odchodziła, trzymał ją za rękę i mówił: Helenko, obiecaj, iż zadbasz o dzieci. Obiecaj, iż ich nie zawiedziesz.

Mamo, co z tobą? zaniepokoił się Wojtek. Płaczesz?

Nie zauważyła nawet, gdy łzy spłynęły po policzkach. Otarła je rękawem szlafroka, odwróciła się do syna.

Wojtek, może i masz rację. Może rzeczywiście byłam zbyt… Po prostu bałam się. Po śmierci taty tak bałam się was stracić. Bałam się, iż nie dam rady sama. Że nie zastąpię wam ojca.

Syn podszedł bliżej, niezgrabnie objął ją za ramiona.

Mamo, dałaś radę. Wyrośliśmy na porządnych ludzi. Ale teraz ja muszę nauczyć się być dorosły naprawdę.

Więc się wyprowadzisz?

Nie wiem jeszcze. Może. Muszę przemyśleć.

Pili herbatę w ciszy. Helena patrzyła na syna i próbowała sobie wyobrazić, jak to będzie zostać w mieszkaniu samej. Nikogo nie budzić rano, nie gotować

Idź do oryginalnego materiału