Syn potajemnie ożenił się za granicą i choćby nam o tym nie powiedział: na ślub rodziców nie zaprosił, a Kacper tłumaczył to niechęcią do psucia nam nastroju.
Wydawać by się mogło, iż w naszej rodzinie zawsze wszystko było adekwatne, spokojne, pewne. Mój Kacper to jedyny syn. Jego ojciec odszedł, gdy chłopiec nie miał choćby trzech lat. Mój drugi mąż, Jakub, stał się dla niego prawdziwym tatą — wychowywał go, opiekował się nim, był przy nim przez wszystko. Z Kubą nie mieliśmy więcej dzieci, więc cała nasza miłość, troska i nadzieje skupiły się na Kacprze. Wyrosnęliśmy go na dobrego, mądrego, uprzejnego człowieka. Takiego, za którego żadna matka nie musi się wstydzić. Ale wszystko się rozpadło, gdy w jego życiu pojawiła się ona.
Weronika. Zapamiętałam ją od tamtego dnia w sklepie, jeszcze zanim po raz pierwszy przyprowadził ją do domu. Stała przy kasie, kłóciła się z kasjerką o jakieś drobiazgi. Pomyślałam wtedy: właśnie takie dziewczyny przynoszą kłopoty. Wyniosła, ostra, zimna. Nie sądziłam nawet, iż pewnego dnia wejdzie do mojego domu.
Gdy Kacper przedstawił ją jako swoją dziewczynę, oniemiałam. Od razu zrozumiałam: ona będzie wbijać klin między nas. I nie pomyliłam się. Po tamtej pierwszej wizycie syn coraz rzadziej pojawiał się w domu. Wymawiał się pracą, sprawami, zmęczeniem. Na rodzinne święta przychodził bez niej. Gdy próbowałam z nim rozmawiać, odsuwał się, nie patrzył w oczy, unikał tematu. Czułam, iż go tracę. I nie mogłam nic zrobić.
A potem stało się coś, co kompletnie mnie załamało.
Było lato, obchodziliśmy urodziny mojej młodszej siostrzenicy. Wieczór, upał, ogród, rozmowy. Moja siostra, śmiejąc się, zapytała: „No to kiedy już będziecie mieli wnuki? Kacper przecież dawno żonaty, najwyższy czas!”. Zamarłam. Nie przesłyszałam się — powiedziała „żonaty”. Okazało się, iż pół roku temu Kacper i Weronika wzięli ślub. Za granicą. Bez pierścionka, bez uroczystości, bez zdjęć. I bez nas. Po cichu, w tajemnicy, jakby nas, rodziców, w jego życiu już nie było.
Ścisnęło mnie w piersi. Nie byłam w stanie choćby odpowiedzieć. Wstałam i wyszłam do domu. Później zadzwonił. Mówił, iż nie chciał nas martwić. Że przecież i tak nie lubiłam Weroniki, po co psuć i jemu, i sobie ten dzień. Mówił spokojnie, jakby chodziło o kupno nowego odkurzacza, a nie o ślub. Słuchałam jego głosu i nie poznawałam własnego syna.
Z jednej strony rozumiem. Nie chciał konfliktu. Chciał uprościć. Nie psuć relacji. Ale rodzina to nie wygoda. To uczucia. To dzielenie się tym, co ważne. Bycie razem. A on zrobił to za naszymi plecami. A przecież kiedyś trzymałam go za rękę, gdy bał się ciemności. Kiedyś mówił mi, iż ożeni się tylko z tą, którą zaakceptuję całym sercem. Jak gwałtownie wszystko się zmienia…
Teraz choćby nie wiem, co robić. Nie mam żalu do Kacpra. To mój syn. Kocham go. Zawsze będę go kochać. Ale tej, którą wybrał — nigdy nie przebaczę. Nie za ślub. Za to, iż zabrała go ode mnie. Cicho, po cichutku, jak kot. I przekonała go, iż rodzinę można wykasować jednym biletem na samolot.
On myśli, iż uniknął konfliktu. Ale w rzeczywistości tylko go pogorszył. Mógł spróbować nas zbliżyć, dać szansę. A teraz między mną a tą kobietą stoi mur. Nie uraza, nie. Zimno. Obojętność. A to jest najgorsze.
Czas minie. Być może, dla niego, dla przyszłych wnuków, jakoś to zaakceptuję. Ale moje serce już nigdy nie będzie takie jak dawniej. Bo pewnego dnia zrozumiałam: nie jestem już częścią życia swojego syna. I tego bólu nie zagłuszy żadne „dzień dobry”.