Światełko nadziei: noworoczne cud
Justyna, zmęczona po codziennych obowiązkach, właśnie ułożyła syna do snu, gdy zadzwonił telefon. Takie telefony nie były dla niej niczym nowym – w całym Zakopanem znano ją jako osobę, która nigdy nie odmówi pomocy.
— Dobry wieczór, Justyno — usłyszała zatroskany głos sąsiadki. — Mogłabyś przyjść? Tacie znowu niedobrze.
— Już idę — odpowiedziała, narzucając wełniany szal.
Justyna ukończyła z wyróżnieniem medyczne studium, ale nigdy nie pracowała w zawodzie. Wyszła młodo za mąż, urodziła syna Kacpra i zatrudniła się jako księgowa w małej firmie. Medycyna pozostała jej pasją: sąsiadom mierzyła ciśnienie, robiła zastrzyki, zawsze gotowa pomóc, o każdej porze.
Na zewnątrz mżył deszcz, latarnie rzucały nikłe światło. gwałtownie dotarła do domu sąsiadki.
— Dzięki, iż przyszłaś! — powitała ją kobieta. — Pogotowie nie odbiera, a ojcu znowu skoczyło ciśnienie.
Justyna sprawdziła pomiar – było niebezpiecznie wysokie. Z wprawą wykonała zastrzyk. Po kilku minutach starszemu mężczyźnie ulżyło, a niedługo zjawiła się karetka.
W drodze powrotnej Justyna szła wolno, rozmyślając nad swoim życiem. Pięć lat temu owdowiała, ale nie zdecydowała się na nowy związek. Kacpra wychowywała surowo, starając się dać mu wszystko, choć pensja ledwo starczała na jedzenie, czynsz i ubrania dla syna. Dla siebie nie kupowała nic – nie było jej na to stać. Drobne zarobki, jak pomoc sąsiadom, były wybawieniem – za te pieniądze kupowała Kacprowi słodycze.
Jej ucieczką było przeglądanie sklepów internetowych, wyobrażając sobie, jak zakłada eleganckie sukienki. W domu, po uśpieniu syna, zaparzyła herbatę i otworzyła tablet. Przeglądając stroje, marzyła o nowej garderobie, gdy nagle głos Kacpra przywołał ją do rzeczywistości:
— Mamo, chodźmy spać. Boję się sam.
— Już idę, kochanie — odparła, spoglądając przez okno.
Życie wydawało się ciężarem. Położyła się obok syna i zasnęła.
Następnego ranka, po szybkim śniadaniu, pobiegła do pracy. Nowy Rok zbliżał się wielkimi krokami, ale wypłatę wstrzymywano. Justyna nie wiedziała, jak przygotować świąteczny stół. Kredyt ciążył, a pożyczanie pieniędzy nie wchodziło w grę. Od ponurych myśli oderwała ją koleżanka:
— Justyna, szef cię woła!
Pospieszyła do gabinetu, zastanawiając się, co ją czeka: zwolnienie czy może świąteczna premia? Okazało się, iż szef proponował założenie kart kredytowych na preferencyjnych warunkach przez bank swojego znajomego. Wszyscy się zgodzili, a Justyna, otrzymawszy kartę, odetchnęła z ulgą – teraz kupi Kacprowi prezent i przygotuje święta.
Wracała do domu w lepszym nastroju. W powietrzu unosił się zapach śniegu i choinek, ludzie nieśli do domów ozdoby. Siedząc w pociągu, Justyna zamyśliła się o przyszłości, gdy nagle obok niej usiadł *ten* mężczyzna.
— Witaj, piękna! Wesołych świąt! — uśmiechnął się.
— Dziękuję, wzajemnie — odpowiedziała, rumieniąc się.
Jechali w milczeniu, ale jego obecność dodawała ciepła. W domu czekała ją niespodzianka. W salonie siedział starszy mężczyzna, około siedemdziesięciu lat, chudy, w zniszczonym ubraniu, ale o dobrych oczach. Kacper, widząc matkę, wyjaśnił:
— Poprosił o jedzenie, więc go zaprosiłem. Przecież zawsze pomagasz!
Justyna zmarszczyła brwi, ale gniew gwałtownie zastąpiło współczucie. Rozumiała syna – odziedziczył po niej wrażliwość. Przygotowała kolację, dała staruszkowi czyste ubranie po zmarłym mężu i skierowała go do łazienki. Gdy się mył, zadzwoniła do domu opieki i umówiła jego przyjęcie.
Taksówka zawiozła ich na obrzeża Zakopanego – do dużego, przypominającego pałac domu z ogrodem. Po załatwieniu formalności Justyna miała już wychodzić, gdy staruszek ją zatrzymał:
— Zaczekaj, dziecko!
Podał jej małe pudełeczko. W środku był srebrny pierścień z bursztynem.
— Zabierz go, to po mojej babci. Była mądrą kobietą, a pierścień przechodził z pokolenia na pokolenie w rodzinie. Ja nie mam już nikogo, a ty jesteś go warta. Przynosi szczęście i spełnia życzenia, jeżeli w nie wierzysz.
Justyna chciała odmówić, ale staruszek nalegał. Podziękowała i wróciła do domu. Posprzątała i położyła się dopiero po północy. Rano, przypominając sobie o pierścieniu, założyła go. Pasował idealnie, niemal emanując ciepłem. W lepszym nastroju, popijając kawę, sporządziła listę zakupów: choinka, ozdoby, prezenty, świąteczne menu.
W sklepie internetowym wybrała czarną aksamitną sukienkę i zamszowe buty. Płacąc kartą, wyobrażała sobie siebie na przyjęciu. Po raz pierwszy od lat pozwoliła sobie na taki luksus. Włączając muzykę, sprzątała, nucąc pod nosem. Na jarmarku bożonarodzeniowym spotkała przyjaciółki, które namawiały ją na wspólne świętowanie, ale odmówiła – ten Nowy Rok miał być wyjątkowy.
W pociągu znów go zobaczyła – tego nieznajomego. Wymienili uśmiechy, ale nie rozmawiali. W domu, ubierając choinkę, Justyna zamyśliła się. Jej życie było pasmem obowiązków, długów i samotności. Marzyła o zmianie: aby nie było kredytów, by obok był ktoś bliski.
Tydzień minął jak sen. Sukienka dotarła, menu było gotowe. Pozostały tylko prezenty i zakupy spożywcze. Rankiem, widząc za oknem śnieg, Justyna włożyła jeansy, biały sweter i pierścień.
— Pomóż mi — szepnęła, życząc sobie uwolnienia od długów, nowej pracy, remontu domu i miłości.
W sklepach jej nastrój gasł – dług rósł, wypłaty przez cały czas nie było. Ale, pamiętając o staruszku i domu opieki, postanowiła sprawić jego mieszkańcom niespodziankę. Dzwoniąc do przyjaciółki, która tam pracowała, dowiedziała się, iż przebywa tam trzydzieści osób. Mimo wątłego budżetu, kupiła szaliki, chusty i pudło mandarynek. Wychodząc, impulsywnie wzięła los loterii.
W domu opieki panował świąW drzwiach stanął on, trzymając w ręku nie tylko bukiet, ale i klucze do ich nowego życia, a za jego plecami migotały pierwsze gwiazdy wieczoru, zapowiadające nadejście nowego początku.