Chciałabym móc powiedzieć, iż wszystko idzie zgodni z planem. Niestety odrobinę zboczyłam z obranego kursu i już nie jest tak idealnie. Czas kurczy się w zastraszającym tempie, natomiast lista rzeczy do zrobienia w dziwny sposób robi się coraz dłuższa. Krótki wyjazd, chwilowa niedyspozycja i cały misterny plan... Jeszcze nie wylądował, ale wiecie o co chodzi. Wyjątkowo gwałtownie udało mi się wrócić do żywych po spadku farmy, ale wisi nade mną jakieś choróbsko. Staram się nie dopuszczać do siebie tej myśli, bo nie mam czasu w zwykłe zajęcia, a co dopiero na rozwalenie się w łóżku na kilka dni. Jedno jest pewne, bez względu na to, jak opornie miałoby mi teraz iść, nic nie zmieni mojego nastawienia do mijającego roku. I tak na serio to nic nie jest w stanie popsuć mi już humoru. W świątecznym swetrze jestem bezpieczna. Nic złego do mnie nie dopuszcza. Poza tym świąteczne kubki też robią swoje, a wiedzcie, iż w ciągu dnia piję sporo kawy i herbat. W oknach świąteczne światełka. choćby choinka już stoi, żebym zdążyła się przed wyjazdem nią nacieszyć. Ha! Ku mojej dziecięcej wręcz radości, spacerując z Rupertem, widzę coraz więcej świątecznych światełek u innych. I to jest fantastyczne!
Nie pozostaje mi mi nic innego, niż zrobienie sobie kawy (dziś w czerwonym kubku) i wskoczenie na najwyższe obroty, wszak czas się kurczy nieubłaganie...