Poranek był martwio cichy. Klatka schodowa, jak zwykle, oddychała zastanym powietrzem – mieszanką kociej karmy, starego plastiku i czegoś słodkawo-lepkiego, co przypominało zeschłe skórki mandarynki albo tanie perfumy. Jadwiga oparła czoł o zimną framugę drzwi i zamarła, nasłuchując, jak w sąsiednim mieszkaniu znów trzasnął balkon. Już trzeci raz w tym tygodniu. Ostry, nerwowy dźwięk – […]