19 marca odszedł Jack Lilley – aktor, kaskader i człowiek, którego twarz i nazwisko znali fani westernów oraz kultowego serialu „Domek na prerii”. Miał 91 lat. Choć przez większość życia działał za kulisami, to jego wkład w amerykańską telewizję i kino był nie do przecenienia.
Karierę rozpoczął już w latach 40., gdy westerny przeżywały swoją złotą erę. Pojawiał się w takich produkcjach jak „Wagon Train”, „Zorro” czy „Death Valley Days”. Przez dziesięciolecia współtworzył legendę gatunku – nie tylko jako aktor, ale też jako kaskader. W serialach „Gunsmoke”, „Rawhide” czy „The High Chaparral” odpowiadał za najbardziej wymagające sceny, których wykonanie wymagało odwagi, doświadczenia i doskonałej formy fizycznej.
Największą popularność przyniosła mu jednak praca przy „Domku na prerii”. Jako koordynator kaskaderów dbał o bezpieczeństwo na planie i sam wielokrotnie brał udział w scenach akcji – nierzadko jako dubler Michaela Landona. Mimo iż nie grał pierwszoplanowych ról, jego obecność była nieodzowna. Zagrał też epizodyczne role – mieszkańców miasteczka, przechodniów, woźniców. Był wszędzie tam, gdzie trzeba było zadbać o wiarygodność sceny.
Melissa Gilbert, serialowa Laura Ingalls, wspominała go z ogromnym wzruszeniem:
„Lilley nauczył mnie, jak jeździć na koniu, gdy byłam jeszcze malutka. Był wobec mnie bardzo cierpliwy. Nigdy nie powiedział ‘nie’, kiedy skakałam przy nim i prosiłam, żeby zabrał mnie na przejażdżkę”.
W jednym z emocjonalnych wpisów napisała także:
„Rodzina z domku straciła jednego członka. (...) Gdy tylko usłyszałam jego głos: ‘Hej, Halfpint, ty stary szczurku!!!’ – wiedziałam, iż jestem w domu”.
Jack Lilley nigdy nie zabiegał o sławę. Zawsze bliższy był mu trud kaskadera niż błysk fleszy. W oczach współpracowników i przyjaciół był człowiekiem oddanym, życzliwym i niezastąpionym. Jego śmierć oznacza koniec pewnej epoki – tej, w której kino o Dzikim Zachodzie tworzyli ludzie z pasją i sercem.
Rodzina Jacka Lilleya przekazała w oficjalnym oświadczeniu:
„Straciliśmy giganta wśród ludzi. Jack Lilley, znany jako kaskader, gospodarz, aktor i nasz tata, odszedł spokojnie 19 marca 2025 roku”.
Jego życie, choć nie zawsze było na pierwszym planie, wypełnione było momentami, które zapisały się na stałe w historii filmu. Dziś żegnają go nie tylko współpracownicy i rodzina, ale też całe pokolenia widzów, którzy dorastali oglądając jego pracę – choćby jeżeli nie zawsze wiedzieli, iż to właśnie on był w tle każdej niezapomnianej sceny.
To też może cię zainteresować:
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: