Suknia ślubna synowej

newsempire24.com 4 dni temu

— Jak śmiesz, Kasia?! Jak śmiesz przymierzać moją suknię ślubną?! — głos Weroniki Piotrownej drżał z oburzenia, gdy stała w drzwiach sypialni, trzymając się futryny niemal białymi z emocji palcami.

Kasia odwróciła się, jeszcze nie do końca zapięta. Biała satynowa suknia opinała jej smukłą sylwetkę, podkreślając talię i malowniczo opadając na podłogę szerokimi fałdami.

— Weroniko Piotrówno, ja… chciałam tylko zobaczyć, czy będzie pasować… — wydukała dziewczyna, czerwieniąc się po uszy. — Mateusz mówił, iż można…

— Mateusz mówił?! — teściowa wkroczyła do pokoju, zaciskając pięści. — Mój syn nie miał prawa pozwalać ci dotykać moich rzeczy! To dla mnie świętość! Rozumiesz?! Świętość!

Kasia pośpiesznie próbowała rozpinać suknię, ale zamek się zaciął. Im mocniej szarpała, tym bardziej się klinował.

— Weroniko Piotrówno, proszę pomóż, nie mogę jej zdjąć…

— Nie waż się drzeć! — wrzasnęła kobieta. — jeżeli zniszczysz, nigdy ci tego nie wybaczę! Stój spokojnie!

Jej palce drżały, gdy ostrożnie uwalniała zamek. Kasia czuła napięcie bijące od tej drobnej kobiety z ciasno spiętymi włosami.

— Masz w ogóle pojęcie, co to znaczy? — szepnęła Weronika Piotrówna, delikatnie ściągając suknię z ramion synowej. — To nie jest zwykła szmata! W tej sukni brałam ślub z ojcem Mateusza… Niech spoczywa w pokoju…

Kasia w milczeniu wkładała swój zwykły sweter. W lustrze widziała, jak teściowa troskliwie prostuje każdy fałd na sukni, sprawdzając, czy nic się nie pogniotło.

— Przepraszam — szepnęła. — Nie chciałam pani zdenerwować. Po prostu ślub za miesiąc, a ja nie mam pieniędzy na suknię…

Weronika Piotrówna gwałtownie się odwróciła.

— A kto ci każe, jeżeli nie masz na życie? Myślałaś, iż mój syn cię utrzyma? On sam jeszcze dziecko!

— Kochamy się — odparła cicho Kasia.

— Miłość! — prychnęła teściowa. — Miłością mieszkania nie wynajmiesz i dzieci nie wykarmisz! Mnie też się zdawało, iż kocham, a potem całe życie w biedzie przeżyłam!

W korytarzu rozległy się kroki i do pokoju wszedł Mateusz. Wysoki, jasnowłosy, od razu wyczuł atmosferę.

— Co się stało? Mamo, czemu taka czerwona?

— Zapytaj lepiej swojej narzeczonej, co tutaj wyprawiała! — Weronika Piotrówna powiesiła suknię w szafie i zatrzasnęła drzwi.

Mateusz spojrzał na Kasię, potem na matkę.

— Kasia, przymierzałaś suknię?

— Mówiłam ci, iż chcę zobaczyć… Powiedziałeś, iż mama nie będzie miała nic przeciwko…

— Myślałem, iż jej nie będzie w domu — zmieszał się chłopak.

— O, jak to! — Weronika Piotrówna załamała ręce. — Więc ukartowaliście to za moimi plecami! W moim domu, z moimi rzeczami!

— Mamo, no co ty się tak unosz? Suknia tylko wisi, nikomu niepotrzebna!

Zapanowała cisza. Weronika Piotrówna powoli odwróciła się do syna, a Kasia zobaczyła, jak zmienia się jej twarz. Ból, głęboki i dawny, odbił się w oczach kobiety.

— Nikomu niepotrzebna? — powiedziała bardzo cicho. — Rozumiem. Więc ja też nikomu niepotrzebna, ani moje wspomnienia, ani to, co dla mnie cenne…

— Mamo, nie tak chciałem powiedzieć…

— Wiesz co, synku — Weronika Piotrówna wyprostowała się — żyjcie, jak uważacie. Ale mojej sukni nie ruszajcie. Lepiej oszczędzajcie i kupcie sobie własną.

Wyszła, a Kasia usłyszała trzask kuchennych drzwi.

— No i mamy problem — westchnął Mateusz. — Teraz będzie ze mną miesiąc nie rozmawiać.

— Tomek, dlaczego ona taka jest? Przecież nic złego nie zrobiłam…

Mateusz usiadł na łóżku, przetarł twarz dłońmi.

— To długa historia, Kasiu. Mama… po śmierci taty stała się inną osobą. Kiedyś była radosna, dużo się śmiała. A teraz… Przechowuje rzeczy taty jak w muzeum. I ta suknia… Czasem ją wyjmuje, głaszcze, rozmawia z nią…

— Rozmawia?

— No tak. Myśli, iż nie słyszę. A ja w dzieciństwie raz podsłuchałem. Opowiadała sukni, jak tęskni za tatą, jaki był dobry… Trochę straszne, ale ją rozumiem.

Kasia przysiadła obok narzeczonego.

— Może porozmawiam z nią? Wytłumaczę, iż nie chciałam urazić?

— Spróbuj. Tylko ostrożnie. Jest teraz wściekła…

W kuchni Weronika Piotrówna gwałtownie siekała kapustę na bigos. Nóż uderzał w deskę, jakby rąbała drewno.

— Weroniko Piotrówno, mogę wejść?

— Wejdź, skoro przyszłaś — odparła teściowa, nie podnosząc głowy.

Kasia niepewnie podeszła do stołu.

— Chciałam przeprosić. Naprawdę nie chciałam pani zdenerwować. Tylko… moja mama umarła, gdy byłam mała, a ciocia, która mnie wychowała, nie jest bogata. Pomyślałam…

— Pomyślałaś, iż coś za darmo ściągniesz — burknęła Weronika Piotrówna.

— Nie! — Kasia poczerwieniała. — Pomyślałam, iż może… potraktuje mnie pani jak córkę…

Weronika Piotrówna nagle znieruchomiała, spojrzała na dziewczynę.

— Jak córkę? Co ty sobie myślisz? Najpierw trzeba zasłużyć!

— A jak zasłużyć? — cicho spytała Kasia. — Powiedzcie, co zrobić, a ja się postaram…

Kobieta odłożyła nóż, wytarła ręce w ścierkę.

— Wiesz co, córeczko, usiądź. Opowiedzą ci o tej sukni.

Kasia ostrożnie usiadła.

— Miałam dziewiętnaście lat, gdy wyszłam za ojca Mateusza. Przystojny był, postawny, wszystkie dziewczyny za nim latały. A wybrał mnie. Suknię szyłyśmy z moją mamą trzy miesiące. Każdy wieczór przy niej spędzałyśmy, każdą koronkę przysywałyśmy manualnie. Mama mówiła: „Weronika, zapamiętaj ten dzień, w życiu taki będzie tylko raz”.

Głos kobiety zmiękł, w oczach pojawiło się ciepło.

— I rzeczywiście był tylko raz. Józef — tak miał na imię ojciec Mateusza — wniósł mnie w tej sukni na rękach do— I może ja też spróbuję zrobić dla ciebie taką suknię, córeczko – powiedziała Weronika Piotrówna, a łzy szczęścia zabłysły w jej oczach, gdy Kasia przytuliła się do niej, czując, iż w końcu znalazła nie tylko męża, ale i prawdziwą rodzinę.

Idź do oryginalnego materiału