Justyna ledwo ułożyła synka do snu, gdy nadeszła wiadomość: „Będę za chwilę”. Nadawca – Danuta Janowska, jej teściowa. Kobieta o… trudnym charakterze, mówiąc delikatnie. Żadnej troski, żadnego udziału – za to pełno buty, zadufania w sobie i wiecznej chęci udawania młodszą. Nikt nie znał jej dokładnego wieku – sama skrzętnie ukrywała cyfry, twierdząc, iż „w duszy ma osiemnaście lat”.
Kiedy Justyna była w ciąży, Danuta od razu dała jasno do zrozumienia: nie ma co na nią liczyć. Jej aktywne życie – siłownia, salsa, randki – nie przewidywało miejsca na kołysanie niemowlaka. Była kategoryczna:
– Ja już swoje odsiedziałam w pieluchach. Ani dnia więcej.
I oto, po dziesięciu minutach, dzwonek do drzwi. Na progu stoi teściowa w jaskrawej sukience, z fryzurą jak u prezenterki telewizyjnej i w szpilkach tak wysokich, iż ich stukot roznosił się chyba po całym bloku. Weszła jak u siebie, niedbale zrzuciła buty i przeszła do kuchni.
– Justynko, zrób mi herbatki, dobrze? Dzisiaj jak wiewiórka – z pracy na obcasach, po zakupy, załatwianie spraw… Strasznie padam. No i przyszłam. Pamiętasz swoją niebieską sukienkę? Tę, którą miałaś na firmowym wigilijnym?
– Pamiętam – odpowiedziała Justyna, już czując, iż coś wisi w powietrzu.
– Oddaj mi ją. I tak po porodzie przytyłaś, już się nie wciśniesz.
Justyna spuściła wzrok. Ukłuło ją to. Tak, figura się zmieniła – ale usłyszeć coś takiego od krewnej, i to w takim tonie… to bolało. Ale teściowa, jak zwykle, nie ustępowała.
– Co, choćby nie zapytasz, po co mi to?
Justyna milczała. Przywykła już, iż Danuta wciąż szuka kolejnego „księcia” – kogoś młodszego, z lepszym kontem. Całe jej życie to wieczny casting. Żaden romans nie trwał dłużej niż kilka tygodni.
– Mam nowego adoratora – ciągnęła teściowa z dumą. – Przystojny, z mieszkaniem i BMW. Ale pewnie kobieciarz. Dlatego chcę go przetestować. Ty, Justynko, pomożesz – napiszesz do niego na Facebooku. Sprawdzisz, czy się złapie.
– Przepraszam, ale nie będę w to brnąć – stanowczo odmówiła Justyna.
– Aaa, tak? Nie spodziewałam się! No to trudno. I sukienkę sobie zatrzymaj, może się przyda do wycierania podłogi, skoro i tak cię w nią nie upchnę! – prychnęła Danuta i wyleciała z mieszkania, trzaskając drzwiami.
Oczywiście, teściowa nie omieszkała poskarżyć się synowi. Krzysztof wrócił do domu, wysłuchał obu stron. Wiedział: mama jest wybuchowa i trzeba do niej „umieć podejść”. Ale w środku i tak się gotował.
– Pogadam z nią, nie martw się – szepnął żonie, obejmując ją.
Minęło kilka dni. Na urodziny Krzysztofa mieli przyjść goście, ale dawny kolega z rodziną nie dotarł. Tymczasem Danuta dzwoniła nie z życzeniami, tylko… by pożalić się na kolejny nieudany związek.
A potem znów się pojawiła. Przyniosła słoik konfitur i przeprosiny.
– Wybacz, Justynko. Pojechałam po bandzie. Po prostu… jestem zmęczona. Być samotną to ciężka sprawa. Wciąż szukam kogoś, a w efekcie – same rozczarowania. Weźmy tego Jacka… Planowaliśmy wspólne życie, a tu nagle dzwoni jego syn i oświadcza, iż rujnuję ich rodzinę. Że Jacek jest zadłużony, żonaty, a ja dla niego tylko czasowa pociecha. I wiecie co? Zerwał ze mną kontakt. Jakby ktoś go wyłączył.
– Może po prostu się przestraszył? – delikatnie zapytała Justyna.
– Może… Albo po prostu jest mięczak. Syn zagroził, iż spłaci jego długi, jeżeli się ze mną zerwie. No i się zerwał. Ot, cała historia. Pewnie bał się, iż go zaraz pod kościół zawleczę, a potem na spadek poluję. Wyobrażasz?
Gdy Danuta skarżyła się na los, Justyna słuchała w milczeniu. Wszedł Krzysztof. Gdy jadł, mama znów zaczęła swój spektakl – opowiadała, jak ją skrzywdzono, jak jest zmęczona samotnością. Chciała, żeby i on ją pożałował, jak zawsze.
– Mamo, może nie pchaj się na siłę? Twój człowiek sam cię znajdzie – powiedział spokojnie.
– Tak? A tymczasem mam gnić w domu i gryźć poduszkę?
– Nie, ale może mniej dramatu? Zabierz wnuka na spacer, idź do parku. Życie to nie tylko romanse.
– Aha, już rozumiem. Zrobić ze mnie darmową opiekunkę, co? Nie, nie, wasze dziecko – wasz problem!
– Mamo, znowu wszystko odbierasz jak atak. Znajdź sobie w końcu zajęcie, a nie przygody na głowę.
– Zajęcie? Ja nie chcę być sama, ja chcę kochać! I niech się mylę – to moje życie! A twoja żona niech lepiej o siebie zadba, bo po porodzie rozlała się jak drożdżowe ciasto, tylko dzieckiem się zajmuje. Ani mężowi atrakcyjna, ani iskry w oczach. Myślisz, iż tak się rodzinę utrzyma?
– Dość! Nie tykaj Justyny! Dopiero co urodziła, jeszcze dojdzie do siebie. Lepiej byś ją wsparła, zamiast krytykować!
Danuta trzasnęła drzwiami i wyszła. Justyna stała za ścianą, słyszała wszystko. W gardle ściskał ją gul, ale tylko przytuliła się do męża.
Bo wiedziała jedno: teściowej się nie przerobi. Jej nie zmienisz. Taka już jest. I jedyne, co można zrobić – to nauczyć się z tym żyć. Albo… po prostu postawić mur.