Stróż Niebios

newsempire24.com 3 dni temu

*Dziennik*

Przez dziury w siatce ogrodzenia wsuwa się drobna rączka, sięgając po dojrzałe truskawki. Udaję, iż nie widzę, pieleniu cebulę.
— Dzień dobry, ciociu Marysiu! — woła cienkim głosikiem Leszek.
— Witaj, słoneczko — uśmiecham się. — Chodź tu, pomożesz mi zebrać truskawki.
Siatka lekko się ugina, podnoszę dolną część i do mnie w gości przychodzi Anioł — tak nazywam Leszka. Za nim, sapiąc i wzdychając, przeciska się wielki pies Bury, prawie dwa razy większy od swojego pana. Stawiam na środku truskawkowego zagonu dużą miskę. Leszek zbiera największe i najsłodsze owoce. Ma jasne włosy, niebieskie oczy i ostre łopatki, wystające jak skrzydła. Stąd to imię — Anioł. Ma pięć lat. interesujący świata, dobry jak chleb.
— Leszku, czemu mama rano krzyczała?
— A, bo chciała pomalować stołki, a ja rozlałem farbę — odpowiada. — Chciałem Buremu budę pomalować i niechcący upuściłem puszkę.
— Nic się nie stało. Zaraz napijemy się herbaty i kupimy nową farbę.
Mój mały Anioł bez przypominania myje ręce i siada przy stole. Jego ulubione miejsce jest przy oknie. Z proponowanych smakołyków wybiera truskawki z mlekiem i jeszcze ciepłą drożdżówkę. Posypana cukrem pudrem, zostawia mu słodkie wąsiki nad górną wargą. Na dywaniku przy drzwiach leży Bury. Zna tu każde prawo, więc cierpliwie czeka na smakołyk. Dostaje sernik. Patrzy żałośnie na samotną racuchę, później, rozczarowany, na nas z Leszkiem, jakby pytał: tylko tyle? Liczyłem na więcej… Śmiejemy się, stawiam przed kudłatym przyjacielem miskę z zupą. Bury nam wybacza i zabiera się do jedzenia.

Po godzinie wracamy we trójkę ze sklepu z farbą — białą i zieloną. Niebo błękitne, słońce wysoko, gorąco. Wpadam do domu przebrać się, pakuję do torby resztę truskawek i drożdżówek. Na ganku domu Leszka siedzi babcia. Ociemniała dwa lata temu. Mój Anioł delikatnie poprawia jej chustkę, by leżała równo, wpuszcza zbłąkany kosmyk włosów. Kładę babci na kolana kubek z truskawkami — wiem, iż je uwielbia.

Na werandzie malujemy z Leszkiem stołki na biało, potem — budę Burego na zielono. Chłopiec zadowolony, pies obojętny.

Z pracy wraca Ewa, mama Anioła. Chwali syna, zaprasza wszystkich do stołu. Leszek bierze babcię za rękę, prowadzi do domu. Karmi ją kaszą jaglaną, cierpliwie i uważnie. Herbatę pije samodzielnie, z karmelem. Porusza się po domu sama, wie, która deska zaskrzypi. Ewa pracuje w przydrożnej karczmie, dwa kilometry stąd. jeżeli ma popołudniową zmianę, wraca późno. Cała nadzieja w synu.

Zerkam na Leszka — zajada kaszę z masłem, popija słodką herbatą, potem idzie oglądać bajki. Dziecko, a już mężczyzna. Czy może mężczyzna, wciąż dziecko?

Zamiata podłogę, myje naczynia, pomaga babci się ubrać, nosi do domu drewno (po dwa polana) i wodę (w małym wiaderku). Kocha swojego psa, ale czasem gorzko płacze, gdy matka niesprawiedliwie nakrzyczy. Potrafi też śmiać się szczęśliwie, pluskając w rzece, gdy krople wody sięgają nieba i błyszczą w słońcu.

Ewa odprowadza mnie do furtki. Proszę, by nie krzyczała na Leszka. To mężczyzna — nie upokarzaj go. Chroń. Szukaj powodów, by chwalić.

Narzeka na ciężkie życie, na ślepą matkę, na małą pensję.

Odpowiadam: własny dom, żywa matka, praca, pomocny syn, zdrowie. Umiej cenić, co masz, nie patrz na innych.

Ewa uśmiecha się, macha na pożegnanie.

Moje lekcje z Leszkiem nie idą na marne — w pięć lat czyta babci „Królową Śniegu” płynnie. W ciche wieczory idziemy z wędkami nad rzeczkę. Słońce jak dojrzały słonecznik chowa się w lesie, zostawiając ostatnie ciepłe promienie. Chmury, podświetlone od spodu, mienią się złotem. Wszystko cichnie, odpoczywa od zgiełku. Nasza obecność nie płoszy ryb — niedługo para lśniących okazów pluska się w słoiku. Mój kot ma kolację…

…Dziś odwiedził mnie Anioł. Już dorosły, ma czterdzieści dwa. Szanowany lekarz, chirurg. Kilka razy w roku odwiedza groby matki i babci, potem, obładowany smakołykami, zagląda do mnie. Wszyscy mówią na niego „panie doktorze”, ale ja wiem — to Anioł! Wielki, szeroki w barach i dobry jak chleb. Zawsze stawia na stół koszyk truskawek, siada przy oknie i uśmiecha się szczęśliwie. Pije herbatę z ciepłymi drożdżówkami, pali papierosa na ganku, a żegnając się, otula mnie dwoma wielkimi, ciepłymi skrzydłami…

*Dziś znów przypomniałem sobie, iż dobro wraca. Wystarczyło dać trochę ciepła dziecku, by po latach otrzymać całe niebo.*

Idź do oryginalnego materiału