Straciłem prawdziwą miłość przez piękną fasadę – teraz płacę za swoją głupotę.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Mówią, iż każdy jest kowalem własnego losu. I wiesz co? Jestem tego doskonałym przykładem. Wszystko, co się ze mną stało, to efekt moich własnych działań. To nie los, nie zły urok, ani ingerencja osób trzecich. Tylko moja ślepota, zarozumiałość i naiwne zauroczenie powierzchownością, a nie istotą rzeczy.

Mam na imię Roman. Pochodzę z Poznania. Teraz mam 38 lat i od trzech lat jestem w małżeństwie, które okazało się być dla mnie próbą, a nie radością. Kiedyś myślałem, iż złapałem szczęście za ogon.

Miałem wtedy 32 lata. Mieszkałem samodzielnie, miałem dobrą pracę, dwa mieszkania odziedziczone po babci i mały sklepik, który wynajmowałem. Moi rodzice dawno przenieśli się do domu na wsi pod Poznaniem, a ja cieszyłem się życiem kawalera, wierząc, iż niedługo spotkam “tę jedyną”.

Zawsze marzyłem o żonie z błyszczącym wyglądem: długonogiej, z lalkową figurą, lśniącymi włosami i nieskazitelnym makijażem. Wydawało mi się, iż taka kobieta to gwarancja mojego sukcesu i zazdrości otoczenia.

Równocześnie obok mnie była Nina — moja najlepsza przyjaciółka. Mądra, dobra, z delikatnym poczuciem humoru, zawsze wiedziała, jak mnie wesprzeć. Często spacerowaliśmy, rozmawialiśmy od serca, a czasem po imprezach zostawała u mnie. Uważałem to za coś oczywistego. Była po prostu dobrą osobą w pobliżu. Nie myślałem, iż może to dla niej znaczyć więcej.

Aż pewnego dnia, wyjeżdżając z przyjaciółmi na narty do Zakopanego, spotkałem ją — Weronikę. Wysoka, wyrazista, z pełnymi ustami, długimi paznokciami i złotymi lokami do pasa. Wyglądała jak moja “idealna żona”.

Przez tydzień kilka się bawiliśmy na nartach, spędzaliśmy czas w pokoju, piliśmy, śmialiśmy się, flirtowaliśmy. W szczycie alkoholowego i hormonalnego uniesienia, jak ostatni głupiec, oświadczyłem się jej. Tak, tak, prosto w hotelowym pokoju, zaspanym głosem i kieliszkiem szampana w ręku.

Weronika, dowiedziawszy się o moich mieszkaniach, interesach i rodzicach, tylko skromnie się uśmiechnęła i skinęła głową. Kilka dni później już się do mnie przeprowadziła.

Gdy opowiedziałem o tym Ninie, była zdruzgotana. Spokojnie, bez histerii, powiedziała:
— Romek, pośpieszyłeś się. Kobiety z kurortów rzadko wracają z miłości. Postaraj się lepiej ją poznać.

Wściekłem się. Oskarżyłem ją o zazdrość. choćby nie zaprosiłem na ślub. Wydawało mi się, iż jest po prostu urażona, iż nie wybrałem jej.

A bardzo gwałtownie moja baśń rozsypała się jak domek z kart.

Najpierw Weronika zabroniła dotykać jej ust:
— Mam implanty. Nie można ich uciskać, co ty.

Potem okazało się, iż nie gotuje wcale — choćby włączanie czajnika było jej obce. Sałatki? Nie. Kolacja? Nie. Kurz zetrzeć? Nigdy. Wszystko robiłem ja, a jedzenie przynosiła nam mama w garnkach.

Weronika chodziła na salony, do spa i na zakupy jak do pracy. Wydawała moje pieniądze tak, jakby to była gra w Monopoly.

Kiedy wspomniałem o dzieciach, odpowiedziała zimno:
— Oszalałeś? Moje ciało to moja inwestycja. Nie wcześniej niż za dziesięć lat.

Nie rozmawialiśmy — istnieliśmy. Czegokolwiek bym nie zaczął, albo nie rozumiała, albo udawała znudzenie. Miała swoje tematy: paznokcie, depilację, stories na Instagramie. A ja — tylko tęsknotę.

I znów zwróciłem się ku Ninie. Szukałem u niej ciepła, rozmowy, zrozumienia. Słuchała, dodawała otuchy, żartowała, starała się przywrócić mi wiarę w siebie. Żaliłem się, wylewałem duszę, a ona po prostu była obok.

Ale pewnego dnia powiedziała, iż wychodzi za mąż. Za mojego znajomego, Tomka.
— Kocham cię, Romanie — powiedziała. — Zawsze cię kochałam. Ale zmęczyło mnie czekanie. A z Tomkiem, choć bez namiętności, będę miała spokój. A uwierz, to czasem znaczy więcej.

Wtedy zrozumiałem wszystko. Wszystko, co straciłem. Wszystko, co zniszczyłem własnymi rękami.

Mogłem być z kobietą, która byłaby podporą, prawdziwą przyjaciółką, żoną, matką moich dzieci. A wybrałem lalkę. Opakowanie bez zawartości.

Teraz żyję w pięknej klatce, obok kobiety, która jest mi obca. Nie wiem, jak długo będzie trwał ten farsz. Ale wiem jedno: Ninę straciłem na zawsze. I to jest mój największy błąd.

Jeśli to czytasz, a obok ciebie jest ktoś, kto cię rozumie, wspiera, dba o ciebie — nie puszczaj go. Nie wymieniaj żywego na błyszczące. Bo któregoś dnia możesz obudzić się w jedwabiach… i poczuć, iż wokół jest pusto.

Idź do oryginalnego materiału