STARY Nauczyciel, KTÓRY KUPIŁ POSIŁEK DLA ZMARZNIĘTEGO CHŁOPCA – DZIESIĘĆ LAT PÓŹNIEJ CHŁOPIEC ODWZJAJCA MU PRZYSługę

polregion.pl 6 dni temu

Stołowka huczała od gwaru uczniów, brzęku tac i syku automatu, który po raz kolejny odrzucił monety. To był kolejny mroźny grudniowy popołudnie w Liceum im. Jana Kochanowskiego. Większość dzieciaków gromadziła się w grupach, śmiejąc się, wymieniając kanapkami i narzekając na zadania domowe.

Ale pan Kowalski nie patrzył na hałaśliwe stoliki.

Obserwował chłopca przy automacie — samotnego, lekko drżącego w zniszczonym swetrze, którego palce trzęsły się, gdy liczył grosze. Coś w jego postawie, przygarbionych ramionach i unikaniu kontaktu wzrokowego poruszyło serce starego nauczyciela.

„Przepraszam, młody człowieku” — zawołał pan Kowalski, wstając od stolika.

Chłopiec zastygł. Obrócił się powoli, z rezerwą. Jego duże, nieufne oczy spotkały się na sekundę ze wzrokiem nauczyciela, by zaraz znów opaść na podłogę.

„Przydałoby mi się towarzystwo” — dodał pan Kowalski z ciepłym uśmiechem. „Może usiądziesz ze mną?”

Chłopiec zawahał się. Głód i duma walczyły na jego twarzy. Po chwili głód zwyciężył. Skinął głową i poszedł za nauczycielem w kąt stołówki.

Pan Kowalski zamówił dodatkowy rosół, kanapkę i kubek gorącej herbaty. Nie robił z tego widowiska. Po prostu podsunął tacę, jakby to była najzwyklejsza rzecz. Chłopiec mruknął „dziękuję” i zaczął jeść, jakby od dni nie miał ciepłego posiłku.

„Jak się nazywasz?” — zapytał pan Kowalski, popijając kawę.

„Tomek” — odparł chłopiec między kęsami.

„Miło cię poznać, Tomku. Jestem pan Kowalski. Uczyłem tu kiedyś, teraz głównie na emeryturze. Tylko czasami pomagam z korepetycjami.”

Tomek przytaknął. „Ja tu adekwatnie nie chodzę.”

Nauczyciel uniósł brew. „Tak?”

„Przechodziłem tylko, szukałem gdzieś ciepła.”

Prawda zawisła między nimi, ciężka, choć niewypowiedziana. Pan Kowalski nie dopytywał. Tylko skinął głową i uśmiechnął się. „Cóż, zawsze możesz się ze mną podzielić posiłkiem.”

Pogadali chwilę. O niczym ważnym. Tyle, by rozgrzać zimne milczenie. Gdy skończyli, Tomek wstał cicho.

„Dziękuję, panie Kowalski” — powiedział. „Nie zapomnę tego.”

Nauczyciel znów się uśmiechnął. „Trzymaj się, synu.”

I tak Tomek zniknął za drzwiami stołówki.

*****

SIEDEM LAT PÓŹNIEJ

Zimowy wiatr wył za oknami zaniedbanego bloku przy ulicy Lipowej. W środku pan Kowalski siedział sam przy oknie, owinięty starym swetrem, z kocem na kolanach. Kaloryfer zepsuł się kilka dni temu, a administrator nie odbierał telefonów. Jego dłonie, niegdyś pewne przy tablicy, teraz drżały z zimna i wieku.

Żył teraz cicho. Bez rodziny w pobliżu. Tylko skromna emerytura i okazjonalne wizyty dawnych uczniów.

Dnie ciągnęły się w nieskończoność, a noce były jeszcze dłuższe.

Tego popołudnia, gdy sączył letnią herbatę, zaskoczyło go pukanie. Niewielu go teraz odwiedzało.

Powłócząc kapciami po zniszczonym linoleum, powoli podszedł do drzwi. Gdy je otworzył, oczy przecierał ze zdumienia.

Na śniegu stał wysoki młody mężczyzna w granatowym płaszczu. Włosy miał starannie uczesane, a w rękach trzymał duży kosz prezentowy.

„Panie Kowalski?” — zapytał, głos lekko drżący.

„Tak?” — nauczyciel przyjrzał się uważniej. „Znamy się?”

Mężczyzna uśmiechnął się. „Pewnie mnie pan nie pamięta. Nie chodziłem do pańskiej szkoły, ale siedem lat temu kupił pan obiad zmarzniętemu chłopcu w stołówce.”

Oczy pana Kowalskiego rozszerzyły się, gdy w jego pamięci pojawiło się wspomnienie.

„Tomek?”

Młody człowiek przytaknął.

„O rany…” — pan Kowalski odsunął się. „Proszę, wchodź!”

Tomek przekroczył próg i natychmiast poczuł chłód. „Kaloryfer nie działa” — powiedział, marszcząc brwi.

„Tak, zamierzałem się tym zająć, ale…” — nauczyciel machnął ręką.

Tomek postawił kosz na stole i od razu sięgnął po telefon. „Nie musi się pan już tym przejmować. Mam swojego hydraulika. Będzie tu w ciągu godziny.”

Pan Kowalski otworzył usta, by protestować, ale urwał, słysząc zdecydowany, choć łagodny ton Tomka.

„Kiedyś powiedział mi pan, żebym się o siebie zatroszczył. Teraz moja kolej, by zatroszczyć się o pana.”

W koszu były świeże produkty, ciepłe rękawiczki, skarpety, nowy koc elektryczny i kartka.

Dłonie pana Kowalskiego drżały, gdy ją otwierał.

„Dziękuję, iż pan mnie wtedy dostrzegł, gdy nikt inny nie zauważył” — głosił napis. „Pańska dobroć zmieniła moje życie. Chcę to odwdzięczyć, nie tylko dziś, ale zawsze.”

Łzy napłynęły do oczu nauczyciela.

„Nigdy nie zapomniałem tamtego obiadu” — powiedział cicho Tomek. „Byłem bezdomny, przerażony i głodny. Ale tamtego dnia potraktował mnie pan jak człowieka. To dało mi nadzieję.”

Pan Kowalski przełknął ślinę. „Co robiłeś przez te lata?”

„Niedługo potem trafiłem do schroniska dla młodzieży” — wyjaśnił Tomek. „Pomogli mi stanąć na nogi. Ciężko pracowałem, dostałem stypendium i właśnie skończyłem prawo. Mam już pierwszą pracę.”

„To wspaniałe” — wyszeptał pan Kowalski, ledwie panując nad głosem.

Tomek uśmiechnął się. „Długo pana szukałem. Kilku dawnych pracowników szkoły nakierowało mnie na adekwatny ślad.”

Siedzieli godzinami, rozmawiając i śmiejąc się jak starzy przyjaciele. Gdy hydraulik przyjechał, Tomek od ręki zapłacił. Zorganizował też sprzątanie raz w tygodniu i dostawy jedzenia.

„Potraktuj to jako inwestycję” — powiedział z przymrużeniem oka. „Uwierzył pan we mnie, zanim ja sam uwierzyłem.”

Zanim wyszedł, Tomek uścisnął dłoń pana Kowalskiego. „Jeśli pan pozwoli, chciałbym wpadać częściej.”

Nauczyciel skinął głową, a łza spłynęła mu po policzku. „Bardzo bym chciał.”

*****

MIESII nigdy nie zapomniałem tej lekcji, iż dobro, które dajesz światu, zawsze do ciebie wraca.

Idź do oryginalnego materiału