Jadwiga wróciła do domu późnym wieczorem. W mieszkaniu panowała dziwna cisza. Ani głosu męża, ani ciągłego mamrotania matki.
– Mamo? Wiesiu? – zawołała, zaglądając do pokoi. Pusto.
„Wiesiek pewnie w warsztacie w garażu – pomyślała. – A mama? Czyżby się obraziła i wyjechała?”
Narzuciła kurtkę i wyszła na podwórko. Z uchylonych drzwi garażu sączyło się żółte światło, dobiegały stamtąd podniesione głosy. Weszła do środka i zamarła.
Wiesiek i jej mama, Krystyna Stanisławówna, z zapałem pracowali nad starą lustrzaną ramą. Mąż malował drewno, a teściowa, zawiązawszy chustkę i narzuciwszy stary fartuch, coś gorąco tłumaczyła.
– Popatrz tylko, jak zagrało drewno! – zachwycała się Krystyna Stanisławówna. – Twoja robota to prawdziwe dzieło sztuki, Wiesiu!
– Niech pani nie przesadza, Krystyno Stanisławówno… Ja tak tylko, dla zabawy.
– Dla zabawy! – prychnęła teściowa. – Toż to arcydzieło!
Jadwiga przysiadła na stołku, nie wierząc własnym oczom. Rano omal się nie pokłócili na dobre…
Wszystko zaczęło się, gdy Krystyna Stanisławówna wprowadziła się do nich „tymczasowo” po zamknięciu sanatorium, gdzie mieszkała ostatnie dwa lata.
– Mamo, to tylko na kilka tygodni – zapewniała męża Jadwiga. – Dopóki nie otworzą miejsc w ośrodku.
– Kilka tygodni – mruknął Wiesiek. – A ja mam z nią mieszkać.
Chodził po kuchni, zaciskając pięści, aż nagle westchnął:
– Może wynajmiemy jej pokój? Będzie premia…
– Zwariowałeś? – oburzyła się Jadwiga. – Żeby potem całe życie słuchać, jak córka wyrzuciła matkę na bruk?
Dzwonek do drzwi przerwał ciszę. Krystyna Stanisławówna, jak zwykle, przyjechała godzinę wcześniej, „żeby zorientować się w sytuacji”.
Od progu zaczęła inspekcję:
– Jadziu, kochanie, tapety wam wyblakły… A wieszaki? Wiesiu, choćbyś śruby dokręcił!
Wiesiek wyszedł do łazienki bez słowa.
W ciągu tygodnia teściowa przemeblowała mieszkanie, wyszorowała kuchnię, przejrzała wszystkie szafki i… zabrała się za dokumenty męża.
– Krystyno Stanisławówno! – podniósł głos Wiesiek, gdy nie znalazł ważnej teczki. – Gdzie moje papiery?
– Wyrzuciłam – odpowiedziała teściowa, wzruszając ramionami. – Pomięte były. Wszystko posegregowane alfabetycznie!
Wiesiek wyszedł, trzasnąwszy drzwiami.
Jadwiga próbowała skupić się na pracy, ale myśli wracały do domu. Matka – uparta, mąż – zawzięty… A między nimi – ona.
Po pracy od razu wróciła. Mieszkanie było puste. Najpierw się przestraszyła. A potem usłyszała głosy w garażu.
I teraz siedziała, nie mogąc uwierzyć własnym oczom: ci dwoje, których rano rozdzielała, teraz dyskutowali o lakierach i impregnatach, śmiali się jak starzy przyjaciele.
– Mamo? – odezwała się niepewnie.
– O, przyszłaś! – promieniała Krystyna Stanisławówna. – Spójrz, jakie Wiesiek ma złote ręce! A ja tylko narzekałam, stara głupia…
Zdjęła z warsztatu talerz z racuchami:
– No, naściadłałam. Szłam pogodzić się, a tu… takie odkrycie!
– Nie uwierzysz! – podskoczył Wiesiek. – Twoja mama wie wszystko o starych meblach! A ja głowę łamałem, czym pokryć ramę, a ona – „dodaj oleju lnianego” i już wszystko gra!
– Mamo? – Jadwiga patrzyła z niedowierzaniem. – Ale ty całe życie w dziale meblowym pracowałaś…
– Tak, hobby – machnęła ręką Krystyna Stanisławówna.
– No co ty! – Wiesiek sięgnął po malowaną szkatułkę. – Zobacz, jak kolory odzyskała! Przez tydzień bym tego nie wymyślił.
– U was na wsi takich rzeczy dużo? – ożywił się nagle.
– Stodoła pełna! Komody, toaletki, półki… Przyjedźcie – sami zobaczycie!
– No to przyjedziemy! – zwrócił się do żony. – Jadziu, jedźmy latem do mamy! Wyobraź, ile można zrobić!
Krystyna Stanisławówna klasnęła w dłonie:
– Naprawdę? Przyjedziecie?
– Koniecznie!
Usiedli przy stole nakrytym ceratą. Stały na nim racuchy, czajnik i słoik konfitur.
– Po jadle pokażę wam jeszcze jeden sekret – mrugnęła teściowa. – Mam pomysł, jak udekorować tę ramę.
Jadwiga patrzyła na nich, tak różnych, a jednak bliskich. Czuła ucisk w piersi: oto zdarza się… Niekiedy szczęście chowa się w najdziwniejszych miejscach – na przykład w starym garażu pachnącym farbą i wiórami, gdzie teściowa i zięć znaleźli wspólny język.