Moje serce pęka z bólu i lęku. Moja synowa chce pozbawić mnie domu, który pielęgnowałam całe życie, tylko po to, by spełnić marzenie mego syna. Ich plany o wielkim rodzinnym gnieździe brzmią jak wyrok, a ja, samotna kobieta u schyłku dni, boję się zostać bez dachu nad głową. Ta opowieść jest o miłości do syna, zdradzie i walce o prawo do własnego kąta w świecie, który wydaje mi się coraz bardziej obcy.
Nazywam się Jadwiga Nowak, mieszkam w małym miasteczku na Dolnym Śląsku. Dziesięć lat temu mój syn, Krzysztof, ożenił się z Małgorzatą. Mieszkają z córeczką w ciasnym kawalerku. Siedem lat temu Krzysztof kupił działkę i zaczął budować dom. Pierwszy rok minął bez ruchu. W drugim postawili płot i wylali fundamenty. Później budowa znów stanęła – brakowało pieniędzy. Krzysztof oszczędzał na materiały, nie tracąc nadziei. Przez te lata udało się postawić parter, ale marzą o dużym domu z piętrem, gdzie będzie miejsce także dla mnie. Mój syn jest człowiekiem rodzinnym i zawsze byłam dumna z jego troskią.
Wiele poświęcili dla tej budowy. Małgorzata przekonała Krzysztofa, by sprzedali swoje M2, by przenieść się do kawalerka i zainwestować różnicę w dom. Teraz jest im ciasno, ale się nie poddają. Gdy odwiedzają mnie, wszystkie rozmowy kręcą się wokół przyszłego domu: jakie okna wybrać, jak ocieplić ściany, gdzie poprowadzić instalację. Moje dolegliwości, moje zmartwienia ich nie obchodzą. Milczę, słucham, ale w duszy narasta niepokój. Od dawna czuję, iż Małgorzata i Krzysztof chcą sprzedać moje dwupokojowe mieszkanie, by dokończyć budowę.
Pewnego dnia Krzysztof powiedział: „Mamo, będziemy mieszkać razem w dużym domu – ty, my, nasza córeczka”. Odważyłam się zapytać: „Czyli mam sprzedać swoje mieszkanie?”. Skinęli głowami, zaczęli opowiadać, jak nam będzie przytulnie pod jednym dachem. Ale patrząc na Małgorzatę, zrozumiałam: nie zniosę życia z nią. Nie kryje swojej niechęci, a ja zmęczyłam się udawaniem, iż wszystko gra. Jej zimne spojrzenia, ostre słowa – nie chcę się z tym godzić na starość.
Chcę pomóc synowi. Boli mnie, gdy widzę, jak męczy się z tą budową, która może ciągnąć się kolejną dekadę. Ale zadałam pytanie, które mnie dręczyło: „A gdzie ja będę mieszkać?”. Przenieść się do ich ciasnego kawalerka? Do niedokończonego domu bez wygód? Małgorzata odparła od razu: „Przecież idealnie nadaje się działka!”. Mamy mały domek letniskowy – starą chałupę bez ogrzewania, nadającą się tylko na lato. Lubię spędzać tam ciepłe dni, ale zimą? Grzać w piecu, myć się w misce, chodzić do wychodka na mrozie? Moje stawy, moje zdrowie tego nie zniosą.
„Na wsi jakoś ludzie żyją” – rzuciła Małgorzata. Tak, żyją, ale nie w takich warunkach! Nie chcę przemienić swojej starości w walkę o przetrwanie. A pieniądze na budowę są potrzebne i czuję, jak synowa spycha mnie na krawędź. Ostatnio podsłuchałam jej rozmowę przez telefon z matką. „Trzeba przenieść Jadwigę do sąsiadki, a mieszkanie sprzedać” – powiedziała. Krew zastygła mi w żyłach. Sąsiadka, Helena Kowalska, samotna staruszka jak ja. Czasem pijemy herbatę, gadamy o życiu, noszę jej ciasto. Ale przenieść się do niej? To był jej plan – pozbyć się mnie, zabierając mój dom.
Wiedziałam, iż Małgorzata nie chce ze mną mieszkać, ale żeby aż tak podstępnie… Nie wierzę, iż będziemy żyć szczęśliwie razem w ich domu. Jej słowa to puste obietnice, by przekonać mnie do sprzedaży. Kocham Krzysztofa, boli mnie jego walka, ale nie mogę poświęcić swojego mieszkania. To wszystko, co masz. Bez niego zostanę z niczym, porzucona jak zbędny przedmiot. Co, jeżeli budowa się przeciągnie, a ja zostanę na bruku? Albo w zimnym domku letniskowym, gdzie nie przeżyję zimy?
Każdej nocy leżę bez snu, dręczona myślami. Pomóc synowi – mój obowiązek, ale zostawić się bez dachu – to za much. Małgorzata widzi we mnie tylko przeszkodę, a jej plan z sąsiadką – to cios w plecy. Boje się, iż stracę nie tylko dom, ale i syna, jeżeli odmówię. Ale lęk przed zostaniem na starość pod mostem, bez własnego kąta, jest silniejszy. Nie wiem, jak znaleźć wyjście, by nie zdradzić ani syna, ani siebie. Moja dusza krzyczy z bólu, modlę się do Boga, by dał mi siłę podjąć adekwatną decyzję.