Sprzątaczka kupiła tajemniczy przedmiot, który przyniósł niespodziankę.

twojacena.pl 4 godzin temu

Sprzątaczka zakupiła dziwną błyskotkę od Cyganki. W domu czekała na nią niespodzianka

W samym sercu wojewódzkiego miasta, zwykle tętniącego życiem, tego dnia panowała złowieszcza, niemal mistyczna cisza. Ani wiatr nie szeleścił liśćmi, ani ptaki nie świergotały na gałęziach jakby samo miasto wstrzymało oddech. Tylko samotne kroki Aliny, młodej matki, przerywały tę duszącą ciszę, odbijając się echem od opustoszałych ulic. Przed sobą pchała wózek, w którym spał jej syn delikatny, blady, ale najdroższy na świecie Kuba. Każdy krok był trudny, nie tyle z powodu zmęczenia, co ciężaru gniotącego serce. Nie miały wyjścia lekarstwo, bez którego chłopiec nie miał szans, czekało w aptece, a Alina spieszyła się jak na wesele.

Pieniądze na leczenie znikały jak senne złudzenia. Zasiłek rodzinny, pensja męża Jacka wszystko pochłaniała otchłań rachunków medycznych. I tak było za mało. Trzy miesiące temu lekarze postawili diagnozę, od której krew ścinała się w żyłach: rzadka, agresywna choroba wymagająca natychmiastowej operacji za granicą. Bez niej Kuba zostałby kaleką na całe życie. Jacek, bez wahania, wyjechał do pracy do innego miasta, zostawiając żonę samą w walce o życie syna.

W końcu Alina zatrzymała się przy straganie na skraju parku, gdzie sprzedawano wodę mineralną. Pragnienie paliło ją jak ogień. Do domu było jeszcze dwa kilometry, a siły ją opuszczały.

Zaczekaj tu, skarbie, zaraz wrócę szepnęła, delikatnie dotykając czoła śpiącego chłopca.

Podeszła do kramu, kupiła butelkę i wróciła po chwili by w następnej sekundzie poczuć, jak ziemia usuwa się jej spod nóg. Wózek stał na miejscu, ale w środku było pusto. Kuby nie było.

Serce zamarło. Alina krzyknęła, upuściła butelkę szkło rozbiło się niczym jej nadzieja. Biegała tam i z powrotem, zaglądała pod ławki, wołała syna, ale odpowiedzią była tylko cisza. Gdzie on jest?

Gdyby tylko spojrzała wcześniej za siebie, zauważyłaby ją starą Cygankę w jaskrawym chuście, o przenikliwym spojrzeniu, obserwującą ją spod gałęzi kasztanowca. Gdy Alina kupowała wodę, Rozalia, niczym cień, podkradła się do wózka, jednym ruchem wyjęła chłopca i zniknęła w drzwiach autobusu, który natychmiast odjechał, porywając ze sobą cudze szczęście.

Łzy polały się strumieniem. Drżącymi palcami Alina wybrała 112, a potem numer męża.

Jacek Jacek, zgubiłam Kubę! łkała, ledwo powstrzymując histerię. Odwróciłam się tylko na chwilę! A gdy wróciłam nie było go!

Tymczasem setki kilometrów dalej, w zdezelowanym Maluchu, którego silnik terkotał jak szalony, Rozalia tryumfowała.

Patrz, Darku, co dziś upolowałam! przechwalała się, rozwijając kocyk, w którym spał Kuba.

Darko, jej syn, zmarszczył brwi:

Matka, oszalałaś? A jeżeli są kamery? jeżeli policja zacznie szukać?

Jakie kamery w tej głuszy? prychnęła Rozalia. Tylko drzewa, krzaki nikt nic nie widział.

Cyganka nie kochała Kuby. Nie marzyła o dzieciach. Po prostu jak wrona, której błyszczy się moneta nie mogła przejść obok. Miała w rodzie zwyczaj: brać, co się da, i wykorzystywać. A ten chłopiec słaby, chory był idealnym narzędziem. Stałby się żebrakiem, a ludzie rzucaliby pieniądze na widok jego łez.

Rób, jak chcesz mruknął Darko, wciskając gaz. Samochód ruszył, wioząc dziecko w świat bez litości.

Dom, do którego trafił Kuba, przypominał opuszczoną chatę na obrzeżach cygańskiej osady. Czekała tam Zosia synowa Rozalii, młoda kobieta o zmęczonych oczach. Była inna niż reszta: nie wróżyła, nie żebrała, handlowała starociami na bazarze.

Co to? szepnęła, patrząc na chłopca.

Prezent dla ciebie, córko zaśmiała się Rozalia. Jutro weźiesz go pod kościół, będziesz prosić o jałmużnę.

Ale a jeżeli przyjdzie policja? jeżeli zapytają o dokumenty?

Powiesz, iż urodziłaś w domu, w szpitalu nie byłaś wtrącił teść, starzec o oczach jak węgiel. Żadnych papierów, i koniec.

Mąż Zosi, Robert, tylko wzruszył ramionami. Nie obchodziło go to, byle nie było kłopotów.

A w mieście Alina i Jacek tracili rozum. Przeszukali każdy kąt, rozdali setki ulotek, błagali o pomoc. Ale Kuba zdawał się przepaść na zawsze.

Rozalia zacierała ręce, marząc o przyszłych zyskach. Nie wiedziała, iż chłopiec pewnie nie dożyje następnego tygodnia. Jego organizm był na krawędzi.

Lecz Zosia, choć bała się, widziała wszystko. Widziała, jak Kuba jęczy przez sen, jak ledwo oddycha, jak blednie z dnia na dzień. Pewnego dnia potajemnie zabrała go do lekarza, któremu ufała.

To jego ostatnie dni powiedział doktor. Bez operacji nie przeżyje.

To był cios. Zosia nie mogła patrzeć, jak umiera niewinne dziecko.

I wtedy los zesłał jej Rysia jej pierwszą miłość. Kiedyś marzyli, by być razem, ale życie ich rozdzieliło. Teraz, spotykając się po latach, zrozumieli to szansa.

Zaczęli się spotykać w tajemnicy. Planowali uciec, zostawić Kubę pod bezpiecznym dachem, byle tylko uwolnić się od Rozalii i Roberta.

Lecz stara Cyganka wszystko podsłuchała.

Wpadła w szał. Obudziła syna.

Robert! Twoja żona chce uciec z kochankiem i zrujnować nasz interes!

Tej samej nocy Robert złapał Rysia, zbił go na kwaśne jabłko i zamknął w piwnicy opuszczonego domu. Zosię zamknął w pokoju.

Opamiętaj się, dziwko syknął.

Teraz to Rozalia chodziła na targ.

A właśnie tam, czterdziestoletnia sprzątaczka Grażyna przyszła kupić ziemniaki i cebulę. Życie nie oszczędzało jej z synem Pawłem ledwo wiązali koniec z końcem.

Piękna, chwileczkę! zawołała Cyganka. Mam antyki, unikaty! Kup szkatułkę pieniądze dla sierot!

GrażGrażyna, jakby zahipnotyzowana, sięgnęła po ostatnie pieniądze i kupiła szkatułkę, nieświadoma, iż właśnie trzyma w rękach klucz do szczęścia trzech rodzin.

W domu otworzyła wieko, znalazła list od Zosi, i choć serce podpowiadało jej, iż to szaleństwo, zadzwoniła na policję a rok później Kuba bawił się już zdrowy z Pawłem w parku, Alina i Jacek odzyskali spokój, a Zosia i Ryś w końcu mogli być razem, bo choćby najgorsza burza musi kiedyś minąć.

Historia, która zaczęła się od straty, zakończyła się cudem, bo dobro zawsze wraca, choćby jeżeli trzeba na nie trochę poczekać.

.

Idź do oryginalnego materiału