Spotkanie przyjaciółki z okazji urodzin w magicznym miejscu.

polregion.pl 1 dzień temu

Kobieta przyszła w odwiedziny do przyjaciółki. Znają się od studiów. Były urodziny. Wszystko było wspaniałe, piękne, po prostu cudowne. Duże mieszkanie, cztery przestronne pokoje.

W salonie nakryty stół: ileż tam smakołyków! Ser ocieka złocistymi łezkami, prawdziwy dobry ser z dziurkami. Wyśmienita kiełbasa, ziarnista, z białymi kropelkami tłuszczu. Pieczona ryba. Mięso z rożna — testowali nową kuchenkę! Mizerne pomidory i chrupiąca kapusta z czosnkiem. Słodycze, ciasta… To nie stół, to holenderski martwy natura.

A goście tacy mili. Rodzina i koledzy z pracy. Wszyscy szczerze gratulują, wznoszą toasty. W tle cicho gra muzyka. Na półkach porcelanowe figurki, w oknach piękne firanki, na podłodze miękki kwiecisty dywan, który tłumi odgłosy… Wszyscy jedli z apetytem.

Mąż przyjaciółki podarował żonie elegancki pierścionek z brylancikiem. W końcu okrągła rocznica — pięćdziesiąte urodziny! Dzieci serdecznie życzyły mamusi wszystkiego najlepszego. Mały wnuczek pocałował babcię… I dla wszystkich starczyło miejsca. Wszyscy byli zadowoleni i szczęśliwi.

Później choćby tańczyli. Gospodarze specjalnie opróżnili jeden pokój, by można było potańczyć. Lekko rozgrzani jedzeniem i winem goście wirowali w rytm nostalgicznych piosenek z młodości. I Olę też zaprosił do tańca przystojny mężczyzna, kolega męża jubilatki.

Ola tańczyła. Zarumieniona, z rozpuszczonymi włosami — poruszała się z gracją. Jak za dawnych lat. A on się uśmiechał, mówił komplementy. Nic więcej. Ale było to miłe. Zwyczajnie przyjemnie było usłyszeć dobre słowo.

A potem Ola spojrzała na zegarek i ocknęła się. Trzeba wracać do domu. Nie iść, ale biec. Już późno. Trzeba podać leki teściowej, umyć ją, mąż sam nie da rady. I ugotować obiad na jutro, bo Ola wychodzi do pracy po południu, ale rano czeka ją mnóstwo spraw. Potem wróci mąż, on też ma swoje obowiązki. Gdy w domu jest chory, pracy nigdy nie brakuje. I ta praca nigdy się nie kończy.

A pieniędzy nie ma. Mąż stracił pracę, wydawnictwo się zamknęło. Na razie znalazł coś tymczasowego, za grosze. A jeszcze trzeba spłacać kredyt, bo biznes syna padł. I jechać do szpitala do synowej, która od dwóch tygodni leży tam z dzieckiem.

Teściową zostawi się z opiekunką. A wiecie, ile teraz kosztuje opiekunka na godzinę? Właśnie. Potrzebne są pieniądze. I jeszcze trzeba w nocy posiedzieć przy komputerze, popracować, żeby później opiekunka mogła zająć się chorą…

Te myśli nagle wtargnęły do głowy. Ola gwałtownie się ubierała — nikt jej nie zatrzymywał. Impreza trwała dalej. Przyjaciółka przytuliła ją na pożegnanie. Zawsze pomagała! Ale ma swoje życie, swoje święto. Swojego męża. Swoje dzieci. A Ola musi wracać do domu. Do swojego życia.

I szła na przystanek autobusowy w chłodnym, trzeźwiącym deszczu. Na moment przyszła jej myśl: wrócić. Wrócić tam, gdzie jest ciepło, gdzie stół zastawiony jedzeniem, gdzie gra muzyka, gdzie wszyscy są serdeczni i szczerzy.

Gdzie można rozmawiać nie o chorobach i pieniądzach, nie o nieszczęściach i problemach — ale o filmach. Wspominać zabawne historie z młodości. Śmiać się z żartów. Albo tak po prostu tańczyć powoli z sympatycznym mężczyzną w rytm spokojnej muzyki…

Ale Ola jechała zimnym autobusem do domu. Potem weszła do swojego małego mieszkania — powitał ją zapach choroby. Można sprzątać i myć, ale ten zapach nie znika. Zapach nieszczęścia — trudno go opisać. Ale jest. I czuć też spaloną kaszą, znowu nie dopilnował. Później garnek będzie trudno doczyścić…

A zmęczony mąż od progu zaczął opowiadać, co zalecił lekarz jego matce. I jemu samemu. Trzeba się zapisać do innego specjalisty, wyniki nie najlepsze.

Mieszkanie wydało się Oldze ciemne, ciasne, przesiąknięte chorobą, biedą, pechem. A mąż stał przed nią postarzały, siwy — wyglądał jak starzec. I żarówka w żyrandolu przepaliła się. Światła było mało. Wszędzie pudełka z lekami, nowe prześcieradła i pieluchy, duża torba z używanymi, którą trzeba wynieść do śmietnika…

Tak bardzo różniło się to od tamtego szczęśliwego domu, iż Ola ledwo powstrzymała łzy. W gardle stanął jej gorzki guzek.

Ola przełknęła go. Uśmiechnęła się. Przytuliła męża. Powiedziała: „Dziękuję, iż puściłeś mnie do Anki. Dobrze się zabawiłam, odpoczęłam. Nalej wanny, zaraz wykąpiemy mamę. Nakarmiłeś ją? Dałeś leki? A ty swoje wziąłeś?”…

I zabrała się do pracy. Takie jest życie. Trzeba je przeżyć. Trzeba się krzątać, walczyć, sprzątać, myć, pracować i zarabiać. To po prostu życie. I bliscy, bez których nie da się żyć. I trzeba poprawiać to, co się ma. Bez ciągłego porównywania z cudzym życiem. Trzeba wypełniać obowiązki. I kochać. I ratować swoich — ot, i wszystko.

Tak myślała Ola. A mąż wymienił żarówkę — zrobiło się jaśniej. I mieszkanie jakby się powiększyło, stało się przestronniejsze. A biedna chora zasnęła, więc noc zapowiadała się spokojna. I można było jeszcze trochę popracować. Siły jeszcze były. Dla bliskich — zawsze się znajdą.

A gdy przyjaciółka napisała i zapytała, czy może podać numer Oli temu przystojniakowi, Ola wysłała uśmiechniętego emotikona i stanowcze „Nie!”. I podziękowała za przyjęcie. Za ciepło. Za chwilę wytchnienia. Za przyjaźń. A przyjaciółka zrozumiała. Po prostu spytała.

Tak czasem pyta nas życie, kusząc czymś przyjemnym zamiast codziennego trudu. Ale i tak wracamy do swoich. Do swojego życia. I robimy, co do nas należy. choćby gdy jesteśmy bardzo zmęczeni. choćby gdy tak chcemy zostać tam, gdzie jest ciepło i radośnie. Ale wracamy do swoich. Miłość nas do nich sprowadza — i nie pozwala uciec, odejść.

Mimo pokus życia.

Idź do oryginalnego materiału