Spotkanie absolwentów: Historia pełna wspomnień.

twojacena.pl 3 dni temu

Krzysztof bał się, iż nie rozpozna Marzeny. Ostatni raz widział ją, gdy mieli po piętnaście lat; teraz mieli po trzydzieści, a on wyobrażał sobie, jaką stała się w tym małym prowincjonalnym miasteczku Sandomierzu.

Na pewno ma troje dzieci i mężaalkoholika pomyślał gniewnie.

Czemu miał żywić uraz wobec Marzeny? To przecież on wyjechał, a nie ona.

Kiedy przybył, przywitali go jak gwiazdę filmową, co sprawiło, iż poczuł się niezręcznie. Marzena nie była wśród absolwentów, więc pomyślał, iż to lepiej nie potrzebuje już tej nostalgii, nie potrzebuje Marzeny!

A jednak ujrzał ją.

Miała delikatne dłonie z niebieskimi żyłkami, twarz przypominającą lisicę, puszyste jasne włosy przycięte krótką fryzurą i układające się w kształt zmiażdżonej mniszek. Krzysztof uznał ją za niezwykle piękną i, nieświadomie, wypowiedział głośno:

Jaka piękna Marzena

Jego kolega z klasy, Paweł Gubański, roześmiał się i rzucił:

Na razie to Ty! Zobacz, jak Arżanowa ma długie włosy i gładką skórę. Marzena ma trądzik i jest blada jak nocnik.

Marzena rzeczywiście miała drobne pryszcze, ale Krzysztof twierdził, iż nie psują jej urody. Z przyjacielem przyznał:

No tak, chyba masz rację.

Nie wiedział, jak się z nią zaprzyjaźnić: dziewczyny już nie rozmawiały z chłopakami tak, jak kiedyś, a kiedy sam podszedłby i zagadał, pierwsza Arżanowa zacząłaby się wtrącać w sprawy narzeczonych.

Pomysł zrodził się, gdy Paweł zaprosił wszystkich chłopaków na urodziny. Jego mieszkanie nie było tak duże jak Krzysztofa, ale atmosfera była wesoła: mama Pawła wymyślała zagadki, a potem bawili się w transformery, które podarowali koledzy, a najwięcej z nich dostał Krzysztof.

Mamo powiedział w przeddzień przyjęcia. Czy mogę zaprosić całą klasę?

Całą klasę? zdziwiła się matka. Gdzie ją pomieścimy?

Proszę, mamo!

I tak i tak nikt nie przyjdzie wtrącił z innego pokoju tata. Zrób im bufet, niech się na stojąco szaleją, nie trzeba przy stole siedzieć.

A rodzina?

Na inny dzień, kochany odparł ojciec. Tylko nie zapomnij o serwetkach i siedmiu daniach

Tak postanowiono. Krzysztof bał się, iż Marzena odmówi przyjścia, zwłaszcza iż nie będzie miała pieniędzy na prezent. Wszyscy wiedzieli, iż pochodzi z dużej rodziny, matka była bibliotekarką, ojciec pijanem, słodycze mogła sobie pozwolić jedynie przy świętach, a kurtki przeżywała po starszej siostrze. Kiedy więc podszedł do Marzeny, wypowiedział:

Czy mogłabyś narysować mi okładkę na płytę? Mój pies Kiełbasa rozerwał starą okładkę.

Marzena nie zrozumiała, więc Krzysztof wyjaśnił, iż potrzebuje nowej okładki, bo jedyna, jaką ma, jest biała i nie podoba mu się to.

Nie macie magnetofonu? zapytała nieufnie, gdyż ojciec Krzysztofa prowadził sieć restauracji w Krakowie i w domu mieli najnowszy sprzęt.

Mam, ale wolę winyle odrzucił Krzysztof. Narysujesz?

Marzena miała piątkę z rysunku, a jej prace wystawiano nie tylko w szkole, ale i na wystawach okręgowych.

Dobrze zgodziła się. Narysuję.

Na urodzinach, gdy połowa gości grała na konsoli, a reszta patrzyła film, Krzysztof pokazał Marzenie, Michałowi i dwóm dziewczynom odtwarzacz i płytę. Słuchał Beatlesów, tak jak jego tata, a okładkę rozerwał Kiełbasa.

Marzena początkowo się nudziła odtwarzacz już nie robił wrażenia ale gdy zabrzmiała muzyka, stała się jak zahipnotyzowana, słuchała uważnie, jakby grał marsz. Michał znudził się i wrócił do konsoli, a dziewczyny zaczęły tańczyć. W pomieszczeniu zebrało się tłumy, które przeskakiwały jak porażone prądem, a Marzena siedziała na skraju łóżka, nie ruszając się.

Kilka dni po przyjęciu podeszła i spytała:

Mogłabyś mi pożyczyć płytę? Obiecuję, iż będę ostrożna!

To tata ma odparł Krzysztof. Nie pozwala nikomu ich dawać. Ale możesz przyjść do mnie i posłuchać, kiedy chcesz.

Trochę niewygodnie zmieszała się Marzena.

Niewygodnie nosić spodnie na głowie i spać na półce, a koc spada? sparodiował Krzysztof. Wszystko inne wygodne, więc przyjdź, nie zastanawiaj się.

Tak zaczęła się ich przyjaźń, najpierw wspólna miłość do legendarnego zespołu, później już bez żadnych zasad i podstępów.

Krzysztof, naprawdę chcesz się z tą dziewczyną spotykać? dopytywała matka. Ona nie ma słów, patrzy w twoją twarz i kiwa głową. Rozumiem, iż wy, mężczyźni, to lubicie, ale to już za dużo. Co macie ze sobą wspólnego? Ona jest biedna! Wartość otoczenia od dzieciństwa budować! Powinnaś iść do liceum!

Mamo, nie chcę jeździć na drugi koniec miasta jęknął Krzysztof. W tej szkole jest dobrze, nauczyciele są w porządku, a rekrutujący mówią: wymowa świetna, zasób słów bogaty, nie w każdej szkole tak jest.

Matka nie raz namawiała go na liceum, ale Krzysztof nie chciał przeprowadzać się, nie tylko przez Marzenę, ale i dlatego, iż naprawdę lubił swoją szkołę.

Niech dziewczyna kręci sobie głowę odparł ojciec. To młodzieńcza sprawa.

Nic nie kręcę!

Krzysztof wściekł się, uszy mu się zarumieniły, co tylko podsyciło gniew.

Jednak dzięki tej kłótni dostał prawie rok wolności. Matka przewracała oczy, gdy przyprowadzał Marzenę do domu, ale nie wspominała już o liceum. W dziewiątej klasie mama kiedyś weszła do pokoju, gdy Krzysztof przyglądał się detalom sylwetki Marzeny, i wtedy wszystko się stało.

Najpierw myślał, iż to tylko chwilowy zachwyt, bo Marzena uciekła do domu, a matka nie powiedziała nic. Wieczorem, gdy wrócił ojciec, panował cisza. Po trzech dniach tata oznajmił:

Przeprowadzamy się do Warszawy.

Do Warszawy? nie zrozumiał Krzysztof.

Rozszerzam działalność, chcę otworzyć tam restaurację. Ty też się wykształć, nie będziesz tu studiował, a w Warszawie konkurencja ogromna, trzeba się przygotować. Zajmuję się już liceum i rekrutacjami.

Nie pojedę odparł Krzysztof.

To gdzie się wybierzesz?

Nie było dokąd się udać. Marzena, kiedy się o tym dowiedziała, płakała, a on obiecał, iż dokończy szkołę i przyjedzie po nią. Marzena, dorosła już, westchnęła:

Nigdy już nie wrócisz

Na pożegnanie podarował jej tę samą płytę, której okładkę namalowała, i przy której po raz pierwszy się pocałowali.

Wszyscy wiedzieli, iż pomysł przeprowadzki wymyśliła matka. Krzysztof poczuł się zraniony zarówno z matką, jak i z ojcem. Kiedy w dziesiątej klasie kolega wyjechał na studia do Londynu, powiedział ojcu:

Ja też chcę do Londynu.

Matka zaczęła płakać, rozpaczać, bo bała się, iż zostanie sama. Krzysztof miał starszego brata, który zmarł w wieku roku z powodu wrodzonej wady serca, a potem matka długo nie mogła zajść w ciążę. Rozumiał, iż matka boi się go stracić, choć sam czuł to z pewnym złośliwym zadowoleniem.

W Londynie Krzysztof zwiedzał wszystkie miejsca związane z jego idoli, zaczął palić, zmienił fryzurę i co tydzień zmieniał dziewczyny. Chciał zapomnieć Marzenę, ale każda z nich gwałtownie mu się nudziła.

Po powrocie do Polski pomagał ojcu w restauracjach. Za temu miał już dwa poważniejsze związki: z Greczynką, która przyczepiła się do niego jak kleszcz, oraz z brytyjską koleżanką Jane, bladą i puszystą. Gdy tylko wrócił, matka zaczęła szukać mu odpowiedniej żony, a Krzysztof przestał odwiedzać dom, zamieszkał w mieszkaniu, które ojciec podarował go w dniu pełnoletności. Matka dzwoniła, on nie odbierał. Ojciec namawiał go, by był łagodniejszy, a Krzysztof odpowiadał:

Chciała, żebym odniosł sukces? Osiągnąłem go. Nie wyjdę za nią, niech sobie to zapisze.

Kiedy Michał napisał mu wiadomość, Krzysztof najpierw nie rozpoznał twarzy, bo awatar nie przypominał tego, co pamiętał. Gdy już się wyjaśnili, Krzysztof z euforią przyjął zaproszenie na spotkanie absolwentów, choć nie był wśród zaproszonych, i odpowiedział twierdząco.

Ona patrzyła na niego z uśmiechem, nie gniewając się, w przeciwieństwie do Krzysztofa.

Cześć wykrztusił. Nic się nie zmieniłaś.

To prawda, Marzena wciąż była szczupła, blada, z niebieskimi żyłkami na dłoniach. Tylko włosy były dłuższe.

Od tego momentu Krzysztof przestał zwracać uwagę na innych. Rozmawiali bez końca. Marzena była już mężatką, ale rozwiedzioną, i miała jednego dziesięcioletniego syna, również o imieniu Krzysztof. Usłyszał swoje imię i zawstydził się, ale nie mógł zaprzeczyć, jak bardzo to go cieszyło.

Jedź ze mną nagle rzekł, choć sam wiedział, jak to głupie brzmieć. Weź syna i jedźmy, w Warszawie jest lepiej niż tutaj.

Zostałaś marzycielem westchnęła.

Czy dobrze rozumiem, iż to nie?

Marzena nie odpowiedziała, wzięła się w garść i ruszyła w stronę domu. Nie udało mu się jej zatrzymać, nie znalazł słów, by przekonać do zostania.

Ja przyjadę z tobą uśmiechnęła się Katarzyna. W jakim hotelu się zatrzymałeś?

W Centralnym, oczywiście.

Pozwól, iż odprowadzę rzuciła żartobliwie.

Krzysztof nie zadał już pytania. Zadzwonił po taksówkę i odjechali.

Gdy zapukali do drzwi, pomyślał, iż to sprzątaczka lub coś w tym stylu, i zdziwił się, iż jest tak późno. Może pomyłka, pomyślał.

Na progu stała Marzena w tym samym sukni, włosy splecione w kitkę, a w nozdrza wdzierał się gniew.

Gdzie ona?

Kogo?

Katarzyna! Najpierw męża zabrała, a teraz mnie?

Krzysztof roześmiał się.

Nie ma tu żadnej Katarzyny. Chcesz, sprawdź sobie.

Odsunął się, Marzena weszła, rozejrzała się, usiadła na krześle.

Dzwoniła do mnie Yulka i powiedziała, iż wy pojechaliście razem.

Odprowadziłem ją taksówką, jak prawdziwy dżentelmen, i to wszystko.

choćby się nie pocałowaliście?

Podniósł ręce i żartobliwie rzekł:

Nie mam winy!

Co z tym? Ma pomalowane usta i coś jeszcze.

Nie przyjechałem po to, odparł Krzysztof.

To po co? Żeby się ze mną spotkać po piętnastu latach, przypomnieć obietnicę?

A więc czekałaś?

W ostatnim takcie, gdy dźwięk gramofonu cichł, ich spojrzenia spotkały się w milczącym przyrzeczeniu, iż mimo rozstania i lat, serca wciąż biją w tym samym rytmie.

Idź do oryginalnego materiału