Powoli kończę serię
wpisów o
Szwajcarii (a o dawnych ziemiach Imperium Karolingów na tą chwilę
tylko jeden jeszcze planuję – choć skoro zajmowało pół Europy,
to jeszcze wróci, niczym gristoj – radzieckie wino musujące
produkowane metodą szampańską acz szampanem nie mogące się zwać
– na sylwestra; to pewne), to postanowiłem nieco odkłamać
informacje o sielskim życiu w tym dziwnym alpejskim tworze.
Wędrówka po alpejskich ścieżkach
Acz
niezwykle malowniczym, inspirującym malarzy czy pisarzy. Wszak w
wodospadzie Reichenbach ginie Sherlock Holmes (Arthur Conan Doyle po
kilku latach go wskrzesza – trudno powiedzieć, czy sprawiły to
prośby fanów, czy ich pieniądze), a alpejska burza gdzieś podle
Jungfrau chyba znalazła się w Hobbicie jako starcie górskich
olbrzymów (mnie zaskoczyła
burza w Andach, ale w żadną powieść tego nie wplotłem póki co). Literackie wampiry i potwór Frankensteina pochodzą znad
Jeziora Genewskiego. Szkoda, iż Mont Blanc nie jest w Szwajcarii, bo
mógłbym jeszcze o Kordianie wspomnieć, i o tym, iż jednym z
pierwszych zdobywców (i pierwszym Polakiem) był Jacek Malczewski.
Malarz.
Podpis Lorda Byrona na Zamku Chillon nad Jeziorem Genewskim
Mont Blanc - po sąsiedzku
Niestety, póki co w rejonie Jungfrau nie byłem, a
i Reichenbachu koło Berna nie widziałem. To inny landszaft wkleję.
Przełęcz Fluela
Jakby nie
było – jawi nam się Szwajcaria jako kraj spokoju, dobrobytu i
wolności. Tak. Warto dodać, iż wojny domowe w Konfederacji
Szwajcarskiej ustały dopiero z połową XIX wieku – w efekcie
czego postanowili Szwajcarzy stworzyć instytucje ogólnozwiązkowe –
jak choćby parlament, ulokowany w Bernie. Dzięki tej decyzji mogą
kartografie w spokoju sumienia umieszczać na mapach szwajcarską
stolicę – choć de iure kraj nie ma grodu stołecznego.
Gmach szwajcarskiego parlamentu
Z tym
brakiem spokoju wiąże się też dobra renoma Szwajcarów jako
najemnych żołdaków. o ile co chwila walczysz z sąsiednimi
kantonami (chociażby o religię, jak wspominałem przy wpisie o
Huldrychu Zwinglim; przy okazji opowieści Zurychu nie wspominałem,
że w wyniku awanturniczej postawy miasta-państwa na jakiś czas
wywalono je z szeregów Starej Konfederacji Szwajcarskiej), a do tego
mieszkasz w ubogich górach i masz nadprodukcję dzieciaków nie
dziwota, iż wysyłasz je w kamasze. Który przeżyje, będzie
bogaty. Sławę szwajcarskich wojowników umacniają też zwycięstwa
nad Burgundią i Habsburgami (Arnold Winkelried to co prawda postać
fikcyjna, ale zwycięstwa pod Sempach czy Murten/Morat są jak
najbardziej prawdziwe). choćby słynny papież-wojownik Juliusz II
zaciągnął szwajcarskich najemników – Gwardia Szwajcarska do
dziś ochrania Państwo Watykan.
Miejsce pracy Gwardii Szwajcarskiej
Ale Szwajcarzy przez wieki
ochraniali różne koronowane głowy. To oni poświęcili życie
chroniąc Ludwika XVI w czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Jak
wiemy, finalnie król został zgilotynowany, ale w Lucernie ocalali z
masakry najemnicy zafundowali zmarłym towarzyszom pomnik Lwa
(autorstwa pana Thorvaldsena, tego od warszawskiej konnej statuy
Józefa Poniatowskiego). To jeden z emblematycznych landszaftów
miasta.
Lew Lucerny
Co do Gwardii Szwajcarskiej w Watykanie, mówi się, że
to jest jedyny regularny oddział szwajcarskiego wojska. W sumie...
Konfederacja Szwajcarska nie posiada armii jako takiej – natomiast
każdy obywatel ma obowiązek odbyć przeszkolenie wojskowe, i być
gotowym na mobilizację w wypadku zagrożenia. Najczęściej posiada
też w domu służbową (tj. taką, którą będzie mógł użyć gdy
powołają go do sformowanej dekretem mobilizacyjnym milicji) – acz
nie wolno mu posiadać do niej amunicji. Każdy kanton ma własne
przepisy, ale generalnie kraj jest jednym z najlepiej uzbrojonych na
Świecie. To jeden z powodów, dla których nikt na Szwajcarię nie
napada. Z każdego okna może paść strzał w przeciwnika. Mimo to w
latach 30-tych zeszłego wieku Szwajcarzy sporo zainwestowali w
konstrukcje obronne (normalnie, bunkrów jak w Albanii). Cóż, jeśli
graniczy się z Niemcami zawsze trzeba być czujnym.
Bunkier w Zurychu
Panorama doliny Renu: kanton Sankt Gallen i austriacki Vorlarberg
Przeciwczołgowe zęby smoka
Drugim
powodem nieatakowania Konfederacji Szwajcarskiej jest fakt trzymania
przez nich kasy – najczęściej obu stron konfliktu. To kolejna z
przyczyn bogactwa obywateli kraju.
Jezioro Zuryskie w Zurychu, finansowym centrum kraju
Fakt, iż mieszkańcy
Szwajcarii zarabiają bardzo dużo – ale płacą też niezwykle
wysokie podatki (najczęściej jednak lokalnie, do kasy kantonalnej),
dla nas czasem dziwne. Ot, chociażby od posiadania psa. W niektórych
kantonach należy dodatkowo przechodzić odpowiednie szkolenia z
obsługi zwierzęcia, albo uzyskać zezwolenie od sąsiadów. O
ubezpieczeniu OC choćby nie wspominam. - Mówią, iż u nas
diktatura – westchnął znajomy Azer z którym kilkukrotnie byłem
w Szwajcarii – A gdzie tu wolność? Nu, tyla zakazów? U nas
wolność, tu diktatura. Coś w tym jest – w Szwajcarii wolno
tylko to, co nie jest zakazane. A zakazów tam wiele. I nikt ich nie
łamie, bo stworzono już tam społeczeństwo obywatelskie pełną
gębą.
Pomnik demokracji bezpośredniej w Appenzellu
Co to takiego, to kiedyś już na blogu wspominałem,
przy okazji wizyty w Australii, gdzie takież społeczeństwo też
istnieje. Jak się komuś linka nie chce klikać, to przytoczę
definicję jaką uraczył mnie tamtejszy Polonus, Janusz: -
Społeczeństwo obywatelskie to takie, w którym każdy na każdego
doniesie, jak tylko zobaczy, iż robisz coś złego. Nieważne, czy
sąsiad, czy szwagier: złamiesz zakaz, to od razu zakapuje. Słysząc
takie rewelacje znajomy Azer pokręcił ze smutkiem głową,
machnął ręką i westchnął: - A eto u nas niby diktatura...