– Spójrz, znów wychodzi do „roboty”, zaśmiewa się sąsiadka, na tyle cicho, by brzmiało jak szept, ale na tyle głośno, by można było usłyszeć.

newskey24.com 7 godzin temu

Patrzcie na nią, znowu rusza do pracy, zaśmiała się sąsiadka, tak cicho, iż brzmiało niczym szept, ale wystarczająco głośno, by usłyszeć.
Patrzcie na Petkowskiego Cały dzień wychodzi elegancko, w sukienkach i obcasach, jakby wyrwana z ilustracji. Z pewnością ma kogoś, kto za nią płaci

Słowa toczyły się po schodach kamienicy niczym kamienie, uderzając, brudząc, nie myśląc, na jakie dusze spadają.
Kobiety z parteru, w domowych szlafrokach i wiecznie zakurzonych kapciach, przyglądały się skrzynce pocztowej, tylko po to, by móc ją lepiej zobaczyć, gdy wychodziła. Oparły się o balustradę, zaciągnęły ramiona do klatki piersiowej i patrzyły jak szpilki na ostrych nożach.

Widzicie ją? Znowu w tych obcasach
No tak te obcasy nie należą do kogoś, kto żywi się z pensji.
Nie martwcie się, pewnie ma jakiegoś pana za sobą. Takie to już są młode dziewczyny, nie znają już wstydu

I później śmiały się, kiwając głowami w geście mądrości.

Bogna słyszała to raz, dwa, dziesięć razy. W pewnym momencie słowa nie musiały już być wypowiadane głośno widziała je w spojrzeniach, w tym, jak mierzyli jej buty, torbę, perukę, uśmiech.

Peruka
Jedyny luksus, którego pragnęła, aby nigdy nie musiała go nosić.

Zaledwie kilka miesięcy temu jej życie kręciło się wokół projektów, spotkań i marzeń. Miała dwadzieścia dziewięć lat, pracowała w małym biurze w Warszawie, ale lubiła to, co robiła. Marzyła, by kiedyś otworzyć własną firmę. Życie było proste, ale jej własne.

Pewnego dnia zadzwonił telefon.
Wyniki nie są dobre, musimy porozmawiać.

Słowo rak spadło na nią jak głaz. Roztrzaskało ciszę, plany i przyszłość.

W ciągu kilku tygodni jej długie włosy, z których zawsze była dumna, zaczęły wypadać po kępach w zlewie. Ściskała je w dłoniach i płakała w ciszy, jakby traciła kawałki samej siebie.

Jednego poranka spojrzała w lustro i sama podciąła resztę włosów, by nie widzieć, jak powoli się cofa. Płakała, a potem wstała.

Matka, ze łzami w oczach, kupiła jej perukę.
Nie czuj się naga, kochanie nie niech ci tak boleśnie przyglądać się w lustrze

Bogna założyła perukę drżącymi rękami. Spojrzała w dal. Nie była już tą samą, co przedtem, ale też nie była tylko chorym ciałem. Stała się kobietą, która z desperacją trzyma się normalności.

Wtedy podjęła decyzję:
Jeśli i tak toczyć ma tę wojnę, niech przynajmniej ubiera się pięknie przy każdej bitwie. Nie dla sąsiadek. Nie dla jakiegoś tajemniczego on. Dla siebie.

Wyjęła sukienki ze szafy, obcasy, które nosiła tylko na specjalne okazje, i postanowiła, iż każde wyjście z domu czy to na zabieg, czy na zwykły spacer będzie jej momentem godności.

Jeśli mój ciało walczy, dusza nie powinna siedzieć w piżamie, powtarzała sobie.

W tym dniu, gdy sąsiadki szeptały plotki po schodach, Bogna zszedła powoli, krok pewny. Czarna, prosta sukienka. Obcasy. Torba. Peruka ułożona bez zarzutu. Delikatna szminka, widoczna, ale skromna znak, iż nie podda się.

Gdy przeszła obok nich, poczuła ich spojrzenia jak igły w karku.

Patrzcie na nią, znowu rusza do pracy, szepnęła jedna, tak cicho, iż brzmiało jak szept, ale głośno, by usłyszeć.

Bogna zatrzymała się na jednej z klatek. Mogła milczeć, tak jak robiła to setki razy. Mogła uśmiechnąć się wymuszenie i iść dalej. ale choroba nauczyła ją, iż życie jest zbyt krótkie, by pozwolić niesprawiedliwości kroić po kostkach.

Odwróciła się do nich z wyczerpanym, ale stanowczym uśmiechem.

Wiecie macie rację. Mam sponsora. adekwatnie mam ich kilku.

Kobiety uniosły brwi.

Choroby, chemioterapia, bezsenne noce one mnie sponsorują. Nauczyły mnie, iż każdy dzień, kiedy mogę nałożyć tusz, założyć obcasy i wyjść z domu, jest zwycięstwem. Nie wychodzę, by ktoś mnie zobaczył. Wychodzę, by zobaczyć siebie, by nie przestać na siebie patrzeć.

Zapanowała cisza.

Ta peruka, na przykład, powiedziała, dotykając lekko włosów. To nie jest pretekst. To tarcza. Dzięki niej mogę iść po ulicy, nie nieść choroby w oczach innych, zanim zobaczą mnie ja.

Połykała słowa.

I tak może wydaję się zbyt wystrojona dla niektórych gustów. Ale wiecie, co jest ciekawe? Gdy spędzasz godziny w szpitalu, zaczynasz doceniać drobne rzeczy: szminkę, sukienkę, but. To przypomina mi, iż wciąż żyję. Nie jestem tylko podtrzymywana. Żyję.

Sąsiadki zsunęły wzrok.

Na koniec spojrzały w podłogę, jakby gres nagle stał się najważniejszy. Najstarsza z nich podniosła głos.

Mamo nie wiedziałyśmy

Wiem, odparła Bogna prosto. Dlatego wam to mówię. Nie wiecie, jaka historia kryje się w człowieku, którego oceniacie z pierwszego spojrzenia. Może następnym razem zapytacie Czy czujesz się dobrze? zanim zapytacie Z kim się spotykasz?. Bo czasem nie idziemy z nikim idziemy ręką w rękę ze śmiercią i staramy się ją przechytrzyć choćby na jeden dzień.

Uśmiechnęła się, nie triumfalnie, ale smutno.

Życzę wam pięknego dnia. Bądźcie zdrowe. Z całego serca wam tego życzę.

I zeszła po schodach, każdy krok brzmiał jak dźwięk godności, nie wyzwania.

Gdy wyszła przed budynek, podniosła głowę wysoko. Powietrze wydawało się chłodniejsze, ale czystsze. Otworzyła telefon. Wiadomość od lekarza: Dzisiejsze wyniki są nieco lepsze. Kontynuujemy.

Na jej ustach pojawił się mały, prawdziwy uśmiech.

Nie wiedziała, co przyniesie jutro, za miesiąc, czy za rok. Wiedziała tylko jedno: dopóki może wyjść przez drzwi elegancko, wciąż walczy.

Może kiedyś sąsiadki zrozumieją, iż nie wszystkie wystrojone kobiety są podtrzymywane. Niektóre podtrzymują się jedynie własną odwagą.

A póki co, Bogna wybrała nosić perukę, suknie i obcasy jak niewidzialną koronę: nie królowej, ale ocalałej.

Następnym razem, gdy będziesz chciała wskazać palcem, położyć dłoń na sercu i zapytać: Gdyby to była moja historia, chciałabym być oceniona tak? niech ta opowieść przejdzie dalej.

Idź do oryginalnego materiału