Tę niezwykłą historię z życia opowiedziała mi moja babcia, którą często odwiedzam w małej wsi pod Krakowem. Pewnego razu nie widziałyśmy się przez długi czas – przez dwa lata pracowałam za granicą, a gdy wróciłam do Polski, pierwsze kroki skierowałam do ukochanej babci. Byłam już kilka dni w jej domu, kiedy zauważyłam, iż ani razu nie widziałam pani Marii, sąsiadki babci mieszkającej naprzeciwko. Zawsze bardzo ją lubiłam – serdeczną, pracowitą starszą kobietę.
— Babciu, a co u pani Marii? Od tygodnia jej nie widziałam. Czy coś jej się stało? — zapytałam zaniepokojona.
Babcia spojrzała na mnie ze zdziwieniem:
— Przecież ona już od ponad roku mieszka w domu opieki. – I nagle dodała: – Ach, no tak, ty nic nie wiesz! To posłuchaj, opowiem ci wszystko.
I tak babcia zaczęła swoją opowieść.
Jak już wspomniałam, pani Maria była zawsze niezwykle pracowitą osobą. Nikt w całej wsi nie widział jej bez zajęcia – a to w ogrodzie coś robiła, a to krzątała się w obejściu, a to przyprowadzała krowę z pastwiska, a to piekła ciasta i dzieliła się nimi z sąsiadami. Wczesnym rankiem biegła na przystanek z wiadrami pełnymi świeżych wiśni. Owoce, warzywa, jajka, sery i manualnie robione szale – wszystko sprzedawała na targu w Krakowie, a zarobione pieniądze starannie odkładała do blaszanej puszki po ciastkach. Ale te pieniądze nie były dla niej – ona sama potrzebowała niewiele. Wszystko to było dla jej jedynego syna Adama, jego żony Anny i ich córki Oli. Adam z rodziną mieszkał w Krakowie, około dwóch godzin jazdy od wsi, i odwiedzał matkę regularnie. Nie pomagali jej jednak przy gospodarstwie, ale zawsze zabierali do miasta sporo wiejskich zapasów – czasem tak dużo, iż samochód ledwo jechał.
Lata mijały, a pani Maria zaczęła podupadać na zdrowiu – a to bolały ją plecy, a to nogi, a to ręce. Stopniowo pozbyła się zwierząt, w ogrodzie zostawiła tylko kilka grządek, a resztę ziemi oddała sąsiadom na uprawę ziemniaków. Syn Adam odwiedzał ją coraz rzadziej, a jego żona Anna zupełnie przestała przyjeżdżać – w końcu nic więcej od „mamy na wsi” nie można było wziąć.
Kiedy pani Maria zaczęła tracić wzrok, przestraszyła się i zadzwoniła do syna, prosząc, żeby zawiózł ją do lekarza w mieście. Adam przyjechał, zabrał matkę do siebie, ale Anna nie była z tego zadowolona. Jednak starała się to ukryć – zaproponowała herbatę, podała obiad. Adam zaproponował pełne badania lekarskie, więc spędzili cały dzień w klinice, a potem kupili leki w aptece. Było już za późno, by wracać na wieś, więc postanowili zostać na noc. Anna, gdy dowiedziała się, iż teściowa zostaje na noc, nie ukrywała swojego niezadowolenia. Poszła do kuchni, by przygotować kolację, głośno trzaskając naczyniami.
W tym czasie wpadła sąsiadka, pani Krystyna, która mieszkała w tej samej kamienicy. Zobaczywszy panią Marię, ucieszyła się:
— Pani Mario! Jak dawno pani nie widziałam! Na długo pani przyjechała? Może zajrzy pani na herbatę?
Adam odprowadził matkę do sąsiadki i wrócił do kuchni, by porozmawiać z żoną.
— Aniu, chciałbym z tobą pogadać o mamie, póki jej nie ma.
Już po tonie głosu żona wiedziała, iż ten temat jej się nie spodoba.
— Mama coraz gorzej się czuje – mówił Adam. – Lekarze powiedzieli, iż ma dużo problemów zdrowotnych, a nogi bolą ją tak, iż ledwo chodzi…
— A czego się spodziewasz? Przecież ona ma już swoje lata, to normalne, iż zdrowie szwankuje.
— No właśnie! – podchwycił Adam. – Mamy trzy pokoje, a Ola z mężem mieszka teraz w Warszawie, i pewnie nie wrócą…
— Adam, ty chyba nie myślisz, żeby wziąć twoją matkę do nas?! – przerwała mu żona. – Zwariowałeś?!
— A co mam zrobić? Wysłać ją do domu starców? – zapytał zaskoczony Adam. – Przecież połowa tego mieszkania została kupiona za pieniądze z jej wiśni i warzyw, które sprzedawała co lato!
— A teraz będziesz mi to wypominał?! – warknęła Anna. – Twoja matka pomagała swojemu synowi i wnuczce, a nie obcym ludziom!
— Jesteś okrutna, Aniu – westchnął Adam. – Myślałem, iż zabierzemy mamę do siebie, sprzedamy jej dom na wsi – pieniądze się przydadzą, może wymienimy samochód, może pojedziemy na wakacje…
— To ja mam być niewolnicą, by twoja matka zjadła nam życie?! – krzyknęła Anna. – Zapomnij!
W tym momencie w drzwiach stanęła pani Maria.
— Mamo, od jak dawna tu stoisz? – zapytał Adam speszony.
— Właśnie weszłam – odpowiedziała spokojnie starsza kobieta. – Przyszłam po okulary, oglądamy z Krystyną album. A przy okazji chciałam was poinformować – za miesiąc przeprowadzam się do domu opieki. Możecie mi pomóc z przeprowadzką.
Adam nie wiedział, co powiedzieć, ale Anna natychmiast zaczęła:
— Oczywiście, iż pomożemy! Wszystko spakujemy, przewieziemy. To świetna decyzja, z rówieśnikami będzie pani wesoło.
Dom opieki, do którego Adam i Anna zawieźli panią Marię, wzbudził w Adamie mieszane uczucia. Personel był serdeczny, dyrektor uprzejmy, widać było, iż starsi ludzie są tu traktowani z troską. Ale budynek był w złym stanie – podłogi dziurawe, okna nieszczelne, w świetlicy stare fotele i zepsuty telewizor.
Pokój pani Marii był mały i wilgotny, meble rozpadały się, ale kobieta nie dała po sobie poznać, iż jest rozczarowana.
— Nie martw się, mamo – powiedział Adam. – Zrobię tu remont, iż wszyscy będą zazdrościć.
Obietnicę sobie przypomniał dopiero po pół roku, gdy Anna upomniała go, iż trzeba coś zrobić z domem na wsi, bo latem najłatwiej go sprzedać.
Gdy przyjechali do domu opieki, nie poznali świetlicy – nowe meble, ogromny telewizor, kwiaty, wszystko lśniło.
— Co za zmiana! – zdziwił się Adam. – To musiało kosztować majątek.
— Dzięki pani Marii mamy tu wszystko nowe – odpowiedział z uśmiechem dyrektor.
— Dzięki mamie?! – Adam nie rozumiał. – Skąd ona miała pieniądze?
Anna pobladła:
— Adam, ona sprzedała dom…
Pani Maria spokojnie patrzyła na osłupiałe twarze syna i synowej.
— Sprzedałam swój dom, nie wasz. A teraz jestem tu szczęśliwa, mam ciepło i towarzystwo. Lepiej zrobić coś dobrego dla ludzi, niż dać im się udławić, prawda, Aniu?
Anna spuściła wzrok i wybiegła na zewnątrz.
Zmienić nic już się nie dało.