A jakoś chyba z rok temu miałam przyjemność spróbować czegoś podobnego. Pamiętam, iż od razu zapytałam niewiastę, która zrobiła ten sos, z czego jest. Dostałam szybką odpowiedź, iż z suszonych wędzonych śliwek, musztardy, cebuli i majeranku. Pokombinowałam dzisiaj w kuchni i oto jest. Ten sos, pasta, czy jak to tam sobie nazwiecie, idealnie pasuje np. do wędlin, dziś spróbowałam go z pieczoną szynką. Ekstra.
Składniki:
1 szklanka wydrylowanych wędzonych suszonych śliwek
1 większa cebula
2 ząbki czosnku
1 łyżeczka octu winnego
1 łyżeczka musztardy
1 łyżeczka suszonego majeranku
1 łyżeczka miodu
duża szczypta mielonej chili
sól
olej rzepakowy
Śliwki wrzucamy do garnka, zalewamy je wodą (spokojnie można wlać ze 2 szklanki) i gotujemy pod przykryciem do momentu, aż śliwki zaczną się rozpadać. Ostatecznie wody musi być tyle, żeby śliwki były całkowicie nią przykryte. Śliwki z wodą odstawiamy. Na oleju rumienimy pokrojoną w drobną kostkę cebulę i rozdrobniony czosnek. Dodajemy do tego śliwki z wodą i resztę składników, wszystko powoli smażymy, aż do redukcji płynów. Studzimy i blendujemy. Możecie zmiksować to na gładką pastę, ja zrobiłam to po łebkach.