Socmodernizm pod wodą. Podwodna kawiarnia „Jaskinia”, która wciąż zachwyca

nieustanne-wedrowanie.pl 2 tygodni temu

Internauci często posługują się skrótem tl;dr, który oznacza „too long, didn’t read” (ang. „za długo, nie czytał_m”). Pojawia się on najczęściej w kontekście obszernych, szczegółowych tekstów, często na niszowy temat, kiedy to najczęściej inny internauta streszcza całość do najważniejszego wniosku. Wiecie co? Tym razem zrobię to sobie sama. Albowiem tl;dr – ustrój miłościwie panujący na terenie dzisiejszej Polski do 1989 roku był paskudny, ale zostawił po sobie bardzo ciekawą architekturę. Często nierozumianą w czasach późniejszych, obarczoną ładunkiem emocjonalnym związanym z goryczą wobec czasów PRL. Ale przez cały czas będącą świadectwem epoki, nurtów w sztuce i panującej wtedy estetyki. Moim zdaniem unikatowej i zasługującej na ocalenie.

„Źle urodzonym”, jak nazwał reprezentantów architektury czasów PRL Filip Springer, nie było i nie jest w tej chwili łatwo. Wiele z nich po prostu już nie istnieje. Dworzec „Brutal” w Katowicach? Ciach. Dawny instytut przy ulicy Granicznej 32 w Katowicach? Ciach. Ośrodek Postępu Technicznego na styku Katowic, Chorzowa i Siemianowic Śląskich? Ciach. A może obserwatorium na Śnieżce, które zdobi okładkę wspomnianej publikacji? No… Stoi. Ale wciąż bezproduktywnie. Niektórzy mówią, iż te budynki są po prostu brzydkie i dlatego nie mają racji bytu. Cóż, piękno leży w oku obserwatora. Sama estetyka nie powinna decydować o istnieniu bądź obliteracji. Wiele osób razi estetyka baroku, czy zatem powinniśmy zacząć masowo burzyć kościoły, opactwa i pałace?

Perły ukryte w tkance miast

Tym bardziej cieszy, iż tak unikatowa konstrukcja, jak podwodna kawiarnia „Jaskinia” w Knurowie-Szczygłowicach, przetrwała do dnia dzisiejszego. Już nie pełni dawnej funkcji – dziś nie napijecie się tutaj kawy ani herbaty. Obiektem zajmuje się lokalne Koło Wędkarskie przy KWK Szczygłowice, przedstawicielom którego serdecznie dziękujemy za oprowadzenie nas po jego terenie. Z tego miejsca kierujemy także serdeczne podziękowania dla zarządcy terenu, czyli JSW S.A. Zaraz, podwodna kawiarnia? Dokładnie tak! Chociaż… No dobrze, dziś poziom wody nie jest już tak wysoki, jak dawniej, zatem bardziej adekwatnym określeniem byłoby „nawodna”. Skąd w ogóle wzięła się na szczygłowickiej wodzie?

Wnętrza kawiarni to cień dawnej świetności

W czasach, gdy pejzaż śląskich miast dominowały szyby kopalniane, hałdy i metaliczny szum przemysłu, w Szczygłowicach narodziło się coś kompletnie nieoczekiwanego, wpasowującego się w zasadzie w trend „space age”. „Jaskinia”, podwodna kawiarnia zanurzona w stawie przy nasypie kolejowym, była dowodem na to, iż codzienność górniczego regionu potrafiła mieć zupełnie inne oblicze. Niewielka, okrągła sala poniżej poziomu wody pozwalała gościom wejść w świat podwodnego krajobrazu, który bardziej niż Śląsk przypominał fantazję z powieści Jules’a Verne. Przez szybę witały ich ryby, nad głowami migotała powierzchnia wody, a całość dopełniały ceramiczne dekoracje, które po oświetleniu słońcem imitowały kolorystykę morskiej toni. W Polsce Ludowej kilka było miejsc, które tak intensywnie pobudzały wyobraźnię.

Wiele lat marzyłam o zwiedzeniu tego miejsca

Dobry gospodarz, który zapisał się na kartach historii

Rozmach, z jakim powstała „Jaskinia”, nie był przypadkiem. Dyrektor kopalni, Paweł Tkocz, konsekwentnie dążył do tego, by Szczygłowice były czymś więcej niż robotniczym osiedlem wyrosłym w cieniu nowej kopalni. Obok mieszkań i szkoły powstał pełen uroku park, pawilony handlowe, klub młodzieżowy Neptun, a na stawie bajeczna kawiarnia, której nie powstydziłby się żaden kurort. Taras na nasypie mieścił setki gości pod białymi parasolami, a sama „Jaskinia” gwałtownie stała się lokalną sensacją. Kelnerki wspominają tłumy w sobotnie popołudnia, śmiech młodzieży, koncerty orkiestry holowanej po wodzie niczym gondole oraz seanse kina plenerowego, które potrafiły ściągnąć pół miasta. Wielu mieszkańców nosi w sobie wspomnienie pierwszych randek, rozmów przy deserach robionych na miejscu czy momentu, gdy z ciemności tunelu otwierał się widok na błękitne, podwodne okna.

To była wyjątkowo malownicza jesień
Finezyjna, manualnie zdobiona ceramika robi ogromne wrażenie

Pomysł podwodnej restauracji wyprzedził światowe trendy o całe lata. Kiedy w prasie zagranicznej zaczęły się pojawiać informacje o podobnych konstrukcjach w Japonii, na Śląsku od dawna działał szczygłowicki Nautilus zbudowany wysiłkiem kopalnianych fachowców. Z jednej strony był to popis inżynierskiej fantazji, z drugiej – serce lokalnej wspólnoty. Tutaj świętowano, tutaj tańczono, tutaj też zaczynały się prawdziwe życiowe historie. Pan Stanisław, który trafił do kopalnianego działu budowlanego jako młody chłopak „spoza Śląska”, poznał w „Jaskini” swoją przyszłą żonę. Było to podczas potańcówki, na którą przyszedł jedynie dlatego, iż uciekł mu autobus do kina.

Dziś o dawną kawiarnię dba okoliczne koło wędkarskie
Wyjątkowy obraz wytworów człowieka: architektury i czwartej przyrody

Świetność przemija, geniusz trwa

Dalsze losy „Jaskini” to już opowieść o kruchości choćby najbardziej niezwykłych miejsc. Wraz ze zmianą kadry kierowniczej kopalni zaczęły pojawiać się problemy. Ciężkie pociągi sunące po nasypie spowodowały pęknięcia sklepienia tunelu, woda w stawie opadła i odsłoniła konstrukcję, odbierając jej podwodny urok. Kawiarnia straciła dawny prestiż, potem koncesję, a w końcu sens istnienia. Taras opustoszał, wodotrysk zamilkł, a okna podwodnej sali porosły glonami. W tym samym czasie po drugiej stronie nasypu rozkwitał Neptun, klub osadzony na wodzie niczym domki na Bali, ale i on z czasem podzielił los większości obiektów kultury w realiach gospodarczych końca PRL-u.

Dziś dawna „Jaskinia” jest jedynie cieniem swojej świetności. W górnej części ulokowano sympatycznie urządzoną rybaczówkę, a dolna służy jako magazyn. Ci, którzy pamiętają lata 60. i 70., mówią o smutku, gdy po latach wracają w to miejsce: o krajobrazie, który się zapadł, o pomysłach, które przeminęły razem z epoką, o marzeniach dyrektora Tkocza, które mogłyby dziś znów inspirować. „Trzeba by drugiego takiego Tkocza” – słyszy się czasem. Bo może i nie da się już wskrzesić tamtej podwodnej kawiarni, ale jej duch, pomysłowość, fantazja i wiara w to, iż choćby w górniczym osiedlu można stworzyć coś niezwykłego, wciąż jest warta przypomnienia. A może… Może jednak doczekamy się powrotu?

A tak było dawniej (Źródło: Fotopolska.eu):

To był świetnie spędzony czas z Tak widzę Śląsk i Opowieściami z Familoka
Idź do oryginalnego materiału