FOTOPLASTYKON
Byłem dzieckiem i pracowałem u mojego wujka Stanisława przy obsłudze fotoplastykonu COLORADO, który znajdował się przy głównej ulicy Zwycięstwa.
Siedziałem w środku ogromnego kręgu i
przesuwałem rząd „najcudowniejszych widoków świata” – jak głosiła reklama w
gablocie, którą musiałem co tydzień myć. Wujek Stanisław rządził długą kolejką
i sprzedawał bilety. Bo fotoplastykon
COLORADO miał wielkie powodzenie. Zwłaszcza w soboty, kiedy seans był
tylko dla dorosłych; pokazywałem wtedy fotki z półnagich, nieraz choćby zupełnie
nagich rewii paryskich i nowojorskich. Wujek zabraniał mi wtedy podglądać.
Podglądałem oczywiście, ale wcale mi się nie
podobało. Wolałem walki bokserskie mistrzów świata i wyścigi samochodów.
Taki realistyczny sen. Dziwnie, bo nigdy w
życiu nie miałem wujka Stanisława, a w moim mieście nie było fotoplastykonu,
tylko trzy kina: „Wolność”, „Bałtyk” i „Tęcza”.
A może fotoplastykon COLORADO istniał, kiedy
mnie jeszcze nie było na tym świecie?...