STADO
Znalazłem się niespodziewanie wśród ogromnego stada arabskich koni. Byłem jednym z nich, ale one wyczuły moją obcość i odsunęły się zaraz ode mnie. Stałem sam, na zielonym pastwisku pod lasem, ze zwieszoną głową.
Przyleciał wróbel, zaćwierkał przyjaźnie,
siadł mi na karku i razem patrzyliśmy na stado pięknych koni, które bez celu
biegały i brykały, nie zwracając na nas uwagi.
I tak trwalibyśmy w nieskończoność, gdyby
nie tajemniczy porywisty wicher z południa – rozwiał ten szalony obraz i wróciłem
do ludzkiej postaci. Tylko wróbel został mi w garści. Nie chciał ode mnie
odlecieć, więc zrobiłem mu trochę miejsca w kuchni i nakarmiłem siemieniem
lnianym, które mi zostało po
leczeniu
bólu żołądka…