Jak Wam
minęły Walentynki ?Czy były prezenty i miłosne wyznania miłości?
Mój 14 luty
w całości podyktował nietypowy prezent walentynkowy.. Dlaczego nietypowy? Bo
kiedy większość z nas kobiet marzy o kwiatach, czekoladkach czy jakimś
drobiazgu biżuteryjnym ja poprosiłam męża o ślimaki J
Oczywiście nie mam na myśli żywych, pełzających i z wystającymi
czułkami. Już od dawna marzyły mi się ślimaki w maśle czosnkowym z dobrym, białym
winem. Mąż po parokrotnym upewnieniu się, iż faktycznie chcę tylko ślimaki
sprezentował mi całe pudełko J Prawdziwy skarb a nie mąż, nie sądzicie? J
Prezent walentynkowy w całej okazałości :) |
Kiedy już zostało
postanowione co będzie gwoździem programu nadszedł czas by zastanowić się nad
ubraniem. Rok temu Walentynki świętowałam w sukience w kolorze koralowego różu -pisałam o tym TUTAJ. W tym roku postawiłam na czerwień i słodkie lata 50te. Sukienka jaką widzicie
pochodzi ze sklepu Vintage Classic i jest dla mnie prawdziwą zagadką bo nie wiem z jakich jest lat?. Uszyta z cienkiego materiału będącego mieszanką poliestru i wełny, z koła - prawdziwa zdobycz zza oceanu marki American Shirt Dress.
Walentynkowy look |
Pod spód założyłam
nylonową pettitcoat dzięki czemu sukienka od pasa w dół zyskała na objętości.
Buty typu stilletos marki Carmelita oraz biżuteria lucite/celuloid/bakelit
pochodzi z ulubionego butiku Retro Club. Pasek to jedna z wielu rzeczy
złowionych na decobazaarze, gdzie przy odrobinie szczęścia można wyłowić
ciekawe ubrania, dodatki i rzeczy do domu.
Broszka sowa wykonana z lucite, celuloidowa bransoleta z lat 40ych w kolorze masła oraz bakelitowe klipsy - Retro Club Jako tło czarna pettitcoat także z Retro Clubu |
Pozostając w klimacie lat 50 i pozwalając by wspomnienia tego romantycznego dnia nie uciekły za gwałtownie pozostawiam Was z Frankiem Sinatrą, jego boskim głosem i piosenką „My Funny Valentine”