Śmierć dziecka? Nic nadzwyczajnego. Wtedy mówiono "Bóg dał - Bóg wziął" i życie toczyło się dalej

gazeta.pl 8 godzin temu
Żałoba po śmierci dziecka? W dawnych czasach nie było na nią miejsca. Przez długi czas dziecko traktowane było jako osoba mniej znacząca, gorszej kategorii - niewarta płaczu i łez. Dlatego też żal po śmierci potomstwa był skrywany, a choćby uważany za wstydliwy. Nikt go nie manifestował, mawiano tylko "Bóg dał, Bóg wziął".
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu umieralność wśród dzieci była wysoka. Kobiety zachodziły w ciąże, traciły je, a jeżeli już szczęśliwie donosiły i dziecko urodziło się żywe, nikt nie dawał gwarancji, iż dożyje dorosłości. Niedostateczna opieka okołoporodowa i medyczna, złe warunki życia, a także często nienależyta opieka sprawiały, iż dochodziło do tragedii.


REKLAMA


Po dzieciach oficjalnie jednak nie płakano, a rodziców doświadczających straty pocieszano popularną maksymą - "Bóg dał, Bóg wziął". A woli Boga nie należało się sprzeciwiać, dlatego dramatyczne przeżywanie śmierci dziecka uznawano choćby za grzech.
Życie pokazuje jednak, iż mimo społecznego zakazu, rodzice często w ciszy przeżywali odejście potomstwa. Jak podaje Marcin Józef Nowakowski w "Przewodniku miłosiernym" wydanym w Krakowie w 1747 roku, opłakiwanie zmarłego dziecka "musiało nie być takie rzadkie, skoro spowiednikom nakazywano pytanie zamężnych kobiet: «Kiedy wam które umarło dziecko, nie żałowaliście zbytecznie, szemrząc przeciwko Panu Bogu?»"


Zobacz wideo Jaką mamą jest Anna Wendzikowska? "Jeśli ktoś krzywdzi moje dziecko, budzi się we mnie matka lwica" [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]


Relacja z dzieckiem? Zależna od wielu czynników: epoki, statusu, pieniędzy
- Pozycja dziecka w rodzinie zmieniała się w zależności od tego, o jakiej epoce historycznej mówimy - zaznacza w rozmowie z nami dr Tomasz Jacek Lis, historyk, bałkanista. Adiunkt na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy w Zakładzie Historii XIX wieku oraz członek Interdyscyplinarnego Centrum Bałkanistycznego UKW. - Innym ważnym czynnikiem wpływającym na to, w jaki sposób podchodzono do potomstwa, była zamożność rodziców. Mówiąc krótko: im rodzina była bogatsza, tym więcej było w niej uczuć, gdyż jej członkowie mieli czas, by poświęcić swoją uwagę czemuś innemu niż praca.


Nasz rozmówca dodaje, iż w biednych rodzinach rodziło się jednak więcej dzieci. - Dzieci rodziły się i umierały częściej, stąd przywiązanie rodziców do nich było zdecydowanie mniejsze. To widać choćby w genealogii. Osoby, które szukają swoich krewnych w parafialnych księgach, nierzadko trafiają na sytuacje, gdzie w jednej rodzinie występuje wśród rodzeństwa, dwa lub więcej razy to samo imię - dodaje.


W średniowieczu stosunek do dzieci był na ogół obojętny. - Płodzono dzieci w przekonaniu, iż tylko nieliczne przeżyją, więc nie było powodu, by ktokolwiek miał się smucić po śmierci malucha. Nierzadko dzieci umierały również z powodu przemocy fizycznej, której dopuszczali się dorośli. I chociaż za zabójstwo karano, dzieciobójcy dopuszczali się zbrodni "w białych rękawiczkach", tak, by nie można było ich za to osądzić.
- Inaczej było wśród koronowanych głów. Jednak choćby tam pojawienie się dziecka nie oznaczało euforii z samego dziecka, jako małej istoty, cieszono się, iż wreszcie przyszedł na świat następca, za pomocą którego ród zostanie przedłużony na kolejne pokolenie. Ogólnie koncepcja dzieciństwa jako wyjątkowego okresu w życiu człowieka nie istniała - opowiada historyk, który zwraca uwagę, iż dopiero w XVIII wieku w kręgach zachodniej "klasy średniej" zaczęła "powstawać" koncepcja dzieciństwa jako wyjątkowego czasu zdobywania doświadczeń i nauki.
Wówczas zaczęto zwracać uwagę na wychowanie młodego człowieka, jego specjalne potrzeby. Tym samym pojawiać zaczęły się również kierowane do tej grupy ubranka, przedmioty, a choćby literatura. To, iż dziecko powoli stawało się kimś ważnym, widać także za sprawą kultury memoratywnej. Wcześniej nagrobki dzieci zdarzały się rzadko, co świadczy o tym, iż takie sytuacje, jak rozpacz Jana Kochanowskiego po utracie Urszulki, należały raczej do awangardy niż standardu w zachowaniu ówczesnych rodziców
- stwierdza dr Tomasz Jacek Lis. I dodaje: w XIX w. to się jednak zmienia i coraz częściej rodzice starają się na różne sposoby upamiętnić swoje zmarłe pociechy.


Fotografie "post mortem", czyli czasy, w których żałoba po stracie dziecka była już "legalna"
Zmiana podejścia do tematu życia i śmierci dziecka mocno ewoluowała na przestrzeni wieków. Wśród niższych warstw społecznych przez cały czas na malucha patrzono w kategorii "rąk do pracy" i "kolejnej gęby do wykarmienia", ale, jak zaznacza mój rozmówca, to podejście się zmieniało. Zarówno chłopi, jak i rodząca się klasa robotnicza zaczęli spoglądać na dziecko jako na "odrębną jednostkę wartą zapamiętania".


Najlepszym tego dowodem, oprócz nieraz bardzo pięknych pomników nagrobnych, są budzące dziś grozę fotografie pośmiertne znane także jako "post mortem"
- opowiada historyk dr Lis i dodaje, iż chociaż dla nas ten nieco makabryczny zwyczaj może być niezrozumiały, był to dla żyjących dawniej ludzi jedyny sposób, by upamiętnić zmarłego syna czy córkę. - Fotografia "post mortem" miała właśnie temu sprzyjać, zaś jej upowszechnienie stanowi dowód zmieniającej się mentalności naszych przodków, a co za tym idzie bardziej indywidualnego i emocjonalnego podejścia do dziecka. Także jego śmierci - reasumuje specjalista.
Jak wyglądały takie pośmiertne zdjęcia? Nasz rozmówca tłumaczy, iż najczęściej "układano martwe dziecko tak, by wyglądało jakby tylko spało, zaś wokół niego do ostatniego wspólnego zdjęcia zbierała się cała rodzina".
Idź do oryginalnego materiału