Wstrzemięźliwe męskie łzy
– Dokąd to tak elegancki? – zapytał sąsiad, widząc Krzysztofa w garniturze i pod krawatem.
– Na studniówkę syna – odpowiedział tamten.
– Nieźle! Jak gwałtownie rosną cudze dzieci…
– Swoje też – uśmiechnął się Krzysztof.
– No tak… Więc niedługo będziesz wolny od alimentów?
Krzysztof spojrzał na sąsiada takim wzrokiem, iż tamten poczuł się nieswojo:
– Co to ma do rzeczy?
– Jak to co? Nie znudziło ci się płacić byłej?
– Nie znudziło – rzucił Krzysztof i, pozostawiając sąsiada w osłupieniu, odszedł.
Powoli wrócił mu dobry nastrój. Napłynęły wspomnienia…
***
Tego dnia, gdy jego życie zmieniło się gwałtownie, Krzysztof pogrążony był w apatii.
Wydawałoby się: wolny człowiek, zarabia lepiej niż wielu, mieszka w pięknym mieszkaniu, nie brakuje mu kobiecej uwagi, w pracy wszystko idzie świetnie, biznes kwitnie. Dlaczego więc czuł się tak źle? Nic go nie cieszyło. Niczego nie pragnął. Wszystko było mu obojętne.
Wychodząc z biura, Krzysztof zrozumiał, iż zaraz zacznie padać. Niebo zasnuło się chmurami, zerwał się silny wiatr.
Wezwał taksówkę – nie brakowało mu tylko przemoczenia.
Samochód, na złość, był w warsztacie, a parasola Krzysztof nigdy nie miał.
Wsiadł na tylne siedzenie i pogrążył się w wewnętrznej pustce.
Kierowca coś mówił, próbując zaimponować widać zamożnemu klientowi, w radio leciała jakaś smętna piosenka…
Krzysztof nie lubił takiej muzyki…
Aż nagle usłyszał słowa, które w jednej chwili przywołały go do rzeczywistości.
Żyłem wtedy beztrosko i szalenie,
Gorąca krew szalała jak wino.
Jej miłość zdawała się niezmiennie,
A ja nie umiałem widzieć inno.
Lecz dzień za dniem traciłem ją w marności,
Raniąc boleśniej, coraz boleśniej,
I straciłem jej świętą miłość w całości,
W te dni, gdy była jeszcze moją…
Wewnątrz wszystko zabolało… Ból rozlał się po ciele i Krzysztof nagle zrozumiał jego źródło.
Ania…
Anielka…
Anna…
Tak ją nazywał na różnych etapach życia.
Ich szkolny romans zakończył się małżeństwem. Nikt nie wierzył, iż piękna Anna Kowalska zostanie żoną znanego szkolnemu łobuziakowi Krzysztofa Nowaka.
A on wierzył. Wiedział, iż tak będzie. Bez niej nie potrafiłby żyć…
Dla niej się uczył, dla niej piął się w górę, dla niej stał się tym, kim był.
A ona…
Zawsze była przy nim. Kochała. Troszczyła się. Inspirowała.
Urodziła dwóch synów.
Zawsze spokojna, uważna, piękna.
Ani słowa wyrzutu, ani jednej skargi.
Wszystkim była zadowolona.
I w pewnym momencie Krzysztof uznał, iż tak już zostanie. Że to oczywistość. Że ona nigdy go nie opuści. Wszystko zrozumie, wszystko wybaczy. Będzie przy nim bez względu na wszystko.
I Krzysztofa poniosło. Pojawiły się pieniądze, a z nimi znajomi, dziewczyny, imprezy do rana…
Ania milczała. O nic nie pytała. Przyjmowała to jako oczywistość…
Wychowywała synów…
Nie tłumaczył się, nie przepraszał, nie pomagał.
Utrzymywał.
Uważał, iż to wystarczy, by była zadowolona i szczęśliwa.
Pomylił się.
Pewnego dnia wszystko skończyło się słowami żony:
– Krzysztof, już cię nie kocham.
– No co ty! – zmieszał się. – Po prostu jesteś zmęczona. Zjedzmy kolację…
Postawiła talerze na stole i powiedziała stanowczo:
– Nie zrozumiałeś. Musimy się rozwieść. Nie mogę i nie chcę z tobą być.
– A dzieci? – wykrzyknął Krzysztof, sam wzdrygając się na banał swoich słów.
– Oczywiście. Powinny żyć w miłości… a nie w małżeństwie…
– Więc wynoś się! – warknął Krzysztof, chwycił kurtkę i wyszedł z domu.
Trzy dni się nie pokazywał. Myślał. Liczył, iż zacznie go szukać, dzwonić.
Ania milczała.
Wrócił do domu i w przedpokoju zobaczył torby z jej rzeczami. Jej i dzieci…
– Co robisz? – zapytał.
– Pakuję się – spokojnie odparła Anna.
– Po co?
Spojrzała na niego zdziwiona.
– Przestań – skrzywił się Krzysztof. – Nie trzeba… Sam wyjdę…
I wyszedł.
Wszystko zostawił żonie i synom. W jego świecie nie mogło być inaczej.
Po rozwodzie Anna przez kilka lat była sama. Wiedział to na pewno. Więc przyjeżdżał, kiedy chciał, przywoził prezenty dzieciom, żądał szacunku. Uważał, iż ma do tego prawo.
Aż nagle Anna niespodziewanie wyszła za mąż.
Krzysztof wpadł w szał. Jak ona śmiała?! Ona! Matka jego dzieci! Powinna całować go po rękach, iż wszystko jej zostawił, płaci takie alimenty, poza tym jeszcze pomaga!
I zaczął systematycznie zatruwać życie byłej żonie.
Zwłaszcza gdy się upił.
Tak, zdarzało mu się to coraz częściej.
Dzwonił, pisał obraźliwe wiadomości…
Nawet groził…
Ania nie reagowała. W końcu zablokowała go w mediach i telefonie.
Wtedy zaczął na nią czatować na ulicy…
Trzeźwiejąc, Krzysztof zawsze złorzeczył sobie, iż znów nie zapanował nad emocjami, iż narobił tego, czego nigdy nie zrobiłby na trzeźwo…
Ale choć sumienie go gryzło, nigdy nie przeprosił Ani. Nie potrafił spojrzeć jej w oczy…
I tak powoli jego życie stało się pasmem nienawiści. Do siebie, do Ani, do całego świata…
Przestał czuć, zapomniał, czym jest radość.
Wszystko go drażniło…
***
A teraz ta piosenka…
– Kto śpiewa? – zachrypiał Krzysztof.
– Co, ziomek?! Toż to Marek Grechuta! Nie słyszałeś?
Krzysztof nie odpowiedział. Po chwili rozkazał:
– Zawracaj! Teraz! Szybko! – i podał adres.
Mijając supermarket, zobaczył staruszkę z wiadrem piwonii. Jej ulubionych…
Zatrzymał taksówkę, wyskoczył. Zabrał cały zapas kwiatów, wcisnął wystraszonej staruszce pieniąKrzysztof zapukał do drzwi Anny z bukietem piwonii w dłoni, mając w sercu nadzieję na nowy początek.