Ślub starszego brata

polregion.pl 1 dzień temu

Pas różowego światła przeciął horyzont, zapowiadając rychłe pojawienie się słońca. W przedziale wagonu wszyscy spali, tylko Wiktor czuwał, obserwując narodziny nowego dnia. Leżał na górnej półce i wpatrywał się w okno. Coraz częściej migały wsie, stacje z opustoszałymi peronami. Czy naprawdę już niedługo miał być w domu?

Drzwi przedziału uchyliły się, weszła konduktorka.

„Za pół godziny wasza stacja. Postój pociągu dwie minuty” — powiedziała i zamknęła drzwi.

Wiktor słyszał, jak budziła kogoś w sąsiednim przedziale. Znów spojrzał w okno, ale widok wschodu słońca stracił już urok. Usiadł, potem zeskoczył na dół sprężyście i cicho. Mężczyzna na dolnej półce westchnął i odwrócił się do ściany.

Wiktor wziął ręcznik i wyszedł do korytarza. W prawie wszystkich przedziałach drzwi były uchylone — było duszno. W niektórych pasażerowie także już wstawali.

Toaleta była zajęta. Wiktor odwrócił się do okna. Nie był w domu od czterech lat. Nikt go nie oczekiwał, bo nikt nie wiedział, iż wraca. Postanowił zrobić niespodziankę. Teraz jednak żałował tej decyzji. Sam był zdenerwowany, nie spał całą noc. A co dopiero matka, gdy zobaczy go na progu?

Po śmierci ojca często chorowała. Zarówno radość, jak i smutek mogły przyprawić ją o ból serca, podnieść ciśnienie. Powinien był chociaż zadzwonić do Dominika, uprzedzić go. On przygotowałby matkę.

Wiktor wrócił do przedziału, ubrał się, wziął plecak. Zatrzymał się przy drzwiach — czy czegoś nie zapomniał? Stanął przy oknie, czekając na swoją stację.

Dominik. Matka zawsze nazywała go tylko po imieniu. Po śmierci ojca zajął jego miejsce w rodzinie. Przyzwyczajona do radzenia się we wszystkim męża, teraz radziła się najstarszego syna. Była dumna z mądrego, poważnego pierworodnego.

A Wiktor zawsze był Wiktorkiem, młodszym, urwisem, psotnikiem. Wydawało mu się, iż matka kocha Dominika bardziej niż jego. Za to ojciec wolał Wiktorka.

„W kogo ty taki jesteś?” — dziwiła się matka, widząc w dzienniku uwagi o złym zachowaniu.

„W rodzinie musi być jeden błazen. Jak w bajce. Nic nie szkodzi, przyjdzie czas, i ty będziesz ze mnie dumna” — przechwalał się Wiktorek.

Matka wzdychała.

Dominik skończył szkołę ze złotym medalem, bez problemu dostał się na ekonomię. Uczył się świetnie, matka była z niego dumna i stawiała brata Wiktorkowi za przykład. A on wolał grać w piłkę, chodzić do kina i czytać książki o piratach, fantastykę, marzył o podróżach.

Wiktora irytowało i bolało uwielbienie matki dla starszego brata. Gdy chwaliła Dominika, stawiała go za wzór, Wiktor z przekory robił wszystko na przekór, jeszcze gorzej. Był sobą i nie zamierzał naśladować brata, choć doceniał jego rozum.

Gdy Dominik skończył studia, Wiktor odebrał świadectwo maturalne. Różnili się choćby wyglądem. Dominik był podobny do matki — jasnowłosy, niebieskooki, z pełnymi, niemal kobiecymi ustami. A Wiktor miał ciemne, niesforne włosy, sterczące na wszystkie strony. Oczy żółtawe, jak u kota. Matka w dzieciństwie nazywała go kotkiem. A Dominika? Wiktor nie mógł sobie przypomnieć. Pewnie i w dzieciństwie wołała go po imieniu.

I oczywiście, miał iść na studia, jak starszy brat. Wiktor oszukał, nie złożył dokumentów, potem skłamał, iż zabrakło punktów.

„Chociaż do technikum byś poszedł, może zdążysz. Do wojska cię wezmą” — wzdychała matka. — „Dominik, przemów ty mu do rozumu”.

„Wiktorku, bez wykształcenia teraz ani rusz, kariery nie zrobisz. Matka ma rację. Spróbuj w technikum. Chcesz, pójdę z tobą? Potem będziesz pracował, zaocznie skończysz studia. Nie martw matki”.

„Jeszcze nie wiem, kim chcę być. Wystarczy, iż w rodzinie mamy jednego mądralę. Ktoś musi służyć w wojsku. jeżeli wszyscy będą profesorami, kto będzie bronił ojczyzny?” — odpowiadał Wiktor.

„Popatrzysz, gdzie zajdziesz. Matkę oszczędź, martwi się”.

Wiktor poszedł do wojska. Najpierw było ciężko, potem się wciągnął, znalazł przyjaciół. Z jednym choćby wyjechał po służbie na Śląsk. Tam ruszała się wielka budowa. Zadzwonił do matki, powiedział, iż chce popracować. Matka płakała, namawiała, by wracał do domu. Dzwonił i Dominik, krzyczał. Ale Wiktor postawił na swoim.

Dlaczego miał iść śladami brata? choćby ubrania zawsze nosił po nim. Dominik nie grał w piłkę, nie darł spodni. Po co kupować Wiktorowi nowe, skoro po bracie zostało pełno? Miał dość. Miał swoje życie. Niech Dominik pracuje w biurze, a on woli pracę rękami. Udowodni, iż też coś znaczy. Gdyby żył ojciec, na pewno by go poparł.

Do domu dzwonił rzadko, mówił, iż wszystko w porządku, ale nie może przyjechać, bez niego się nie obejdzie. Po czterech latach pierwszy raz wracał. Dopiero teraz Wiktor zrozumiał, jak tęsknił za matką i Dominikiem.

Zarobił na mieszkanie, urządził je, nie wstyd przywieźć narzeczonej. Tylko z narzeczonymi mu nie szło. Zakochał się w księgowej Dorocie, a ta okazała się zamężna. To przez nią, żeby zapomnieć, przyjechał na urlop.

Za oknem widać już było wieżowce dużego miasta. Wiktor wyszedł do przedziału. Pociąg zwalniał, wreszcie szarpnął się parę razy i stanął. Konduktorka otworzyła drzwi. Wysiadł na peron, poprawił plecak na ramieniu i lekkim krokiem ruszył w miasto.

Słońce już wzeszło, dzień zapowiadał się upalny. Wiktor szedł ulicami rodzinnego miasta, wdychając zapachy dzieciństwa i rozglądając się na boki. Marzył, jak się zjawi. Dominik pewnie jeszcze w domu, nie poszedł do pracy. Matka otworzy drzwi, krzyknie, rzuci się do niego, przytuli… Jak on tęsknił!

Oto i klatka. Długo stał przed drzwiami mieszkania, w końcu nacisnął dzwonek. Już miał powtórzyć, gdy zaskoczył zamek. Rozczochrana matka mrużyła oczy ze snu, zapinając narzucony na koszulę nocną szlafrok.

W końcu poznała go, krzyMatka przytuliła go mocno, szepcząc przez łzy: „Wróciłeś, mój Wiktorku, w końcu jesteś w domu,” a on poczuł, iż po latach tułaczki znalazł to, czego szukał – miejsce, gdzie należał.

Idź do oryginalnego materiału