Ślub się odbył, szczęścia brak

newsempire24.com 4 dni temu

Ślub był. Wesołość – nie.
Irena po cichu wyjęła z szafy suknię ślubną córy, delikatnie ogładzając białą tkaninę. gwałtownie chłonęły jej łzy. Zuzanna wróciła do domu dopiero trzy miesiące po uroczystości. Wróciła bez męża, bez uśmiechu i bez zaufania do szczęścia.

— Mamo, mogę na trochę tutaj zamieszkać? — głosem, który zdradzał bezbronność, spytała Zuzienna, stojąc w progu z paroma walizkami.
Irena milczał, przytulając córę i pomagając zapakować rzeczy. Pytania mogły poczekać. Wiedziała – coś w życiu swojej jedynaczki załamał się niewrówno.

Zuzienna poszła do pracy, ale matka nie mogła się wyzwolnić od gorzkich wspomnień. Wszystko zaczynało się tak pięknie.

Zuzienna poznała Agatyja na świątecznej imprezie firmowej. Przyjaciółka zaprosiła ją, żeby dziewczyna nie świętowała w samotności. Opornie zgadzała się, ale to się ułożyło.

Wysoki brunet z ciemnymi oczami porwał ją od razu. Umarzał jej serce, dał kwiaty, organizował romantyczne spotkania. Przed tą falą Zuzienna nie wytrzymała. Po pół roku, podczas kolacji, Agatyj przelał się na jedno kolano, mając wszystkich obok.

— Zuzienniu, stajesz się moją żoną? — pytanie padło z czułością, a razem z nim skrzyneczka z pierścieniem.

Zuzienna uśmiechnęła się zmieszana. Nie spodziewała się ogiera, choć czasem sama marzyła. Przyjaciele zamarli, a ona wymruczała:
— Tak.

Rozpoczęły się przygotowania do ślubu. Agatyj rozpiął granice, iż musi być to wielkie widowisko.
— Koleżunko, ślub to tylko jeden raz w życiu! Chcę, żeby wszystko było bez zarzutu! — przekonywał.

Zuzienni bardziej komfortowało coś prostszego, ale ustąpiła. On wyznaczył luksusowy lokal, przywołał mnóstwo jego znajomych i kolegów z biura, których ona w ogóle nie znała.

Irena westchnęła, wspominając ich rozmowę w kuchni.
— Dzieniu, nie spieszysz się? Tu się znacie zaledwie od paru tygodni. — ostrożnie spytała.
— Mamusię, nie bój się! Wsiadam już na 28. Ile mam jeszcze czekać? A kolego Agatyj – taki piękny, cholera wie, szczerego męża lepiej nie znaleźć. — odparowała rozpromieniona Zuzienna.

A teraz spadła do domu z brudem oczu. Co się straciło?

Agatyj przeprowadzili się do jej jednopokojówki niedługo po ślubie. Uczył się, iż trzymanie apartamentu to strata pieniędzy, skoro dziewczyna ma już mieszkanie.
— Koleżunko, zaczynam oszczędzać na waszym nowym domu. Trochę czekać w kuchni i kupimy coś szerszego. — całował ją w płotek.

Zuzienna nie chciała zaczynać małżeństwa od bilansu finansowego, więc ustąpiła. Ale gwałtownie się dowiedziała, iż Agatyj stracił pracę już przed ślubem.
— Dlaczego milczałeś? — zdziwiła się, gdy opowiedział to komuś in jakoś.
— Nie chciałem, żebyś miała depresję przed uroczystością — wzruszył ramionami. — Szukam intensywnie nowego zajęcia, nie przejmuj się.

Lecz miesiące mijały, a on nie szarpnię zrobionego. Wstawał późno, siedział całe dnie za komputerem, żerując na aktualizacje CV. Wieczorem walczyc z kolegami. Zuzienni pracowała w księgowości, wychodziła wcześnie, wracała późnie. Praktycznie wszystko w domu wiózł na jej barku.
— Agatiu, może chcesz gdzieś w międzyczasie uczynić, aż zaczniesz poszukiwać rzeczywistego prace? — ostrożnie zaproponowała.
— Jak ty mówisz, abym wziął kisiory lub gnojów! Ja mam odkształcenie i doświadczenie, nie mogę w tą przepast.

Któregoś dnia Zuzienna przybyła wcześniej z pracy. Zobaczyła przez okno jego kreską w apartamencie. Wbiegła do mieszkania, usłyszała gwar głosów. Zawróciła kluczem i zamarł na progu. Smutek, puszyste butelki, zakusy na stole, basowe brzegi muzyki.
— Zuzienniu! Nas tu też trochę popilia z kompaną! — roześmiał się Agatyj, próbując ją objąć. Brzo wypadał alkohol. Zuzienna rozejrzała się po zaszturzonych rzeczach, brudnych naczyń i zredukoła się do łazienki, tam się załamała. Co jej się uśmiecha?

Na górę, gdy kompania rozeszła się, a Agatyj śpiął głęboko, Zuzienni zauważyła, iż z pudełka zniknęły jej złote naszywki – prezent od rodziców. Porwała go.
— Gdzie moje naszywki? — spytała ostro.
— Jakie naszywki? — zmrużył oczy.
— Złote, te, które były w pudełku.
— Ch, te… Wziąłem ich na moment. chciałem wepchnąć trochę z wiedzy do kolegi z jubilerstwa i od razu je wykupiłem.

— Sprzedałeś moje naszywki?! — wykrzyknęła.
— Nie sprzedałem, założyłem! — aż się zaniżował. — Musimy kopiować gotówki! Chciałem wszystko wypełnić.
— Gdzie te środki z naszywek? — nie ustępowała.

Agatyj wzruszył się.
— My z kolesiami trochę się popili w baru.

Zuzienna opadła na krzesło. JejAgatyj zużył ich domowe zasoby i sprzedał jej osobiste rzeczy, żeby wypić z kolegami. A ona kopiowała na nowy kanap.

Problemy zaczęły się kaleczyć jak zasłony. niedługo wyjawiały, iż Agatyj nosi kredyty, o których nie wspominał. Płacić musicie Zuzienni. Agatyj miał tysiące wymagania do osiopodawania bezrobotnictwa. choćby podpowiedział, iż brzyto da radę rozkręcić.
— Agatiu, już się nie da tak kontynuować, — stwierdziła kiedyś Zuzienna. — Możecie, iż musimy poważnie pomówić.
— O czym? — nie podnosił oczu z telefonem.
— O nas. Robię się od rana do wieczora, płacę za mieszkanie, kupuję zakupy, a ty… — zawahała się.
— Co ja? Dokończ, — jego głos przybrał groźne tonowanie.
— Nie robisz nic, żeby nasz dom ułożyć. — delikatnie dokończyła.

Agatyj wstał, odchylił komórkę.
— Skazujesz mnie na kromkę chleba? — za-wilanę. — Ja mam szanować się za złoty grosz? Obniżać się? A jeszcze tej nazwiska?

Po tej rozmowie relacje stawały się jeszcze bardziej. Zuzienni zaczęła robić dłuższą prace, żeby mniej dż Cafie. Często dopuszczała, iż popełniła błąd, zgodząc się na szybki małżeństwo.

Agatyj został nieprzyjemnym, bezwzględnym. Mogł przepuścić na żonę z powodu jakiejś małej błędziny. Raz wykorzystał, gdy nie kupiła jego ulubionego soku.
— Ty mnie kompletnie zaniedbała! Poprosiłem tylko sok, czemu muz być łatwe? — szedł po pokoju, wołąc do siebie od siebie.
— Przepraszam, iż byłam zmęczona po pracy — chłodno odparła, czując, jak ogarnia ją gardła. Nikt kiedyś nie widział takiego jej szefa.
— Z jednej kartki wszystko! — uderzył pięścią w stół, a Zuzienna zadrżała.

Telefon uratował sytuację – zadzwoniła jego kumpla, a jego gniew został odwrócony. Uśmiechnął się, wziął aparat i wybiegł na balkon.

Codziennie było gorzej. Zuzienni zaczęła zauważać, iż pieniądze lecą szybciej. Któregoś dnia sprawdziła kartę i stwierdziła, iż duża suma została wypłacona z klubu nocnego – w dniu, kiedy Agatyj miał nocować u kolegi.
— Dlaczego na mnie patrzysz? — wzbraniała się, gdy podsunęła mu faktury banku. — Czy ja mam się relaksować?
— Na jakie pieniądze? — cicho zapytała.
— To ma znaczenie? Mamy rodzinę, wszystko się dzieli! — bronił się.

Z czegoś w jej duszy coś się zawaliło. Zrozumiała, iż nigdy nie poznała prawdziwego Agatyja, tylko przedstawiał swój idealny portret. Ale rzeczywisty Agatyj – leniwy, bezmyślony i niedoszczery.

Ostatecznością stała się historia z matką. Irena miała przysłany córze pierścień z rubinem – bezcenną接力, które przekazuje się po linii kobiet w rodzinie. Zuzienna szanowała je w specjalnym pudełku. Któregoś dnia, goblinjąc na imprezę z wujkiem, postanowiła podnieść ten pierścień. Otworzyła skrzynkę – i wypadała brama.
Serce ustało. Nie mogło… Chwyciła się Agatyja.
— Agatiu, widziałeś matki pierścień?
Odwrócił wzrok i rzucił:
— Tyle trzeba było, żeby pożyczkę zająć. Kolega wzdychał, nie mogłem odmówić. Wykupię, obiecuję.

Zuzienna opadła na łóżko. Wszystko było jasne. Nie było żadnego kolegi, jak nie było kierunku, który Agatyj szukał. On użył jej, żył z jej pieniędzy, sprzedał jej rzeczy.

— Chcę rozwodu — powiedziała cicho.
Agatyj zmienił wyraz twarzy.
— Tysia nie możesz mnie tak zostawić! — zawołał. — Ja jestem twoim mężem! Obiecywaliśmy być razem w biedzie i w biedo!
— Biedy dało się rozetnąć — zaciekliła. — Biedności tak i nie doświadczyła.

— Tysia za to zapłacisz! — jego głos brzmiał z groźnym tonem.

Zuzienna się przestraszyła. W ten sam dzień, gdy Agatyj wyszlibył do kolegów, zabrała kilka rzeczy i pojechała do rodziców. Tam, w domu, wreszcie poderwała się, opowiadając matce o swoim krótkim małżeństwie.

— Pomyliłam się, mamo! Dlaczego nie słuchałam twojej rady, abym się nie spieszyła? — płakała.
Irena głaskała córę i szepcła:
— Wszystko się naprawi, córko. Znowu będziesz szczęśliwa, zobaczysz.

Po tygodniu, gdy Zuzienna nabrala odwagi, by wrócić do mieszkania po pozostatkach, czekał nią niespodzianka. Apartament był przewrócony. Zniknęła elektronika, ubitury, część ubrań. Agatyj wziął wszystko, co można było sprzedać, i zniknął.

Zuzienni osunęła się na podłogę. Chociaż raczyła się gorzko, ale nielicho. Jej małżeństwo całkowicie zasypał, jak i to mieszkanie.

Od tamtego czasu upłynął miesiąc. Zuzienna nadziała się na rozwod. Agatyj nie pojawił się na rozprawie. Mówiono od siebie, iż wyjechał do innej miasto. Zuzienni musiała zredukować kredyty, które Agatyj zdobędł już po ślubie, kopiując jej sygnaturę.

Irena po cichu włożyła suknię ślubną z powrotem do szafy. Może kiedyś Zuzanna znowu nadzie się bielą, gdy odnajdzie odpowiedniego człowieka. A to niech leży, jak przypomnienie, co nie warto powtarzać.

Wieczorem, gdy Zuzienna wróciła z pracy, matka przygotowała kawę i powiedziała:
— Wiesz, córko, ślub to tylko dzień. Szczęście buduje się przez lata, i z kimś, kto tego godzien.

Zuzienni uśmiechnęła się skromnie:
— Teraz to rozumiem, mamo. Lepiej być samej, niż z tym, który zawdzięcza twoje nieszczęście.

Codziennie Zuzienna odnosiła małe kroki ku nowemu życiu. Zaczęła dodatkową pracę, żeby szybciej wyraźnić długi. Podeszła do kursów podwyższenia kwalifikacji. W wolnych dniach sięgała po parkowie i spotykała się z przyjaciółkami, które przewidywała w czasie małżeństwa.

Jednego dnia, przeglądając zdjęcia, natrafiła na ślubne. Na jednym z nich uśmiechała się w białej sukni, z bukietem, a obok Agatyj też miał nienaturalny uśmiech. Jego był chwilą, gdy była jeszcze wierzyła w bajkę. Długo się namyślała, a potem delikatnie rozpluła zdjęcie palcami.

To był symboliczny krok. Rozpluwała nie zdjęcie, a swoje iluzje, iż szczęście nadchodzi gotowe, jak bułka u piekarza. Prawdziwe szczęście buduje się krok po kroku. A wszystko należy zacząć od siebie.

W ten wieczór Zuzienni usnęła raz z lekkim sercem. Nie wiedziała, co ją czeka, ale zdecydowanie stwierdziła: nigdy więcej nie będzie żyć cudzą ląską i wychodzić na wskór. Będzie jeszcze szansa, by stworzyć rodzinę – adekwatną, oporną i szczęśliwą.

Przynajmniej musi się nauczyć być szczęśliwą sama. Szczęście to nie pieczęć w paszporcie i nie biała sukienka. To stanie duszy, które nie wiąże się z małżeństwem. Toward to stan Zuzienna postanowiła iść małymi, ale pewnymi krokami.

Idź do oryginalnego materiału