Ślub, który nie nastąpi

newsempire24.com 9 godzin temu

– Kasiu, w końcu wychodzisz za mąż! – uśmiechnęła się rozpromieniona Barbara do córki. – Tak się cieszę, iż Wojtek ci się oświadczył! Wiesz, jacy teraz faceci są niepoważni? Wolą się bawić niż zakładać rodzinę. A Wojtek to zupełnie inna liga – trzymaj się go mocno.

– Mamo, no przecież ja też jestem partią – zażartowała Kasia, przekrzywiając głowę. – I ładna, i mądra, i zasługuję na księcia z bajki.

– Oj, księcia – parsknęła śmiechem Barbara. – Nie zapominaj, iż masz już 35 lat, to niejako twój ostatni dzwonek.

Słowo “ostatni dzwonek” zabolało, ale Kasia nie protestowała. Wiedziała, jak matka martwiła się o jej samotność. Czas płynął, a kolejki adoratorów jakoś nie ustawiały się pod drzwiami. Barbara bała się, iż Kasia zostanie starą panną i nigdy nie da jej wnuków.

Ślub miał się odbyć za dwa tygodnie. Wszystko było już załatwione: bankiet w najlepszej restauracji w Poznaniu, goście zaproszeni, suknia wybrana. No, prawie wybrana – Kasia wciąż się wahała i miała iść na przymiarkę.

Wtem rozległ się dzwonek do drzwi. – Wojtek przyszedł! – wykrzyknęła Barbara, pędząc do przedpokoju.

– Dzień dobry, pani Barbaro! Witaj, Kasiu! – Wojtek stał w progu z kwiatami i czekoladkami. – Jak zawsze, nie z pustymi rękoma. Dla pani – praliny, dla Kasi – róże.

– Oj, nie trzeba było – rozpromieniła się Barbara. – Wciąż nie mogę uwierzyć, iż moja córka znalazła takiego wspaniałego mężczyznę! Wydaje mi się, iż nie masz żadnych wad! Kasia czeka w swoim pokoju.

Kasia znała Wojtka zaledwie pół roku. Samą ją dziwiło, dlaczego zwrócił na nią uwagę – on, dyrektor w urzędzie miasta, a ona zwykła nauczycielka muzyki. Już na pierwszej randce dał jasno do zrozumienia, iż szuka żony, nie przygody.

Był solidny, stateczny i, jak mawiała Barbara, “prawdziwy mąż”. Miał tylko pięć lat więcej, ale czasem Kasia miała ochotę zwracać się do niego “panie Wojciechu”.

– Kasia, tulipany dla ciebie. Widzisz, zawsze o tobie pamiętam – powiedział Wojtek z nutą pobłażliwości. – Sprawdzałaś, czy wszystko gotowe na ślub?

– Dzięki za kwiaty. Z organizacją chyba dobrze. Tylko muszę zdecydować się na suknię i kupić buty.

– Pamiętaj, w dniu ślubu musisz wyglądać perfekcyjnie i zaimponować mojej rodzinie – odparł stanowczo. – Nie oszczędzaj, kup, co potrzebujesz.

Wyjął z portfela plik banknotów i położył na komodzie:

– Masz, na wydatki. Aha, w przyszłym tygodniu wpadnij do mojej mamy. Da ci przepisy na moje ulubione dania. Nie chcę, żeby nasze małżeństwo zaczynało się od kłótni, więc proszę, weź od niej parę lekcji gospodarowania.

– Wojtek, pamiętasz, iż mam 35 lat? – odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem. – Zwykle kobiety w tym wieku umieją już gotować. Poza tym, teraz powinniśmy myśleć o romansie, nie o garnkach.

– Nie, Kasiu, moja mama ma wzorowy dom i gotuje jak szefowa kuchni. Byłoby niezręcznie, gdyby po ślubie przyszła i zaczęła cię poprawiać.

Kasia obiecała, iż zajrzy, a Wojtek, tłumacząc się pracą, wyszedł. Zrobiło jej się smutno. Marzyła o luzie, romansie, czułych słowach. A Wojtek był zimny, oschły i powściągliwy.

Nazajutrz Kasia poszła na przymiarkę. Przymierzyła pierwszą lepszą suknię i się zgodziła. Nie miała na to ochoty.

“Wszystko w porządku” – powtarzała w myślach. “Wychodzę za porządnego, zamożnego faceta. Wielkie by mi zazdrościły. Mama szczęśliwa. Czego mi więcej trzeba?”

Zmęczona powlokła się na przystanek, choć wczoraj planowała zakupy. Nagle usłyszała za sobą:

– Kasia? To ty? No nie wierzę! Pamiętasz mnie?

Oczywiście pamiętała. To był Marek, jej pierwsza miłość. Kiedyś zostawił ją dla innej, teraz patrzył na nią, jakby nigdy nic.

– Cześć, Marek – odparła, starając się zachować spokój. – Nie spodziewałam się cię tu spotkać. Co u ciebie?

– Spoko, mam biuro niedaleko. W pracy git, ale po rozwodzie życie towarzyskie mi siadło. A ty? Wyszłaś za mąż?

– Nie… ale jest ktoś – skłamała o ślubie, rumieniąc się. – Choć nie wiem, czy to przetrwa…

– Rozumiem – pokiwał głową. – Spieszysz się? Może na kawę? Właśnie szedłem coś zjeść.

Kasia się zgodziła. Czuła, iż to głupie, ale nie potrafiła się oprzeć. W głowie wirowały wspomnienia – ich długie rozmowy, śmiech, ta lekkość, której teraz brakowało.

Nie mogła oderwać wzroku od Marka. Wysoki, przystojny, z hipnotyzującymi brązowymi oczami – tak różny od pulchnego, szarego Wojtka.

Godzinę spędzili w kawiarni. Na pożegnanie Marek powiedział:

– Zadzwonię. To nie tak, po prostu miło cię było zobaczyć. Podaj numer, żebyśmy się nie zgubili.

Kasia była pewna, iż to znak. Nie przypadkiem spotkali się w dniu przymiarki.

W domu czekała Barbara:

– No i co, wybrałaś suknię? Pokaż!

– Mamo, ślubu nie będzie – odpowiedziała lodowato, idąc do pokoju.

Barbara omal nie zemdlała.

– Co się stało?! Pokłóciliście się? To on zerwał?! Mów wreszcie!

– Nie chcę ślubu, sukni, ani Wojtka. Myślisz, iż mnie kocha? Szuka wygodnej żony, trochę lepszej od sprzątaczki.

– Kasia, ty chyba zwariowałaś! To szczęście, iż taki człowiek cię chce! Będziesz miała stabilne życie, czego ci brakuje?!

Kasia usiadła na kanapie i cicho, ale z drżeniem w głosie oznajmiła:

– Spotkałam Marka.

– Tego, który cię rzucił?! Więc to przez niego zrywasz zaręczyny? Kasia, nie rujnuj sobie życia!

Ale Kasia już podjęła decyzję. Żadna siła nie zmusiłaby jej do małżeństwa z Wojtkiem.

Barbara nie tracąc czasu, zadzwoniła do narzeczonego. Może przekona Kasię?

Lecz Wojtek wpadł w furię:

– Gratuluję wychowania córki!Barbara wyciągnęła telefon, by zadzwonić po Marka i dać mu porządną burę, ale w ostatniej chwili zawahała się – może to naprawdę był znak, iż Kasia zasługuje na coś więcej niż tylko wygodne małżeństwo.

Idź do oryginalnego materiału