Długie weekendy często spędzamy u naszych południowych, słowackich sąsiadów. Mając do dyspozycji 4-5 dni zwykle nie opłaca nam się jechać nigdzie dalej. A na Słowacji czeka mnóstwo, wspaniałych terenów, które o każdej porze roku gwarantują moc wrażeń. W długi, sierpniowy weekend również postanowiliśmy się tam wybrać. Cel – Słowackie Tatry Zachodnie. Czy był to dobry wybór? Cóż, przekonajcie się sami.
Słowackie Tatry Zachodnie na długi weekend – nasz plan
Generalnie nasz plan na pobyt w Słowackich Tatrach Zachodnich był dość prosty – odciąć się od tłumów, zaliczyć widokowe trekkingi i po prostu miło spędzić czas. Kiedy zaczęliśmy szukać noclegów, to okazało się, iż wybór nie był jakiś szalony. Bo powiedzmy sobie szczerze, ten temat zostawiliśmy na ostatnią chwilę, gdyż chcieliśmy mieć pewność, iż pogoda będzie sprzyjająca. Przekopując się przez nieliczne oferty na Bookingu trafiliśmy w końcu na pewne wyjątkowe miejsce. Penzión pod Barancom (link afiliacyjny), bo o nim mowa, położony jest tuż przy Tatrzańskiej Magistrali, u podnóża szczytu Baranec. Długo się więc nie wahaliśmy i dokonaliśmy rezerwacji. I był to strzał w dziesiątkę. Pensjonat znajduje się za płatnym wjazdem na teren parku narodowego (ale pobrany na bramce żeton zeruje się w recepcji, więc nie ponosi się dodatkowych kosztów). Aby do niego dojechać trzeba pokonać kawałek wąskiej, nieco dziurawej drogi. A po dotarciu na miejsce odsłania się wspaniała panorama Tatr Niżnych i Liptova. Warunki świetne. Jest gdzie usiąść na zewnątrz, nieopodal działa mały bar, w którym można zaopatrzyć się w słowackie piwko. Sielanka.
Słowackie Tatry Zachodnie – nasze wycieczki
Generalnie w Tatrach Zachodnich mieliśmy zaplanowane trzy wycieczki. Pierwszą, w drodze do Liptova. Drugą bezpośrednio z pensjonatu, a trzecią zanim wrócimy do Polski. Pomiędzy nimi wyskoczyliśmy na chwilę do Rużomberka, gdzie Marek śmigał w bike parku, a ja wybrałam się na wycieczkę biegową. Nie będziemy jednak tego dnia opisywać, bo w sumie dość mocno pokrywa się z artykułem z 2022 roku. Dlatego skupmy się na słowackich Tatrach Zachodnich podczas długiego, sierpniowego weekendu.
Z Rohackiej doliny na Salatin
Do Słowacji dotarliśmy dość późno. Dopiero po godzinie 12 znaleźliśmy się w Rohackiej dolinie. Nie mieliśmy więc żadnych, ambitnych planów. Uznaliśmy jednak, iż trekking na Salatin będzie najlepszym, możliwym wyborem. Zostawiamy więc auto na zatłoczonym parkingu i ruszamy niebieskim szlakiem na Predni Salatin. Jest bardzo gorąco i duszno, na szczęście ciut wyżej zaczyna się jakiś ruch powietrza i można nieco odetchnąć. Następnie grzbietem maszerujemy ku Brestovej. Przy skrzyżowaniu z zielonym szlakiem zaczyna się nieco większy ruch. Bowiem tu docierają ci turyści, którzy skorzystali z wyciągu krzesełkowego. My wierzchołek Brestovej omijamy i czerwonym szlakiem kierujemy się ku Salatinowi. Szlak nie jest tu zbyt przyjemny, głównie za sprawą luźnych kamieni i sporej ekspozycji. I choć wcześniej mijaliśmy się ze sporą ilością innych turystów, to na Salatinie jesteśmy… sami. Spędzamy tam dłuższą chwilę, by niedługo wyruszyć w drogę powrotną. W jej trakcie wchodzimy na Brestovą, a do auta ostatecznie schodzimy zielonym szlakiem przechodzącym obok górnej stacji wyciągu krzesełkowego. Generalnie dzięki temu, iż zaczęliśmy wędrówkę stosunkowo późno, to minęliśmy się z największymi tłumami. W efekcie mieliśmy słowackie Tatry Zachodnie niemal tylko dla siebie.
Baranec – Rohacz Płaczliwy – Banikov – Schronisko Żarskie
Plan na drugi dzień w słowackich Tatrach Zachodnich był prosty. Ruszyć na szlak bezpośrednio z pensjonatu i zrobić jakąś przyjemną pętlę. Postanowiliśmy w pierwszej kolejności wejść na Baranec, na którym byliśmy z Gumisiem w październiku 2022 roku. Tym razem jednak obraliśmy niebieski szlak, który w okolicach Gołego Wierchu spotyka się z żółtym szlakiem. Choć wyruszamy na trasę dość wcześnie, to temperatura już na starcie jest wysoka. Jednak tempo mamy dobre i całkiem gwałtownie pokonujemy kolejne metry, podziwiając coraz szerszą panoramę regionu Liptov.
Grań Rohaczy
Na Barancu spotykamy trochę turystów, ale nie ma wielkich tłumów. Za to… atakują nas wściekłe hordy latających mrówek. gwałtownie więc stamtąd uciekamy i znaną nam z października granią idziemy ku przełęczy Żarskiej. Tam kolejny, krótki odpoczynek, po którym ruszamy stromym podejściem na Rohacz Płaczliwy. Żar leje się z nieba i choćby przebywanie na wysokości ponad 2000 m n.p.m. w niczym nie pomaga.
Po dotarciu na szczyt zaczynamy naszą przygodę z jednym z ciekawszych fragmentów Grani Rohaczy (zwanej też Orlą Percią Tatr Zachodnich). To dość eksponowana grań, zabezpieczona na co bardziej newralgicznych odcinkach stalowymi linami lub łańcuchami. Jednak, jak to w Tatrach bywa, zabezpieczenia te często bardziej przeszkadzają niż pomagają. Choć maszerujemy tamtędy w długi weekend, to od Trzech Kopców do Banikova tak naprawdę może z dwa razy musimy poczekać w kolejce do pokonania odcinka z łańcuchami. Najbardziej eksponowane miejsce na trasie znajduje się tuż przed samym Banikovem. Ale i tak oboje uznajemy, iż cała trasa była przede wszystkim ciekawa, a osoby mające obycie z poruszaniem się w skałach, spokojnie tam sobie poradzą. Natomiast na pewno nie chcielibyśmy robić Grani Rohaczy po opadzie deszczu lub pierwszego śniegu.
Droga powrotna
Na Banikovie odpoczywamy dłuższą chwilę. Wysoka temperatura oraz pokonany dystans powoli daje się nam we znaki. Przed nami jednak już… głównie droga w dół. Najpierw schodzimy malowniczym, widokowym grzbietem na przełęcz Jałowiecką. Z niej natomiast musimy zejść do Żarskiej Chaty. Tu trzeba przyznać, iż szlak jest dość żmudny i troszkę nam się dłuży. Ale za to Szarafiowa Siklawa na tyle nas zachwyca, iż nieco podnosi nasze morale. W schronisku zatrzymujemy się na obiad. Posiłek może nie jest wybitny, ale jesteśmy na tyle głodni, iż zbytnio nie narzekamy. A w perspektywie mamy jeszcze dojście do pensjonatu. Decydujemy się na spacer asfaltową szosą. Niebieski szlak biegnący wzdłuż Żarskiej Doliny nie jest najbardziej przelotowy (dodatkowo po tym, jak zeszły tamtędy lawiny, jego fragmenty są wyłączone z ruchu) i drogą idzie się zdecydowanie szybciej. Przy parkingu skręcamy ku pensjonatowi i w zapadającym zmierzchu docieramy na miejsce. Jesteśmy zmęczeni, ale musimy przyznać, iż był to wielce udany dzień!
Bela skala i Sivy vrh
Nasza ostatnia wycieczka w słowackich Tatrach Zachodnich miała być krótka, lekka i niezbyt wymagająca. Przeglądając mapy w poszukiwaniu miejsc, gdzie jeszcze nas nie było, trafiliśmy na szlak przez Belą skalę i Sivy vrh. Zdjęcia pięknych formacji skalnych oraz całkiem rozległych widoków skutecznie nas zachęciły. Dodatkowo tam i z powrotem cała trasa miała jakieś 9 km długości, więc wpisywała się w nasze założenia.
Trekking na Sivy vrh
Auto zostawiamy przy głównej szosie nr 584 łączącej Zuberec z Liptovską Sielnicą. Wchodzimy na czerwony szlak, który początkowo jest dość żmudny. Wiedzie wzdłuż szutrowej drogi, dość stromo do góry. Następnie wkraczamy do lasu, gdzie nachylenie stoku również można poczuć w nogach. Po chwili jednak docieramy do pierwszej formacji skalnej. Biela Skala oferuje widoki, ale postanawiamy się o tym przekonać w drodze powrotnej. Idziemy więc dalej do pierwszego z punktów widokowych. Możemy podziwiać niższe, zalesione wzgórza i Niżne Tatry na horyzoncie.
Kiedy w końcu całkiem opuszczamy las i wchodzimy pomiędzy skały, zaczyna się zabawa. Przydają się umiejętności wspinaczkowe, są też sekcje zabezpieczone łańcuchami. W dwóch miejscach musimy poczekać, aż schodzące osoby zwolnią nam szlak. Mamy dużo radochy z pokonywania kolejnych metrów, bo teren jest szalenie różnorodny. Docieramy w końcu na Sivy vrh, który oferuje piękną panoramę Tatr Zachodnich.
Do samochodu wracamy tą samą drogą. Początkowo choćby kombinowaliśmy, żeby zrobić pętlę, jednak nie mając do dyspozycji całego dnia, nie miało to sensu. Znów mamy sporo radochy podczas wędrówki wśród formacji skalnych. Na szczęście na zejściu mijamy mniej turystów, więc i tempo marszu mamy szybsze. Tym razem jednak zachodzimy na wierzchołek Białej skały. Szybki rzut oka na rozciągające się z niej widoki i zanurzamy się w las, by po jakiś 40 min znów być przy aucie.
Musimy przyznać, iż szlak ten był największym zaskoczeniem naszego pobytu w Tatrach Zachodnich. Panował tu zupełnie inny klimat, niż w wyższej części tego pasma. Duża różnorodność terenu w połączeniu z pięknymi widokami stanowiły przepis na idealną wycieczkę.
Słowackie Tatry Zachodnie na długi weekend to…
…idealny wybór, jeżeli chcecie uciec przed tłumami, jakie w długi weekend zalewają polską część tych gór. Oczywiście musicie się liczyć z tym, iż szlaki nie będą w 100% puste. Natomiast panujący na nich ruch nie będzie Wam przeszkadzać w kontemplowaniu piękna tatrzańskich krajobrazów. Pamiętajcie jednak, iż jeżeli zaplanujecie wypad podczas jakiegoś długiego weekendu przypadającego między 1 listopada a 15 czerwca, wtedy zdecydowana większość szlaków w Tatrach Słowackich, zarówno Zachodnich, jak i Wysokich będzie zamknięta! Do Waszej dyspozycji będą trasy wiodące do schronisk oraz te położona niżej, np. w wybranych dolinach (na mapy.cz w tych miesiącach będziecie mieli zaznaczone, które trasy są otwarte, a które nie). Słowacy od lat zamykają szlaki na okres zimy i wiosny, by w ten sposób chronić cenny, tatrzański ekosystem. Nie zmienia to faktu, iż Tatry Zachodnie cieszą się mniejszą popularnością. Stąd choćby w szczycie letniego sezonu zastaniecie tam mniej turystów, niż w okolicach Popradskiego Plesa czy Hrebenioka.