Pamiętam, gdy pewnego razu w radiu postanowiłem słownie wyrazić doświadczenie, jakie przynosi smakowanie pańskiej skórki. Zrobiłem to dla słuchaczy, którzy nigdy jej nie próbowali, wszak jest to przysmak lokalny, warszawski. Ku mojemu zaskoczeniu, wiele osób nie miało z nią styczności. Cel został osiągnięty – przyszły wiadomości rozentuzjazmowane oraz porównujące moje słowa do taniego erotyku. Tak, pańska skórka to ekstaza dla podniebienia.
Pańska skórka tylko dla cierpliwych
Początek tej przygody zaczyna się od namierzenia odpowiedniego straganu na cmentarnym bazarze. Miłośnik pańskiej skórki bez trudu wyłapie pudełko tych łakoci w pstrokatym nieraz otoczeniu i po jednym dosłownie rzucie oka odnajdzie adekwatnego handlarza. Dodajmy, iż głód pańskiej skórki narastał przez cały rok, a więc potrzeba ponownego skosztowania pobudza zmysły i wyostrza wzrok.
Teraz trzeba wybrać odpowiednie sztuki. Wszystkie w pudełku są w tej samej cenie, ale poszczególne kawałki znacznie różnią się wielkością i kształtem. Prawdziwy koneser sam wyłowi interesujące go zawiniątka.
I tu zaczyna się rytuał. Po całym roku czekania ponownie możemy złapać opuszkami palców półprzezroczystą bibułę, by powoli i z oddaniem zacząć rozbierać pierwszy łakoć. Każda pańska skórka ma nieco inny kształt i kolor, ale zawsze jest to finezyjna gra różu i bieli, które we wzajemnym tańcu układają na powierzchni słodyczy oryginalny wzór. Pomijam te new-age’owe smaki typu kiwi, albo smerfowe. Koneser ominie je szerokim łukiem.
Konia z rzędem temu, kto byłby w stanie pańską skórkę ugryźć. Niektóre sztuki są tak twarde, iż zęby można potracić. Lepiej więc w całości umieścić słodycz na języku i dać czas, by twarda masa z czasem zaczęła mięknąć. Memłając lekko językiem – pańską skórkę uplastyczniamy, zachowując przy tym cmentarną ciszę i powagę, wszak buzię mamy pełną.
Ten smak
Smak pańskiej skórki jest nie do porównania z żadną inną słodyczą dostępną na rynku. Z pierwszą chwilą, gdy masa zaczyna rozpuszczać się na języku, na kubkach smakowych rozbrzmiewa cudowny koncert aromatów – różanego i waniliowego. A wraz z nimi – wspomnienie chwil, gdy jako dziecko skosztowaliśmy słodyczy po raz pierwszy w okolicach bramy cmentarnej.
Ten smak, ta delikatna faktura uplastycznionej już, miękkiej masy ma w sobie jakąś frywolność i radość, która dziwnie kontrastuje z powagą i zadumą Wszystkich Świętych. To doświadczenie zawsze przynosiło beztroskę, pozwalało odnaleźć swój wesoły, słodki, wewnętrzny świat, gdy wokół panował ponury, cmentarny nastrój. Co więcej – dorosły też dostanie dyspensę. Niczym dziecko może spacerować alejkami cmentarnymi żując w ustach coroczny przysmak i nikt na niego krzywo nie spojrzy.
W poszukiwaniu straconego czasu
Najbardziej znana powieść francuskiego pisarza Marcela Prousta zawiera istotny dla literatury światowej fragment o magdalence. To było ciastko, za sprawą którego narrator się wzrusza i zaczyna wspominać dawną przeszłość, a zwłaszcza kojarzącą mu się z ciastkiem ciotkę Leonię. Taką właśnie magdalenką jest dla wielu mieszkańców Warszawy i Mazowsza pańska skórka. Wyjątkowy, bo pojawiający się raz do roku, przysmak tajemniczego pochodzenia.
Nikt do końca nie wie, kto produkuje i dystrybuuje pańską skórkę po cmentarzach Warszawy na Wszystkich Świętych. Jest okryta jest tajemnicą, niczym półprzezroczystą bibułą, w którą zawija się przysmak. Ponoć jej historia sięga XIX wieku, ponoć nazwa pochodzi od delikatnej, panieńskie skórki, ponoć od pokoleń wytwarza ją jedna rodzina, ponoć przepis jest wart fortunę…
Dzięki tej aurze domysłów i legend pańska skórka zyskuje dodatkowy walor, a wyjątkowości w smakowaniu dodaje fakt, iż tej rozkoszy możemy oddać się tylko na początku listopada. Pańska skórka uczy cierpliwości, pańska skórka uczy cieszenia się chwilą, pańska skórka uczy umiaru, bo to tylko raz w roku.