Maciej padł gwałtownie w objęcia marzeń sennych po przejechaniu ponad 236 kilometrów z Płocka, mi wyszło o sto mniej. Obudziłem się trochę wcześniej, ogarnąłem "fejsa" i poszliśmy na śniadanie. Maciej zauważył, iż wczorajszy dzień miał być słoneczny a okazał się pochmurny. Postanowił dzisiaj nie smarować się kremem przeciwsłonecznym, poszedłem w jego ślady. Około 8.30 siedzieliśmy już na rowerach aby ruszyć przed siebie. Obraliśmy kierunek południowy, zza chmur wyszło nieśmiało słońce - ja już wiedziałem, iż będzie "lampa".
W miejscowości Grodzisko Maciej poszedł do miejscowego księdza po pieczątkę do książeczki PTTK - wtem wychodzi z jakimś mężczyzną ubranym w strój robotnika. Pomyślałem, iż ksiedza nie ma i nic nie załatwił w swojej sprawie. Okazało się jednak, iż to ksiądz , który właśnie szedł pracować wraz z parafianami nad budową kapliczki.
Lampa przez cały czas świeciła, my zdjęliśmy kurtki i już od tej pory zaczęliśmy się smażyć w promieniach słonecznych. Wjechaliśmy na drogę 908 w kierunku Tarnowskich Gór. Zaczęły się pokazywać pierwsze fałdki terenu, które stopniowo się podnosiły. W miejscowości Wręczyca Wielka Maciej pojechał do kolejnego kościoła po pieczątkę a ja wszedłem do sklepu zakupić pierwszą 1,5 litrową wodę w tym dniu. Czekając na współtowarzysza podróży zauważyłem siedzących w grupie paru starszych mężczyzn, tak w wieku około siedemdziesiąt - osiemdziesiąt lat. Panowie zainteresowali się skąd jadę i dokąd na tym kole. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, iż z Łodzi i przed siebie na południe. Jeden ze starszych panów zapytał się czy wiem jak za okupacji nazywała się Łódź. Oczywiście Litzmanstad - odparłem. Skinął głową na znak uznania i rzekł - znasz synek historię swego miasta, to się chwali. Po czym zamieniliśmy jeszcze kilka słów na temat trasy i życząc mi szerokiej drogi udałem się z Maciejem w dalszą wędrówkę.
Dojechaliśmy do miejscowości Konopiska, gdzie znajduje się parafia pw św. Walentego. Wykorzystując chwilę odpoczynku udaliśmy się do pobliskiej cukierni "Marysieńka" na małe co nieco.
Kolejne kilometry powiodły nas przez takie miejscowości jak: Rększowice, Hutki, Kamienica, Lubsza, Sośnica, Miasteczko Śląskie w którym warto zobaczyć drewniany kościół ekumeniczny z 1666 roku. Świątynia znajduje się na szlaku architektury drewnianej województwa śląskiego.
Z Miasteczka Śląskiego udaliśmy się przez Tarnowskie Góry do Nakła Śląskiego gdzie w pałacu rodziny Henckel von Donnersmarck mieści się w tej chwili Centrum Kultury Śląskiej. W Pałacu można zakupić kolekcjonerskie drewniane znaczki turystyczne, które od niedawna zacząłem zbierać. Więcej o znaczkach turystycznych możecie poczytać na stronie internetowej www.znaczki-turystyczne.pl. Do kolekcjonowania znaczków turystycznych namówił mnie Maciej.
Z Nakła śl. udaliśmy się w kierunku Piekar śl. gdzie znajduje się Bazylika pw NMP i centrum pielgrzymkowe. Zanim tam dojechaliśmy zatrzymaliśmy się przed sklepem gdzie na drzwiach była przyklejona kartka z napisem "Polecamy krupnioki, żymloki i swojska kiełbasa w każdą środę i piątek". Co to jest "swojska kiełbasa" to nie musiałem się domyślać ale co to są te "krupnioki i żymloki" - nie wiedziałem. Maciej podpowiedział mi, iż "krupniok" to po śląsku kaszanka ale co to są "żymloki" - sam nie wiedział. Więc wchodzimy do sklepu, a ja od razu do pani zza lady "co to są żymloki" - kobieta spojrzała na mnie zaskoczona - ale grzecznie odparła - a Ty synek chyba nie ze Śląska jesteś? Po wytłumaczeniu skąd jedziemy i dokąd Pani powiedziła, iż żymloki już dzisiaj wyszły ale ma swoje pod ladą i z chęcią nas poczęstuje. Tak więc udało mi się popróbować śląskiego specjału. "Żymloki" to wędlina podobna do kaszanki ale zamiast kaszy ma w środku podroby zmieszane z bułką. Przyprawione dość pikantnie, co mi się od razu spodobało i posmakowało!
Po skosztowaniu śląskich wędlin jedziemy dalej przez w/w Piekary a następnie wjeżdżamy do Bytomia, Chorzowa i w końcu do Katowic, gdzie pędzę odebrać klucz do kwatery w umówionym miejscu. Bardzo "szwarna dzioucha" z tej mojej koleżanki, która jest bardzo skromną dziewczyną i prawdopodobnie nie chciałaby aby o niej pisać. Jednakże należą się Jej wielkie podziękowania za użyczenie mieszkania dla dwóch rowerowych turystów, którzy przemierzają śląską ziemię na kole ;) Dziękujemy!
Po dość szybkim dojechaniu do Katowic i załatwieniu formalności udajemy się na krótkie zwiedzanie. Tak więc podjechaliśmy do Polskiego Radia Katowice, gdzie na profilu strony FB w filmie wspominam z czym kojarzy mi się lokalna rozgłośnia radiowa. Słynny katowicki Spodek także stał się obiektem do uwiecznienia na fotografiach, które prezentuję m.in. na Instagramie - #cykloturysta. Nowoczesne Muzeum Śląskie zachwyciło nasze oczy ciekawie połączonym nowoczesnym designem ze starą architekturą. Szyb "Warszawa" na tle zachodzącego słońca w6gląda wspaniale!
Dzień zaczął chylić się ku końcowi. Zjedliśmy wspólną kolację w restauracji i udaliśmy się na spoczynek po 115 km podróży.
P.S. za wszelkie literówki i niedociągnięcia językowe z góry przepraszam - nie jestem filologiem a pisanie po całodziennym kręceniu kilometrów także nie pomagają w nocnym pisaniu.
Dobranoc.