Skrzypce i klimatyści

adamaswtrasie.blogspot.com 1 tydzień temu

Leżące nad Padem lombardzkie miasto Cremona od ponad 700 lat znane jest ze swojej campanili – czyli dzwonnicy. Ta trzecia pod względem wysokości (ponad 100 metrów) tego typu konstrukcja na Świecie trafiła choćby do łacińskiego porzekadła:
Un porto in Ancona
Una torre in Cremona
Un Papa in Roma.

Czyli jeden jest port w Ankonie, jedna wieża w Cremonie i jeden rzymski papież (kiedy rymowanka ta dotarła do Czech, ci dodali jeszcze wers, iż jedno piwo jest w Rakovniku) – jako krótki opis cudownych skarbów Italii. W Ankonie nie byłem, biskupa Rzymu – jednego z trzech EDIT: czterech urzędujących póki co za mojego życia – widziałem kilka razy, przyszedł czas na kremońską wieżę.

Torrazzo w Cremonie

Nie da się ukryć – jest rzeczywiście imponująca, podobnie jak i przylegająca do niej olbrzymia katedra, baptysterium czy nieodległe ceglane budowle ratusza. Ot, taka starówka niewielkiego w sumie, bo 60-tysięcznego miasta. Ok, u nas przed reformą administracyjną mniejsze miasteczka były siedzibami województw, fakt.

Olbrzymi gmach urzędu wojewódzkiego w niewielkim dziś mieście powiatowym w Polsce
W żadnym z nich natomiast nie tworzyli tak znani lutnicy jak w Cremonie. Żeby bowiem pozostać w zgodzie z tytułem wpisu trzeba powiedzieć, iż miasto przez kilkaset lat było centrum produkcji skrzypiec (zresztą do dziś się je tu wytwarza). Ulicami Cremony przechadzał się też najwybitniejszy z twórców tego instrumentu (oraz jego wirtuoz) Antonio Stradivari. Stradivarius, znaczy się.
Ulice Cremony

Do dziś znawcy rozpływają się nad idealnym brzmieniem instrumentów pochodzących z jego pracowni (podkreślam, iż znawcy – Górale rzępolący swoją kocią muzykę absolutnie nie potrzebują tak cudownych i drogich tworów, wystarczą bele jakie śksypki, i już się można bawić). Idealne proporcje pudła rezonansowego, charakterystyczny lakier, którego skład od tych kilkuset lat usiłuje się odtworzyć – współcześni lutnicy zrobiliby wszystko, by we własnych instrumentach odtworzyć brzmienie stradivariusów. Niestety, trzeba ich rozczarować. Nigdy się nie uda.
Dzięki zmianom klimatu. Kluczowym bowiem elementem brzmienia skrzypiec (no, jednym z kluczowych) jest wykorzystywane do ich produkcji drewno (drewno drewnu też nierówne, wie o tym ludowy rzeźbiarz, i wytwórca długich łuków). Stadivari na swoje instrumenty nabywał drzewa rosnące w Alpach. Dzisiaj oczywiście też jest to możliwe, czemu nie.

Alpejski lodowiec Bernina w fazie regresji od połowy XIX wieku
Sęk – nomen omen – w tym, że dawne drzewa rosły w innych, trudniejszych warunkach, tak zwanej Małej Epoki Lodowcowej (klimatycznie okres ten rozpoczął się w połowie XVI wieku, ale już wcześniej lodowce – w tym alpejskie – poczęły się gwałtownie rozrastać). W trudnym górskim klimacie przyrosty roczne pnia miały całkiem inną szerokość i – co ważniejsze – strukturę. W ciągu roku zmienia się bowiem wielkość naczyń (komórki służące do transportu wody w roślinie, w dużym skrócie tworzą drewno) oraz grubość ich ścian. Zmiana proporcji jasnego drewna wiosennego z dużymi naczyniami i ciemnego drewna letniego sprawiała, iż w materiale inaczej rozchodziły się fale dźwiękowe – czyli pudło rezonansowe skrzypiec dawało nieco inny odgłos (powtarzam: rozróżniają to tylko eksperci i zawodowi muzycy, większości ludzkości to nie stanowi).
Wykonany dawno temu przez Autora rysunek, pamięć podpowiada, iż prawdopodobnie korzenia lilii wodnej
Widać zróżnicowanie średnicy naczyń

Tak oto zmiany klimatyczne – rzecz jak najbardziej naturalna – mogą wpływać na każdy niemal aspekt naszego życia. Przypomnę tylko, iż za Małą Epokę Lodowcową, jak i za wcześniejsze Średniowieczne Optimum Klimatyczne, odpowiadały zmiany aktywności Słońca. To tak na wypadek, gdyby ktoś przypisywał Ludzkości zbyt wielką moc sprawczą.

Katedra i baptysterium

I tym akcentem powinienem skończyć wpis, ale byłby wtedy za krótki, więc jeszcze ciekawostka dotycząca Cremony, miasta, jak wspominałem, mającego trochę ponad 60 tysięcy mieszkańców. Oto – rzecz nie do pomyślenia w Polsce – w nocy nie da się znaleźć taksówki. Włosi po prostu w nocy pracować nie będą, i tyle. Generalnie rozumiem tą postawę, ale – akurat byłem w Cremonie z grupą turystyczną – jedna z moich podopiecznych oglądając wspaniałości kremońskkiej starówki potknęła się na nierównych tamtejszych chodnikach i złamała nogę. Do szpitala dostać się nie było problemem, karetka zawiozła. Potem trzeba było swoje odczekać (może nie tak długo jak u nas, ale kilka godzin zeszło) i zrobiło się późno. A do hotelu te kilka kilometrów iść trudno. Cóż. Miejscowi, całkiem pomocni, poczęli szukać taksówek. Ale z góry poinformowali, iż przecież nocą nikt pracować nie będzie. Karetka nas nie odwiezie. W końcu pojawili się ochroniarze – a pani ze szpitalnej recepcji we wspaniały sposób zaczęła z nimi flirtować (mieszkanki Cremony uznawane są za, hm, najpełniej obdarzone przez naturę we Włoszech). Sam uśmiech i mruganie oczami pewnie by nie pomogło, gdyby nie to, że jeden z panów ochroniarzy zmierzył mnie wzrokiem i stwierdził, że jak nie mam pieniędzy na taksówkę, to sobie powinienem piechotą iść. I chyba mu się zrobiło głupio, kiedy panie w recepcji wyjaśniły, iż jednak nie jestem kloszardem, tylko zwyczajnie o tej porze nie ma taksówek. Do tego okazało się, iż miał okazję widzieć i cenił naszego Jana Pawła II (ja niestety widziałem tylko papę Franciszka, daj mu Boże zdrowie EDIT: światłość wiekuistą, a nam mądre konklawe), więc łamiąc nieco przepisy zgodził się nas podwieźć do hotelu (więcej szczegółów nie zdradzę, wszak rzecz odbyła się w wielkiej tajemnicy i konspiracji).
Nie był to pierwszy raz, gdy Jan Paweł II pomógł mi w podróży, zresztą pisałem kiedyś o tym. Wychodzi, iż dla mnie to patron podróżowania. A do Cremony warto zajrzeć – miasto nie jest przesadnie oblegane przez turystów.

Jan Paweł II z Sieradza
Idź do oryginalnego materiału