Pudełko z pierścionkiem
Zosia i Krzysiek przyjaźnili się od podstawówki. Mieszkali w tym samym bloku, tylko w innych klatkach, chodzili do jednej klasy. Przez pierwsze dwa lata nauki babcia Krzyszka odprowadzała ich ze szkoły. Mama Zosi pracowała na zmiany, a ojciec często wyjeżdżał w delegacje.
— Zosieńko, chodź do nas, nakarmię cię obiadem — powtarzała babcia Krzyszka za każdym razem.
Zosia, podchodząc pod blok, czekała z drżeniem, czy babcia znów ją zaprosi. Z przyjemnością jadła aromatyczny rosół, pulpety z ziemniakami lub makaron z parówką.
— Znowu nic nie jadłaś? Dla kogo ja gotuję? Jakbyś w domu nie dostawała jeść — irytowała się mama, otwierając wieczorem lodówkę.
Zosia tłumaczyła, iż samotne jedzenie jest nudne, a babcia ją zaprosiła i nie mogła odmówić. Ale od trzeciej klasy zaczęli mieć lekcje po południu. Babcia przestała zapraszać Zosię, bo mama czekała na nią w domu. W końcu w ogóle przestała odbierać Krzyszka i Zosię po szkole.
— Co, mały jestem? Nikt nie ma opiekunów, tylko ja. Wstyd — burknął Krzysiek, gdy Zosia spytała, dlaczego babcia już nie przychodzi.
Zosia zauważyła, iż Krzysiek nie czeka już na nią w szatni, wymyka się, zanim się ubierze. Albo szedł z innymi chłopakami, ignorując Zosię wlokącą się z tyłu.
W szkole też się odsuwał. A wszystko przez kolegów, którzy drażnili ich nazywając „narzeczonymi”. Zosia dąsała się na Krzyszka. Gdy prosił o ściągnięcie zadania, odmawiała, dumnie unosząc podbródek.
W liceum większość chłopaków zaczęła chodzić z dziewczynami. Krzysiek przestał się krępować Zosi. Znów wracali razem. Często wpadał do niej, by przepisać pracę domową lub przygotować referat.
Pewnego dnia Zosia wróciła ze szkoły i zastała mamę w łzach.
— Coś się stało z tatą? — przestraszyła się.
— Stało. Zostawił nas. Poszedł do innej. Niech go jasny…
Od tamtej pory mama zamknęła się w sobie. Płakała lub siedziała wpatrzona w ścianę. Atmosfera w domu stała się nie do zniesienia. Zosi nie chciało się wracać. Tymczasem babcia Krzyszka zachorowała. Ciągle o czymś zapominała, choćby o jedzeniu. Krzysiek musiał pilnować jej po szkole, by nie wyszła i nie zgubiła się, nie zostawiła gazu. Widywali się tylko na lekcjach.
Przed maturą wszyscy gadali, kto gdzie będzie studiował. Zosia wiedziała, iż nie stać ich na płatne studia, a na darmowe się nie dostanie. Od razu poszła do technikum. Krzysiek dostał się na uniwersytet.
Teraz widywali się rzadko, tylko gdy przypadkiem spotkali się na ulicy. Najpierw zamieniali kilka słów. Potem tylko przywitanie. Czasem Zosia widziała Krzyszka z dziewczyną. Udawał, iż jej nie poznał.
Zosia wściekała się i bolało. Podobał jej się Krzysiek. Nie wiedziała, czy to miłość, czy przyjaźń. Ale patrzeć, jak chodzi z inną, było ciężko.
Na ostatnim roku do technikum przyszedł nowy nauczyciel, świeżo po pedagogice. Wstydził się, unikał kontaktu wzrokowego. Nosił grube okulary w czarnej oprawce.
Pewnego dnia lunął wiosenny deszcz. Zosia zapomniała parasola. Stała pod daszkiem, czekając, aż ulewa minie.
Wyszedł Wojciech Nowak, wyciągnął z teczki parasol.
— Kowalska, daleko mieszkasz? — spytał.
— Cztery przystanki autobusem — odparła.
— Mam samochód, mogę podwieźć — zaproponował.
— Nie trzeba, panie Wojtku. Zaraz przestanie — odmówiła.
— Wątpię. Chodź. — Osłonił ją parasolem i podeszli do srebrzystego Poloneza.
Gdy wsiadł za kierownicę, zdjął okulary.
— Bez okularów pan prowadzi? — spytała Zosia.
Nauczyciel się uśmiechnął.
— To zwykłe szkła. Zakładam je, żeby wyglądać poważniej — szepnął konspiracyjnie. — Tylko między nami, dobrze? — Uśmiechnął się chłopięco.
— Dobrze — zgodziła się.
„Niezły bez tych okularów” — pomyślała.
— Podoba ci się nauka? Będziesz próbować na studia czy do pracy? — spytał, nagle przechodząc na „ty”.
Zosia też kilka razy zwróciła się do niego po imieniu. W końce był tylko kilka lat starszy.
Pod domem wysiadł, by przeprowadzić ją pod parasolem, choć deszcz już prawie ustał.
Potem jeszcze kilka razy ją podwiózł. Zorientowała się, iż celowo czeka pod szkołą. Chodzili choćby do kina, jedząc lody w kawiarni. Zosia zwracała się do niego per „panie Wojtku”. W garniturze i okularach wyglądał dostojnie. Łechtało jej ego, iż nauczyciKiedy Krzysiek w końcu uklęknął w śniegu przed sylwestrową północą, Zosia zrozumiała, iż prawdziwe szczęście czekało na nią cały ten czas.