Pudełko z pierścionkiem
Ala i Krzysiek znali się od podstawówki. Mieszkali w tym samym bloku, w sąsiednich klatkach, chodzili do jednej klasy. Przez pierwsze dwa lata nauki babcia Krzyszka odprowadzała ich ze szkoły. Mama Ali pracowała na zmiany, a ojciec często wyjeżdżał w delegacje.
„Alu, chodź do nas, nakarmię cię obiadem” – proponowała za każdym razem babcia Krzyszka.
Podchodząc pod blok, Ala z niepokojem nasłuchiwała, czy babcia znów ją zaprosi. Z przyjemnością jadła jej aromatyczny żurek, schabowe z ziemniakami albo kluski z serem.
„Znowu nic nie jadłaś? Dla kogo ja gotuję? Jakby cię w domu nie karmili” – irytowała się mama, otwierając wieczorem lodówkę.
Ala tłumaczyła, iż sama jeść nie lubi, iż babcia ją zaprosiła i nie mogła odmówić. ale od trzeciej klasy zaczęli mieć lekcje po południu. Babcia już nie prosiła Ali na obiad, bo czekała na nią mama. Potem w ogóle przestała odbierać dzieci po szkole.
„Co, mały jestem? Tylko mnie odprowadzają, wstyd” – burknął Krzysiek, gdy Ala spytała, dlaczego babcia już po nich nie przychodzi.
Zauważyła, iż Krzysiek nie czeka na nią w szatni, wymyka się, zanim zdąży się ubrać. Albo szedł z kolegami, nie zwracając uwagi na Alę, która wlokła się z tyłu.
W szkole też się od niej odsuwał. A to wszystko przez chłopaków, którzy drażnili się, iż są parą. Ala dąsała się na Krzyszka. Gdy prosił o ściągnięcie zadania, odmawiała, dumnie unosząc podbródek.
W liceum większość kolegów zaczęła się umawiać z dziewczynami. Krzysiek przestał się Alę wstydzić. Znowu szli razem do domu. Często wpadał do niej, żeby odpisać zadanie albo przygotować referat.
Pewnego dnia Ala wróciła ze szkoły i zastała mamę w łzach.
„Coś się stało z tatą?” – przeraziła się.
„Stało. Rzucił nas. Poszedł do innej. Żeby mu ziemia lekką była…”
Odtąd mama zamknęła się w sobie – płakała albo siedziała wpatrzona w ścianę. W domu zrobiło się nie do zniesienia. Ali nie chciało się wracać. A u Krzyszka babcia zachorowała. Wszystko zapominała, nawet, iż ma jeść. Krzysiek musiał na nią uważać, dopóki rodzice nie wrócą z pracy – żeby nie wyszła, nie zgubiła się, nie zostawiła gazu. Spotykali się tylko w szkole.
Przed maturą wszyscy gadali, kto gdzie będzie studiował. Ala wiedziała, iż nie stać ich na uczelnię, więc poszła do technikum. Krzysiek dostał się na uniwersytet.
Teraz widywali się rzadko, tylko gdy przypadkiem minęli się na ulicy. Najpierw wymieniali parę słów. Potem tylko „cześć” i każdy szedł w swoją stronę. Czasem Ala widziała Krzyszka z dziewczyną. Udawał, iż jej nie zauważa.
Ala była zazdrosna, zła i urażona. Krzyś jej się podobał. Nie wiedziała, czy to miłość, czy przyjaźń, ale widzieć go z kimś innym bolało.
Na ostatnim roku do technikum przyszedł nowy nauczyciel, świeżo po studiach. Wstydził się, na dziewczyny choćby nie patrzył. Nosił ogromne okulary w grubej czarnej oprawie.
Pewnego dnia na dworze lało jak z cebra. Ala nie wzięła parasola. Stała pod daszkiem i czekała, aż deszcz przestanie.
Wyszedł pan Mariusz, wyciągnął z teczki parasol.
„Nowak, daleko mieszkasz?” – spytał niespodziewanie.
„Cztery przystanki autobusem” – odparła Ala.
„Mogę cię podwieźć” – zaproponował.
„Nie trzeba, panie Mariuszu. Zaraz przestanie” – powiedziała Ala.
„Wątpię. Chodź.” – Osłonił ją parasolem i podeszli do srebrzystego Poloneza.
Pan Mariusz wsiadł za kierownicę i zdjął okulary.
„Jak to, bez okularów pan prowadzi?” – spytała Ala, zerkając na niego.
Nauczyciel się uśmiechnął.
„To zwykłe szkła. Zakładam je dla powagi” – szepnął konspiracyjnie. – „Tylko między nami, dobrze? Nikomu nie mów.”
„Dobrze” – odparła Ala.
„Bez okularów choćby całkiem przystojny” – pomyślała.
„Podoba ci się nauka? Będziesz zdawać na studia czy do pracy?” – spytał pan Mariusz, nagle przechodząc na „ty”.
Ala też kilka razy mówiła mu „ty”. Co z tego? Starszy tylko o parę lat.
Pod blokiem wysiadł, żeby ją odprowadzić pod parasolem, choć deszcz już prawie ustał.
Potem jeszcze kilka razy ją podwiózł. Zorientowała się, iż specjalnie na nią czeka. Chodzili choćby do kina, na lody. Zawsze zwracała się do niego per „panie Mariuszu”. W garniturze i okularach wyglądał poważnie. Schlebiało jej, iż nauczyciel, dorosły mężczyzna, się nią interesuje. A koleżanki zazdrościły.
Pewnej niedzieli przyszedł do nich z kwiatami i czekoladkami. Przy herbacie mama wypytywała go o pracę, dlaczego został nauczycielem. Ala milczała, wpatrzona w stół.
„Ala niedługo będzie szukać pracy” – wtrąciła mama.
„Właśnie dlatego przyszedłem” – odparł pan Mariusz. – „Od nowego roku zwalnia się etat w technikum. Chciałem zaproponować Ali. Dobrze się uczy, ma szansę zostać.”
„Naprawdę? Słyszysz, Alu?” – ucieszyła się mama.
„Nie chcę uczyć. To nie dla mnie. Przepraszam, panie Mariuszu.” – Ala spojrzała mu prosto w oczy.
Zmieszał się. Próbował poprawić okulary, ale zapomniał, iż ich nie ma.
„Przybyłem bowiem…” – Odsapnął. – „Ireno, przyszedłem prosić o rękę Ali.”
Mama oniemiała, potem spojrzała na córkę.
„Rozumiem, iż to zaskoczenie. Nie śpieszcie się. Mam samochód, trochę stary, ale nowy planuję. Mieszkanie. Ali niczego nie zabraknie.” – Mówił głównie do mamy.
„To takie nagłe… Alu, co ty na to? Zaskoczył pan dziewczynę. Potrzeba czasu…” – mama coś jeszcze mówiła.
„W takiej chwili przydałoby się pudełko z pierścionkiem” – chciała powiedzieć Ala, ale milczała. – „Niezdara. Tak się nie oświadcza.”
Oboje patrzyli na nią wyczekująco.
„Ja… Tak, muszę pomyśleć. Przepraszam.”
„Milo było pana poznać” – mama delikatnie wyprowadziła gościa.
„LubięOtworzyła pudełko, w którym zamiast pierścionka leżał kluczyk od nowego mieszkania, a na spodzie karteczka: „Tym razem nie przegapiłem, ale prawdziwy pierścionek dostaniesz, gdy zgadniesz, który tramwajem dojedziemy do naszego wspólnego życia”.